Quantcast
Channel: BASIA-BLOG.pl
Viewing all 617 articles
Browse latest View live

Refunder - najłatwiejszy zwrot pieniędzy za zakupy!

$
0
0
cashback, zwrot za zakupy, zwrot pieniędzy za zakupy, Refunder, Refunder bonus, bonus za rejestrację, podatek od cashbacku, cashback podatek, zwrot za zakupy podatek, sprzedaż premiowa podatek,

Do tego wpisu przymierzałam się dość długo, ale uważam, że warto. Jakiś czas temu zarejestrowałam się w serwisie Refunder, ale chciałam przejść przez wszystkie etapy aż do wypłaty na konto by się przekonać, czy to faktycznie godne polecenia. I oto jestem i przychodzę polecać! ;) 

W dużym uproszczeniu - Refunder to serwis oferujący cashback, czyli zwrot pieniędzy za zakupy. Refunder dostaje prowizję od sklepów za polecanie ich użytkownikom, zaś użytkownicy dokonujący zakupów - prowizję za zakupy. I wszyscy zadowoleni - sklep, Refunder, użytkownik. 


Sklepy 


Z Refunder współpracuje ponad 620 sklepów i gwarantuję, że w dużej części z nich regularnie kupujecie. A teraz wyobraźcie sobie, że przy praktycznie zerowym wysiłku część pieniędzy wraca na konto. Bez żadnej zmiany nawyków i zachowań - bo przecież i tak tam kupujecie. Żywa gotówka, a nie punkty, które można wymienić na breloczek czy czajnik ;) 

Wymienię wybrane przeze mnie sklepy, które przykuły moją uwagę 

  • Sklepy ogólne: Allegro, AliExpress, GearBest, Rosegal, Zaful
  • Kosmetyki: Douglas, Drogerie Natura, E-glamour, Ekobieca, eZebra, iPerfumy, NYX, Perfumesco, Sephora, Tołpa, Urban Decay, Elnino-Parfum, ESTYL, LokiKoki
  • Odzież/obuwie: Answear.com, Orsay, Czasnabuty, Deichmann, eObuwie, Intimissimi, Bonprix, Adidas, Nike, Reebok, 4F, New Balance, Diverse, Filippo
  • Książki: Empik, Nexto, TaniaKsiazka, Znak
  • Sprzęt: RTV Euro AGD, Avans, Komputronik, Media Expert, Neonet, Neo24, OleOle!, Sferis, Electro.pl, eMAG, 4KOM, Cyfrowe.pl, Vobis
  • Dom: Black Red White, Castorama, home&you, DaWanda, Agata Meble, Mango
  • Jedzenie: KFC Dostawa, PizzaPortal, Pyszne.pl, Telepizza
  • Podróże: Booking.com, Stena Line, TUI, FlixBus, LOT, TripAdvisor Hotels, Hotels.com
  • Inne: Empik, Groupon, Jula, Merlin, Multikino, Vision Express, Pakamera

Wymieniłam zaledwie 72, a jest ich ponad 620 ;) Warto zajrzeć do pełnej listy sklepów


Jak zarejestrować się w Refunder?


To bardzo proste. Jeżeli zarejestrujecie się z » mojego linku «, otrzymacie 25 zł bonusu na start (przy zakupach za minimum 50 zł). Wystarczy nacisnąć "Dołącz teraz" i uzupełnić dane. Wypłaty można dokonać od 45 zł, więc będziecie już dalej niż w połowie drogi! :D Rejestrując się z linku innego użytkownika otrzymacie 10 zł (bo też możecie później polecać serwis innym), a rejestrując się na stronie głównej, bez niczyjego polecenia, startujecie od zera ;). Członkostwo jest oczywiście darmowe ;)


Jak dokonać zakupu ze zwrotem?


Możliwości są dwie. Po zarejestrowaniu się w serwisie, można:

Osobiście już na samym początku zainstalowałam wtyczkę i nie żałuję. Dzięki niej w ogóle nie muszę pamiętać o tym, które sklepy biorą udział w cashbacku - po wejściu na stronę partnera wyskakuje małe okienko z informacją o zwrocie, a ikonka wtyczki na górnym pasku zaczyna migać (na czerwono-zielono). Wówczas wystarczy potwierdzić "AKTYWUJ", migająca ikonka zmieni się na zieloną i można robić zakupy. Po potwierdzeniu dokonania płatności, część pieniędzy pojawi się na koncie Refunder, zwykle w ciągu 48h.

Kolejnym plusem wtyczki jest to, że przy googlowaniu jakiegokolwiek produktu, nad wynikami wyszukiwania pojawia się mała informacja o tym, w których sklepach jest możliwy zwrot przez Refunder. Więc już w Google widać, gdzie będzie najlepiej złożyć zamówienie. 

Dzięki wtyczce o niczym nie trzeba pamiętać, jedynie aktywować zwrot przed zrobieniem zakupów i to tyle :) Oczywiście jeżeli ktoś nie ma ochoty instalować - nie ma problemu, ale wówczas należy ręcznie przejść przez serwis Refunder do strony sklepu, by zarejestrować zwrot. Szczerze mówiąc - ja bym o tym chyba zapominała, więc wtyczka wiele mi ułatwia ;). 

U góry po prawej widać okienko informujące o możliwości zwrotu w allegro oraz ikonkę wtyczki na pasku :) 

cashback, zwrot za zakupy, zwrot pieniędzy za zakupy, Refunder, Refunder bonus, bonus za rejestrację, podatek od cashbacku, cashback podatek, zwrot za zakupy podatek, sprzedaż premiowa podatek,

Tu z kolei wyniki wyszukiwania w Google dla Revlon Colorstay 150 - nad sklepami, które uczestniczą w akcji, pojawiła się ikonka z krótką informacją:

cashback, zwrot za zakupy, zwrot pieniędzy za zakupy, Refunder, Refunder bonus, bonus za rejestrację, podatek od cashbacku, cashback podatek, zwrot za zakupy podatek, sprzedaż premiowa podatek,



Największą zaletą Refunder jest to, że... tak naprawdę nie zmienia żadnych naszych nawyków czy zachowań, a wszystko dzieje się naturalnie. Wchodzę na stronę Multikina by kupić bilety - wtyczka przypomina mi o możliwości zwrotu. Wchodzę na Allegro lub AliExpress - wtyczka przypomina o możliwości zwrotu. Robię zakupy jak zawsze, nie mniej, nie więcej, ale część pieniędzy pojawia się z powrotem na koncie. Planujecie wakacje? Możecie uzyskać zwrot z Booking. Kupujecie sprzęt do domu? Proszę uprzejmie, jest cały szereg sklepów z urządzeniami RTV/AGD. Zwrot przysługuje również, jeżeli produkt jest w promocji. 

Jak już wspomniałam, wypłata jest możliwa od 45 zł. Każdy sklep ma inny poziom cashbacku (lub różni się w zależności od kategorii produktów, np. w Allegro). Po dokonaniu wypłaty, środki powinny się pojawić na koncie w ciągu 3 dni, ale u mnie... były jeszcze tego samego dnia, więc szybciutko.


Czy od zwrotu muszę zapłacić podatek?


We wstępie zaznaczę, że nie należy traktować poniższych informacji jako porady prawnej/księgowej, ale jakiś czas temu zapytałam o to Support i otrzymałam następującą odpowiedź:

"Cashback wypłacany użytkownikom będącym osobami fizycznymi nieprowadzącymi działalności gospodarczej jest zwolniony od podatku dochodowego od osób fizycznych, o ile jednorazowa wartość cashbacku otrzymanego przez użytkownika naszego serwisu nie przekroczy kwoty 760 zł."

Z tego, co mi wiadomo, cashback jest traktowany jako sprzedaż premiowa, a ta do wysokości 760 zł jest zwolniona z opodatkowania. 


Podsumowując kolejno

  1. Rejestrujesz się w Refunder z tego linku
  2. Instalujesz wtyczkę (opcjonalnie, ale moim zdaniem warto)
  3. Po wejściu do sklepu partnera, klikasz "Aktywuj", a następnie "Aktywuj zwrot już teraz" - ikonka na pasku zmieni się na zieloną. Trzeba aktywować zwrot przed dokonaniem zapłaty.
  4. Przy zakupach za minimum 50 zł wraca do Ciebie 25 zł dzięki rejestracji z mojego linku, a przy każdym zakupie w sklepach partnerów (po aktywacji zwrotu guzikiem ;)) część pieniędzy wraca na konto Refunder
  5. Po uzbieraniu minimum 45 zł, zlecasz wypłatę :) 
  6. Cieszysz się, że pieniądze wpadły "za nic" ;)
  7. Zbierasz dalej :D

Rozmawiałam już z kilkoma osobami korzystającymi z Refunder i... nie znam nikogo, kto byłby niezadowolony ;) Ja polecam :) Jeżeli macie jakieś pytania, możecie je zadać w komentarzu, zajrzeć do FAQ lub napisać na adres support@refunder.pl.

Korzystacie z Refunder? A może planujecie dołączyć? :)

Czy bloger musi być ekspertem?

$
0
0

W ostatnich latach zaobserwowałam pewien niepokojący trend - nie tylko w blogosferze, ale ogólnie w społeczeństwie również. Nie tylko ja, ponieważ już kilka miesięcy temu rozmawiałam na ten temat z Karoliną i nasze odczucia były podobne. Z kolei do napisania wpisu skłonił mnie ostatecznie pewien komentarz z ankiety, w którym ktoś kwestionował moją wiedzę ekspercką z zakresu pielęgnacji. What? Jaką wiedzę ekspercką? Przecież ja nie jestem ekspertem! Nie jestem kosmetologiem, nie mam takiego wykształcenia, jak również nie pracuję w tym zawodzie. Założyłam bloga już 7 lat temu z powodu zainteresowania urodą, pielęgnacją, ale nie dlatego, że "siedzę w tym" zawodowo. To moje hobby, coś, co sprawia mi przyjemność. Ale to nie znaczy, że nie można ufać moim opiniom - dzięki dotychczasowym doświadczeniom staram się przedstawiać wszystkie "za i przeciw", by każdy mógł wyciągnąć wnioski, czy to produkt odpowiedni dla niego. 

Niniejszy wpis nie ma na celu rozpętania jakiejkolwiek burzy, ale jeżeli nakłoni do małej refleksji choć jedną osobę, to już będzie super. Chętnie też poznam Wasze zdanie na ten temat w komentarzach. 


Bloger jako ekspert ds. technicznych


Bloger zwykle rozwija się w wielu kierunkach jednocześnie. Czy tego chce, czy nie - siłą rzeczy z każdym miesiącem, rokiem się rozwijamy. Coś gdzieś zobaczymy, coś gdzieś przeczytamy, może uczestniczymy w warsztatach. No i w ten oto sposób na naszych barkach spoczywają:

  • HTML - bo jakoś tego bloga trzeba tworzyć technicznie
  • SEO - bo coś trzeba zrobić, żeby nas wyszukiwano
  • marketing - bo czasem bierzemy udział w różnych kampaniach z markami
  • social media - bo sami prowadzimy swoje media społecznościowe
  • fotografia - bo (zwykle) nikt za nas zdjęć nie zrobi 
  • grafika komputerowa - bo jakoś te niedoskonałe zdjęcia trzeba poprawić...
  • copywriting - bo tekst się sam nie napisze

...i wiele innych! Większość z nas uczy się na własną rękę, trochę oglądając tutoriale, trochę inspirując się od innych, trochę czytając wartościowe artykuły na ten temat. Małymi kroczkami, w wolnych chwilach. Czy jest możliwość, żeby znać się na tym wszystkim doskonale? Teoretycznie jest, ale w praktyce nie wiem, ile musiałabym mieć czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Nie, nie jestem doskonała. I większość osób też nie jest. Uczymy się na własnych błędach, w swoim tempie. Jedni są na wyższym poziomie, inni na niższym. Żeby uzyskać doskonałą jakość każdego z elementów, trzeba by mieć od tego ludzi ;)

Czy jest coś złego w tym, że nie znamy się na wszystkim? Oczywiście, że nie.



Bloger jako ekspert kosmetologii


Oczywiście mam tu na myśli konkretnie blogosferę urodową. Najlepiej, żebyśmy się znały na zabiegach pielęgnacyjnych, manicure, wizażu i każdej innej dziedzinie. Nagle wszyscy stali się ekspertami od analizy składów. Tfu, od plecenia bzdur. Czyli rozbierania składników na części pierwsze kopiuj-wklej z jakiegoś słowniczka składników + bezsensownych uwag typu parabeny to zło, w tym kremie jest alkohol (podczas gdy to często emolient np. Cetearyl Alcohol!!!), naturalne nie uczula i takie tam podstawowe błędy. Serio, do analizy składów trzeba mieć DUŻĄ wiedzę odnośnie efektywnych stężeń, kombinacji składników (bo to często właśnie kombinacje robią robotę) i procesów zachodzących w skórze - co faktycznie ma szansę zadziałać, a co jest tylko chwytem marketingowym. Należałoby się w tym zakresie ciągle dokształcać i czytać publikacje naukowe, najnowsze wyniki badań. A nie blogi, na których w kółko powielane są te same mity, od których aż ciarki przechodzą. 

Oczywiście super, jeżeli się w tym zakresie edukujemy, czytamy i zwiększamy swoją świadomość. To bardzo na plus! Ale błagam, nie róbmy z siebie ekspertów, jeśli nimi nie jesteśmy. I nie upowszechniajmy dalej tych wszystkich bzdur.

Osobiście do większości blogów podchodzę z dużym dystansem, ALE cenię sobie doświadczenie w testowaniu różnych produktów. I zaufanym blogerkom ufam o wiele bardziej niż koleżankom, kobietom w rodzinie, generalnie - przeciętnym Polkom. Wiadomo, że blogerka, która przetestowała już 20 podkładów, wymaga od nich o wiele więcej, umie wskazać różnice między nimi i zweryfikować, który sprawdza się lepiej i pod jakim względem. Przeciętna kobieta - nie bardzo. Ile razy słyszałam rekomendacje "ten tusz jest świetny!", podczas gdy na oczach posklejane pajęcze nogi i grudki. Albo gdy chciałam delikatnie coś zakomunikować słowami "nie przepadam za tym tuszem, bo strasznie się osypuje", na co w odpowiedzi słyszałam "nieeee, u mnie się nie osypuje!" od osoby z mnóstwem czarnych kropek na twarzy ;). Zwykła kobieta nie zastanawia się nad takimi rzeczami aż tak bardzo, co jest w pełni zrozumiałe. Ale ja takim rekomendacjom nie ufam. Ba, przeciętna kobieta nie myje nawet swoich pędzli, bo nie rozumie, że powinna. I właśnie dlatego nie czerpię wiedzy z forów internetowych, kafeterii i tym podobnych miejsc - bo nie wiem, kto jest po drugiej stronie i jaką ma wiedzę oraz doświadczenie.

Czytając blogi, poznajemy autorki w sporym zakresie. Wiemy, jaką mają cerę, oczekiwania i doświadczenie. Stopniowo budujemy zaufanie, poprzez czytanie wielu postów, które utwierdzą nas w przekonaniu "tak, ta osoba zna się na rzeczy". Przykładowo - testując różne podkłady, notuję co kilka godzin moje spostrzeżenia, stan wydzielania sebum, robię zdjęcia przed i po, porównuję działanie z różnymi pudrami i na różnych kremach. Po to, by z testowania wydobyć największą ilość informacji. I właśnie dlatego cenię sobie doświadczenie blogerek urodowych - bo mają porównanie z wieloma innymi produktami i są w stanie wskazać więcej cech. Jednocześnie nie ufam bezgranicznie - zdarzyło mi się poznać na żywo kogoś, kto "specjalizuje się" w makijażu, udziela rad w tym zakresie, a na żywo makijaż tej osoby prezentował się fatalnie, nieroztarte plamy, tona szpachli... Na zdjęciach wydawało się pięknie ;) 

Dystans, dystans i jeszcze raz dystans. 



Polacy jako eksperci od wszystkiego


Kolejną kwestią jest to, że jako naród chyba generalnie lubimy się wymądrzać. Jakakolwiek sytuacja zaistnieje na świecie - nagle każdy poczuwa się do roli znawcy. Polacy przegrali mecz? Nagle stado ekspertów od taktyki piłkarskiej. Ba, wszyscy "powinni" się tym interesować i NIE WYPADA tego nie robić! Sama w dniu meczu z Senegalem żegnałam się z ochroniarzem w pracy i gdy na pytanie "to jak, ogląda Pani mecz?" odpowiedziałam "nieeee, ja niekoniecznie", usłyszałam wyraźną dezaprobatę i niemal oburzenie w głosie "jak to?! tacy sportowcy i meczu nie oglądają?!". Zostałam uznana za sportowca, bo jeżdżę rowerem do pracy. Bez komentarza. Gdy wydarzył się wypadek na Nanga Parbat, większość Polaków stała się "ekspertami" od himalaizmu i ratownictwa górskiego, stanowczo wyrażającymi swoje opinie co kto powinien był wtedy zrobić, np. ratownicy. Oni wiedzą, co mają robić, serio! Jakiegokolwiek tematu nie poruszymy - znajdzie się masa mądrali, wiedzących wszystko najlepiej. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod jakimkolwiek artykułem w internecie lub poruszyć jakikolwiek temat na większym spotkaniu. Można nawet poruszyć temat samochodu, by usłyszeć jakże wartościowe "nie kupuj Volkswagena, kuzyn mojej koleżanki miał i cały czas się psuł!". 


Kim naprawdę jest bloger?


Prawda jest taka, że bloger to zazwyczaj... ZWYKŁY CZŁOWIEK. Mama na macierzyńskim, która po urodzeniu dziecka chciałaby mieć choć trochę przestrzeni dla siebie. Nastolatka, która interesuje się tematami urody, więc postanowiła założyć bloga. Osoba, która z różnych względów ma więcej czasu wolnego (czasem osoba z różnych względów niezdolna do pracy), więc spędza go w ten sposób. Albo zwyczajna kobieta, która lubi o siebie zadbać i w wolnych chwilach po pracy dzieli się swoimi urodowymi doświadczeniami. Zwykły człowiek, zwykle z bardzo prozaiczną genezą powstania bloga.

Oczywiście, część blogerek zajmuje się zawodowo wizażem czy kosmetologią, ale myślę, że zdecydowana większość zawodowo zajmuje się czymś zupełnie innym, a bloga pisze dla odskoczni, dla oderwania się od szarości życia codziennego i miłego spędzenia czasu. W wolnych chwilach. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na to, że nie wystarczy zajmować się czymś zawodowo, by być w tym dobrym. Sama ostatnio poszłam na drugi lifting rzęs u kosmetyczki, a schrzaniła robotę na całego i wyszłam stamtąd koszmarnie zawiedziona. Z całą pewnością też możecie przywołać z wspomnień jakiegoś "specjalistę", który zawiódł. 

Dla mnie bloger to osoba, która w wyciągniętym swetrze, dresach i z kubkiem gorącej herbaty siedzi pod kocem z laptopem na kolanach i pisze do swoich czytelników dla przyjemności. Oczywiście nie dosłownie. A teraz zweryfikujcie to z ilością powyższych zakresów wiedzy specjalistycznej, która jest obecnie "wymagana" (wiecie, SEO, HTML, fotografia itd.). Wyczuwam pewien zgrzyt.

Czy nie wymagamy przypadkiem za dużo od zwykłych ludzi? Którzy wypruwają sobie flaki, żeby w swoim prywatnym, wolnym czasie stworzyć coś fajnego i darmowego dla innych? Ta osoba w tym czasie mogłaby pójść na spacer, do kina, na siłownię, czy odpocząć. Kiedy w końcu nauczymy się DOCENIAĆ, że ktoś coś dla nas zrobił, zamiast wiecznie krytykować, że MOGŁO BYĆ LEPIEJ i oczekiwać coraz więcej? 



Blog jako źródło wiedzy eksperckiej


Nie szukajmy wiedzy eksperckiej w internecie, a już na pewno nie na blogu, którego może prowadzić każdy. Potrzebujesz wiedzy specjalistycznej? Kup specjalistyczną książkę. Czytaj publikacje naukowe. Idź do specjalisty i zapłać mu za konsultacje. Nie lecz się w internecie i nie szukaj wiedzy specjalistycznej u zwykłych ludzi. W Google naprawdę jest masa bzdur, a z kolei na blogach liczne mity rozsiewają się jak zaraza. Jednocześnie odnoszę przykre wrażenie, że ludzie chcieliby wszystko "za darmo". Poradę prawną za darmo. Dermokonsultacje za darmo. Dla mnie logiczne jest, że korzystając z czyjejś wiedzy specjalistycznej, należy za to zapłacić - bo ten ktoś się w tym kierunku kształci i rozwija zawodowo. Tak działa świat - budujesz dom, to musisz skorzystać z usług geodety, hydraulika, elektryka i tak dalej. Pracujesz w swoim zawodzie, znasz się na tym doskonale, ale na innych rzeczach już nie. Więc korzystasz z usług innych osób, które znają się właśnie NA TYM. 

Jak już wspomniałam, bloga może założyć każdy. Z tego powodu nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ilu niewłaściwym ludziom ufacie. Nie wystarczy używać mądrych słów, by mówić mądre rzeczy. Wiele osób kreuje się na ekspertów, by zbijać na tym kasę. I tak, wśród blogerek kosmetycznych TEŻ są takie osoby, na pewno je kojarzycie. I ponownie - przyda się dystans oraz ostrożne budowanie zaufania. 

Wychodzę z założenia, że blogi służą rozrywce, inspiracji, wymianie doświadczeń i w pewnym sensie rozwojowi osobistemu w formie zajawki do zgłębienia tematu. Nie powinniśmy ich zatem traktować jako samodzielnego źródła wiedzy. No chyba, że faktycznie traficie do bardzo wartościowego miejsca - to nic, tylko się cieszyć. 


Podsumowując, uważam że bloger nie musi być ekspertem, szczególnie w naszej blogosferze urodowej. A już z całą pewnością nie ekspertem od wszystkiego - treści, fotografii, SEO, HTML... Oczywiście byłoby miło, gdyby bloger znał się na tym, o czym pisze, ale to często kwestia doświadczenia, a nie wykształcenia i wiedzy eksperckiej. Jeżeli ktoś wyraźnie się nie zna - przecież widać to na kilometr... Nie jestem kosmetologiem, ale to nie znaczy, że nie można ufać moim opiniom. Przez 7 lat prowadzenia bloga przewinęły się przez moje ręce tysiące kosmetyków (nie setki, tysiące), więc mam już wobec nich naprawdę wysokie oczekiwania. Więc proszę, nie oczekujcie bycia ekspertem od kogoś, kto być nim nie musi. I nie róbcie z siebie ekspertów, jeżeli nimi nie jesteście. A w stosunku do osób kreujących się na ekspertów - zalecam dystans, bo można się sparzyć. 

Chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat.
Czy również zauważacie wysyp ekspertów od wszystkiego i też Was to drażni? I czy również zaczynacie czuć presję, że w obecnej blogosferze wszystko musi być doskonałe pod każdym względem? Przez ten wyścig szczurów masa osób porzuciła blogowanie, a wiele innych się nad tym zastanawia.

Lifting rzęs, trwała na rzęsy - czy warto? Moje wrażenia po 2 zabiegach

$
0
0
Lifting rzęs, czyli trwała na rzęsy lub laminacja rzęs to coraz popularniejszy zabieg. Gdy jakiś czas temu pokazałam na Stories rzęsy po liftingu, mnóstwo osób odzywało się w wiadomościach prywatnych z różnymi pytaniami. Wcale się nie dziwię, bo efekt był oszałamiający! Wiem, że wiele osób czekało na ten wpis. Przepraszam, że tyle to trwało, ale chciałam pójść na jeszcze jeden zabieg (dla porównania), a przez ostatni miesiąc po prostu nie miałam czasu. Całe szczęście, że poszłam jeszcze raz bo... och, tak wiele się zmieniło ;)

Chciałabym we wstępie zaznaczyć, że są to typowe wrażenia od strony klienta - nie jestem w żaden sposób zawodowo związana z zabiegami kosmetycznymi. Postaram się wyjaśnić najwięcej, jak umiem, ale moja wiedza pochodzi z tego, co podsłuchałam/podpytałam przy wykonywaniu i wygooglowałam.

pixabay


Co to jest lifting rzęs?


Lifting rzęs (trwała na rzęsy) to nieinwazyjny zabieg, który ma na celu trwałe podkręcenie rzęs. Najczęściej podaje się, że ma się utrzymywać 6-8 tygodni, ale niektórzy piszą, że 3-4 tygodnie lub nawet do 12 tygodni. Tak naprawdę wszystko zależy od indywidualnego cyklu wymiany rzęs, a w dalszej części wpisu szczegółowo wyjaśnię, ile utrzymał się u mnie. W liftingu najbardziej podoba mi się to, że bazuje na naturalnych rzęsach. Nic nie jest doczepiane, doklejane.

Ile kosztuje lifting rzęs? 


Bardzo różnie, cena waha się od około 60 do 120 zł (ale w pewnym artykule w sieci spotkałam się nawet z ceną 240 zł!!!) i zależy od:

  • miejsca, w którym wykonujemy zabieg - im "lepszy" salon, tym drożej
  • rynku lokalnego - jeżeli na całe miasto lifting jest robiony w tylko jednym miejscu, to prawdopodobnie narzucą cenę z kosmosu... Jeżeli takich miejsc jest więcej, to ceny mogą się bardziej wahać w celu pozyskania klienta ;) 
  • używanych produktów - na jakiej marce salon pracuje
  • elementów wchodzących w skład - pełny zabieg składa się z liftingu, laminacji, botoxu i henny, niektóre miejsca wykonują tylko część z nich

Ja za pierwszym razem załapałam się jako modelka na indywidualnym szkoleniu w dobrym salonie (produkty Elleebana) i poniosłam koszt zaledwie 20 zł (za produkty i jako gwarancja, że się pojawię, a nie wystawię ich do wiatru ;)). Za drugim razem poszłam do kosmetyczki (produkty O'Clair) i zapłaciłam 60 zł. 


Jak przebiega lifting rzęs?


Do liftingu nie trzeba się specjalnie przygotowywać. Jedynie nie można mieć makijażu na oczach, ale szczerze odradzam... jakikolwiek makijaż. Na swój pierwszy lifting poszłam w makijażu twarzy (bez oczu), ale kosmetyczka przeciera okolice oczu płynem oczyszczającym, więc pewnie część podkładu też zetrze, a taka linia z odcięciem gdzie podkład jest, a gdzie został zmyty raczej dobrze wyglądać nie będzie :) Przed liftingiem należy zdjąć soczewki kontaktowe. Przeciwwskazaniami są m.in. choroby oczu (np. jaskra, zaćma), infekcje, zapalenie spojówek, jęczmień, cysty. Jeżeli macie jakiekolwiek problemy z oczami, upewnijcie się we własnym zakresie czy nie będzie to przeciwwskazaniem.

Od strony technicznej - kosmetyczka aplikuje ochronne podkładki (na dolnej powiece), takie jak do henny. Na górną powiekę przyklejany jest miękki, silikonowy wałeczek (bez obaw, klej nie jest mocny). Są trzy rodzaje wałeczków (S, M, L), dobór rozmiaru zależy od długości rzęs i pożądanego efektu. Na najmniejszym wałeczku rzęsy będą najmocniej wywinięte. Rzęsy są starannie rozczesywane, by były pięknie ułożone w idealny wachlarz :). Następnie aplikowany jest płyn, który wpływa na strukturę włosa i umożliwia ich trwałe podkręcenie na wałeczku. Nakładany jest również preparat utrwalający skręt. Następuje keratynowa laminacja i botox (nie w każdym salonie), które odżywiają i pogrubiają rzęsy. Dla najlepszego efektu nakładana jest również henna. Poszczególne etapy zostały całkiem fajnie wyjaśnione tutaj. Możliwe, że gdzieś pogmatwałam kolejność elementów henna-laminacja-botox, ale zupełnie serio - z perspektywy klienta zupełnie tego nie czuć. Coś jest nakładane, coś jest zmywane, ale nie czuć co to jest. Dla mnie ta wiedza akurat nie jest szczególnie istotna, a kolejność wykonywania poszczególnych etapów pozostawiam specjalistom :)

Od strony klienta lifting rzęs wygląda tak, że kładziemy się na łóżku, a kosmetyczka siada za nami. Później czuć tylko smyranie na rzęsach, coś jest nakładane, zmywane, czesane ;). Nie ma absolutnie żadnego dyskomfortu (również podczas zdejmowania przyklejonego wałeczka), a chyba jedynym, co może budzić dyskomfort, jest... leżenie z zamkniętymi oczami i brak możliwości podglądania bo wszystko jest "zaklejone". Sam lifting trwa ok. 1-1,5 godziny, w tym czasie oczy są cały czas zamknięte. Dla mnie to był czas relaksu, po prostu sobie leżałam i odpoczywałam, ale jeżeli ktoś ma różnego rodzaju lęki (ciemność, klaustrofobia?), to uprzedzam. No i jeszcze sam płyn do trwałej śmierdzi (mi się kojarzy z kremami do depilacji), ale dla mnie to nie jest problem.

Kilkakrotnie spotkałam się ze stwierdzeniami "zabieg jest bezbolesny" i to stwierdzenie zawsze zapala mi czerwoną lampkę w głowie (oho, czyli jednak będzie boleć), ale zapewniam, że... tu nie ma co boleć - jeżeli wszystko będzie prawidłowo wykonywane. Smarowanie, czesanie i zmywanie czegoś z rzęs.

W praktyce przekonałam się, że lifting może być bardziej i mniej przyjemny w zależności od miejsca, w którym go wykonujecie. Za pierwszym razem poszłam do dobrego salonu, pracującego na produktach Elleebana, które są uznawane za bardzo dobrej jakości i faktycznie wszystko przebiegło fantastycznie. Zero dyskomfortu, fenomenalny efekt, pełen relaks. Za drugim razem poszłam do kosmetyczki pracującej na O'Clair, wykonującej zabieg we własnym domu (ale po szkoleniu, z certyfikatem oczywiście) i niestety nie było tak kolorowo. Podczas aplikacji wałeczka czułam się, jakby ktoś mi chciał wcisnąć gałkę oczną do środka (bo nie chciał się kleić...). Dodam, że przy pierwszym liftingu moment klejenia był w pełni komfortowy. Mam też zarzuty do wykonania henny, ponieważ wpłynęła mi do oczu i piekło niesamowicie. Wyszłam z okropną pandą wokół oczu, którą zobaczycie na zdjęciach.

Co po liftingu?


Tuż po liftingu rzęsy wyglądają kiepsko :) Są już podkręcone, ale mokre i posklejane. Przez 24 godziny nie należy oczu trzeć i moczyć, malować, a najlepiej w ogóle ich nie dotykać. Ja się kąpałam w okularkach pływackich, a i tak zachowywałam największą ostrożność, by woda nie spływała po twarzy. Lepiej nie nakładać kremu pod oczy, nie korzystać z sauny (za duża wilgoć) i solarium (ale z solarium to generalnie lepiej wcale nie korzystać :P). Po 24 godzinach można... wszystko. Można rzęsy umyć (i wtedy dopiero zaczynają wyglądać pięknie, bo wcześniej takie posklejane troszkę fuj ;)), można je malować tuszem do rzęs, zmywać płynem do demakijażu, tak jak zawsze. Tyle, że są przepięknie uniesione i rozdzielone.

Efekt po liftingu rzęs


Efekt w największej mierze zależy od naszych naturalnych rzęs. Jeżeli są długie i proste (a ja właśnie takie mam - od frontu są zupełnie niewidoczne, a od boku sterczą mocno naprzód ;)), to najlepiej wpisujemy się w grupę docelową :))). Rzęsy zostaną trwale podkręcone, a więc będą się wydawały dłuższe. Jeżeli podoba się Wam efekt po zalotce - to będzie podobnie, tyle że na długo. Podczas liftingu rzęsy są też starannie rozczesywane, więc będą nie tylko podkręcone, ale i rozdzielone, taki piękny wachlarz. Moje rzęsy z natury są bardzo niesforne, każda rośnie w inną stronę, krzyżują się i trudno mi je rozdzielić, więc takie trwałe rozdzielenie było dla mnie totalnie zachwycające. Jeżeli macie krótkie rzęsy, to niestety cudów nie będzie, warto mieć to na uwadze. Efekt zależy również od rozmiaru wałeczka - na najmniejszym wałeczku skręt zacznie się bardzo blisko linii rzęs, będą mocniej wywinięte.

W liftingu najbardziej podoba mi się to, że bazuje na naturalnych rzęsach. Nic nie jest doczepiane ani doklejane. Nie ma efektu włochatej gąsienicy, jak przy metodach przedłużania typu 3:1, 3d, 5d itd. Oczywiście bez urazy dla nikogo - każdemu podoba się co innego i nie wnikam w to, co ktoś robi z własnymi rzęsami :) Ale mi to się akurat nie podoba i nie chciałabym tego na sobie. Efekt po liftingu jest bardzo naturalny bo... to NASZE rzęsy, tyle że podkręcone, rozdzielone i przyciemnione. Można chodzić bez jakiegokolwiek makijażu i nie wygląda to zabawnie (jak w przypadku przedłużanych rzęs, które chyba jednak najlepiej wyglądają z "full makeup").

Niestety, efekt zależy też od tego, gdzie wykonamy zabieg. I tutaj najbardziej przykra część wpisu ;) Świetny przykład tego, jak udany zabieg kosmetyczny może dodać +10 do pewności siebie, a jak nieudany potrafi popsuć humor kobiecie. Na długo.

Za pierwszym razem byłam zachwycona, nie mogłam oderwać oczu od lusterka. Rzęsy były fenomenalnie podkręcone, rozdzielone, przyciemnione, taki idealny wachlarz! Wystarczyło pokryć rzęsy jedną warstwą byle jakiego tuszu (nawet beznadziejnego), żeby wyglądały zjawiskowo. Zdecydowanie skrócił się czas ich malowania - wystarczyło przeciągnąć tuszem, bez walki o rozdzielenie, co jest u mnie standardem. Magia! Nawet bez makijażu wyglądały cudnie, co może być fantastyczną opcją na wakacje. Dodatkowo zastosowana henna/farba (cokolwiek to było) była bardzo dobrej jakości i utrzymywała się długo. Spodziewałam się, że rzęsy wyblakną po tygodniu-dwóch, ale nic podobnego, nawet po 6 tygodniach były wyraźnie ciemniejsze. Byłam tak zachwycona efektem, że trąbiłam o tym wszędzie - na Stories, w ulubieńcach kwietnia, ciągle zagadywałam koleżanki, że o matko, jakie to cudowne ;) Pełna ekscytacja.

Za drugim razem niestety wróciłam BARDZO niezadowolona. Już pomijając kwestie techniczne, o których wspominałam wcześniej (klejenie wałka z uczuciem wciskania gałki ocznej, zalanie okolicy oczu henną i koszmarne pieczenie), efekt był... zerowy. Rzęsy czarne, owszem (i cała okolica oczu też, wyglądałam strasznie :/), ale nadal proste jak druty i nierozdzielone. Ilekroć spojrzałam w lusterko, byłam po prostu wściekła, bo utopiłam 60 zł na hennę rzęs i skóry. No i straciłam około 3 godziny czasu razem z dojazdami. To i tak nic w porównaniu z tym ogromnym uczuciem rozczarowania, że mogło być tak pięknie (bo wcześniej tak było!), a teraz jest tak do dupy. Jechałam pełna nadziei i radości, że znowu będę miała piękne rzęsy, a wyszło, jak wyszło. Gdyby to był mój pierwszy lifting, zraziłabym się raz na zawsze. Nie wiem, co zawiniło. Czy słabej jakości produkty, czy brak umiejętności osoby wykonującej zabieg (osoba ta jest po szkoleniu i posiada certyfikat), czy zastosowanie złego rozmiaru wałka (za pierwszym razem miałam S, za drugim M), czy mój indywidualny brak reakcji na ten konkretny produkt (bo na Elleebana było ekstra).

BARDZO mocno zalecam uprzednie sprawdzenie salonu i opinii, obejrzenie zdjęć przed i po oraz upewnienie się, na jakich produktach pracują. Nie twierdzę, że Elleebana jest jedyną słuszną marką bo zapewne znajdą się jeszcze jakieś warte uwagi (nie jestem w stanie przetestować wszystkich istniejących :P), ale na pewno warto sprawdzić, które są polecane, a które niekoniecznie.

Zdjęcia - efekt po liftingu rzęs


Rzęsy bez makijażu, od przodu:
(pierwszy lifting, bardzo udany)

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

Rzęsy bez makijażu, od boku:
(pierwszy lifting, bardzo udany)
Skręt jest zjawiskowy!

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

Rzęsy wytuszowane, od przodu:
(pierwszy lifting, bardzo udany)

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

Rzęsy bez makijażu, od przodu:
(drugi lifting, bardzo NIEUDANY)

Jak widać, cała okolica oczu jest uwalona henną, a efekt przed i po, poza przyciemnieniem rzęs, jest praktycznie niezauważalny. Totalny brak jakiegokolwiek skrętu rzęs!!! Z tego powodu nie robiłam zdjęć po tygodniu, dwóch i tak dalej, bo jeżeli nie widziałam efektu tuż po, to co tu fotografować?! Niestety zdjęcie "po" wygląda jak z typowego internetowego mema "oczekiwania vs. rzeczywistość" albo z programu z ukrytą kamerą typu "Usterka" czyli jak zrobić to źle. Masakra.

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

Rzęsy bez makijażu, od boku:
(drugi lifting, bardzo NIEUDANY)

Totalny brak skrętu :/ 
Porównajcie "dzień przed" i "na drugi dzień" - poza przyciemnieniem rzęs nic się nie wydarzyło

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

Rzęsy wytuszowane:
(drugi lifting, bardzo NIEUDANY)

Niestety dokładnie tak wyglądają moje rzęsy BEZ liftingu, więc jak dla mnie efekt zerowy. 

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

No i jeszcze dla bardziej obrazowego porównania pierwszego i drugiego liftingu, dołączam dodatkowe zdjęcia.

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

 No i porównanie wytuszowanych rzęs po UDANYM liftingu i po NIEUDANYM liftingu. 

lifting rzęs, trwała na rzęsy, laminacja rzęs, laminowanie rzęs, keratynowe laminowanie rzęs, botox rzęs, botoks rzęs, botox rzęs, lifting laminowanie botox henna, keratynowy lifting rzęs, keratynizacja, lifting rzęs efekt przed i po, efekt po liftingu rzęs, lifting rzęs czy warto, jak długo trzyma się lifting rzęs, wady i zalety liftingu rzęs, czy lifting niszczy rzęsy,

Mam nadzieję, że moje gigantyczne rozczarowanie za drugim razem jest zrozumiałe ;)

Czy lifting niszczy rzęsy? 


Ciężko powiedzieć... Jeżeli zapytacie w salonie, prawdopodobnie uzyskacie odpowiedź typu "ależ skąd, dzięki zastosowaniu odżywki lifting rzęs wręcz odżywia rzęsy i sprawia, że są mocniejsze!". Przyznam szczerze, że ja do takich informacji podchodzę z dystansem. Preparat wnika we włoski i zmienia ich strukturę, co samo w sobie może odrobinę przerażać. Dla mnie to sytuacja podobna do farbowania włosów - sam fakt, że do farby dołączona jest odżywka nie oznacza, że farbowanie jest dla włosów zdrowe. Odżywka tylko minimalizuje skutki ingerencji we włosy. Takie jest moje podejście, raczej ostrożne, ale oczywiście wypowiadam się z perspektywy laika. Ja nie odnotowałam osłabienia rzęs ani po pierwszym, ani po drugim liftingu. Nie wypadały mocniej, nie przerzedziły się. Jedynie co, to naturalnie wypadające rzęsy są bardziej widoczne, bo kruczoczarne po hennie ;)

Myślę, że raz na jakiś czas nie ma problemu :) Ale osobiście chyba nie zdecydowałabym się na robienie w trybie ciągłym, lifting za liftingiem, bo jednak bym się obawiała ewentualnych skutków na dłuższą metę.

Jak długo utrzymuje się efekt?


To zależy! Po pierwsze, od użytych produktów - za pierwszym razem efekt był fenomenalny, za drugim... żaden. Po drugie, od indywidualnego cyklu wymiany rzęs. W praktyce wygląda to tak, że rzęsy odrastają i "wypychają" skręt do zewnątrz, a później rzęsa wypada. Więc na początku skręt jest już przy nasadzie rzęs, a później stopniowo coraz dalej i dalej, pomału zanikając. Ciężko więc powiedzieć, ile utrzymuje się efekt, bo czy wywinięte same końcówki to nadal coś, co nas satysfakcjonuje? Z każdym tygodniem efekt jest coraz słabszy, po prostu.

W moim przypadku rzęsy wyglądały cudownie przez około 2 tygodnie. W 3 i 4 tygodniu było nadal bardzo ładnie (ale już nie tak zjawiskowo), a po 5-6 tygodniach już tak sobie. Można więc mniej więcej założyć, że w moim przypadku to zabieg na miesiąc :).

Wady i zalety liftingu rzęs


+ rzęsy są mocno podkręcone i wydają się dłuższe
+ rzęsy są pięknie rozdzielone, nawet jeżeli naturalnie są bardzo niesforne
+ zdecydowanie przyspiesza poranne malowanie rzęs, wystarczy jedna warstwa byle jakiego tuszu dla pięknego efektu! Nawet tuszu, który generalnie jest beznadziejny ;)
+ jest wykonywany na naturalnych rzęsach, nie ma mowy o sztucznym i przerysowanym efekcie
+ świetna sprawa na lato, rzęsy nawet bez tuszu wyglądają przepięknie :)

+/- na długich i prostych rzęsach efekt będzie zjawiskowy, ale już na krótkich niekoniecznie...
+/- leżenie z zamkniętymi oczami przez 1-1,5 godziny może być dla kogoś niekomfortowe, ale dla mnie to był relaks
+/- laminacja i botoks odżywiają rzęsy, ale sama trwała może je niszczyć
+/- generalnie zabieg nie powoduje żadnego dyskomfortu jeżeli jest prawidłowo wykonany, ale jeżeli wpadniemy w złe ręce, to niestety może nie być tak różowo, o czym się przekonałam na własnej skórze
+/- efekt jest tak cudowny, że może uzależnić :P zalecam dystans ;)

- najładniejszy efekt utrzymuje się około miesiąc, dla mnie to dość krótko
- cena dość wysoka jak na trwałość
- dostępność usługi - w Trójmieście nie ma z tym problemu, ale w mniejszych miejscowościach bywa gorzej

Czy warto? Ciężko powiedzieć. Ogólnie tak, to fantastyczna sprawa na wakacje (nie trzeba malować rzęs bo i tak wyglądają pięknie), większą okazję lub nawet dla lepszego samopoczucia, dla samej siebie, ale raczej raz na jakiś czas. Cena nie należy do najniższej, a bałabym się również wpływu na rzęsy w dłuższej perspektywie.

Jestem ciekawa co na ten temat sądzicie. Czy słyszeliście o liftingu rzęs lub już z niego korzystaliście? A może czujecie się zainteresowani tematem lub wprost przeciwnie - jesteście przeciwni takim zabiegom? Dajcie znać :) 

Nowości | czerwiec 2018

$
0
0
Czerwiec był dla mnie szalonym miesiącem. Bardzo wiele się działo, nieco kosztem bloga i ogólnie sfery kosmetycznej. Pod względem nowości - skromniutko ;) Ani nie było czasu, by się na co dzień pięknić, ani też zbytnio funduszy na kosmetyczne szaleństwa. Z kolei zapasy gwarantowały zaspokojenie codziennych potrzeb.

Zakupy

Drogą zakupu nabyłam w zasadzie tylko dwie rzeczy. 


Korektor Maybelline Anti-Age Eraser Neutralizer, nad którego zakupem zastanawiałam się już od dawna. Wahałam się między "cała blogosfera chwali, więc z pewnością bubel" (na ile takich hitów już się nacięłam!!), a tym, że kilka zaufanych osób również zrecenzowało go pozytywnie. A to już zasiało ziarno niepewności ;) Postanowiłam spróbować - i o ile właściwościami jestem pozytywnie zaskoczona (nawilżający, kremowy, niewysuszający), tak już kolorem niekoniecznie. Jak nałożę niewiele i starannie rozklepię gąbeczką to ujdzie, ale wolałabym, żeby był jaśniejszy.



Semilac Extend Base, bo niestety mój środkowy palec zawsze świeci złamanym paznokciem, a nie chcę skracać wszystkich z powodu jednego. Semilac Hardi nie do końca spełnił moje oczekiwania, NN Extra Base mnie uczuliła, Victorię Vynn miałam pożyczoną od Pauliny i też zaczynało się coś dziać. Z kolei żele są dla mnie odrobinę upierdliwe w stosowaniu, a jeszcze bardziej upierdliwe w zdejmowaniu. Postanowiłam więc dać szansę tej nowości - jeżeli się nie sprawdzi, to się pozbędę :)


Prezenty, współprace, PR


W czerwcu pojawiła się kolekcja Manirouge From Bloggers with Love, w której trzy wzory są inspirowane moimi pomysłami (marmur, różyczki, koronki). Pokazywałam je już na Instagramie:

Widzicie logo w prawym dolnym rogu każdego arkusza? 😍 Tak, to moje własne wzory Manirouge, które powstały w ramach współpracy z marką! ❤😄 Jaka jest "moja" kolekcja? Basiowa! 😂 Są kwiatki, są koronki i jest marmur, kwintesencja basiowości. 😂 Właśnie dziś cała trójka pojawiła się już w sklepie Manirouge (aktywny link bezpośrednio do kolekcji "From Bloggers with love" jest w moim bio 👈). Kolekcja jest limitowana, więc jeżeli wzorki się Wam podobają - na teraz bądź na przyszłość, to nie zwlekajcie zbyt długo. 😁 Swoje piękne wzory stworzyły również @pasjekaroliny oraz @lakierowniczka - koniecznie do nich zajrzyjcie 😍. Jak się Wam podobają? 😄 _____ #manirouge #naklejki #ozdobytermiczne #naklejkitermiczne #frombloggerswithlove #koronki #koronka #lace #marmur #marble #marblenails #marmurowepaznokcie #kwiaty #flowers #flowernails #róże #rosenails #rose #paznokcie #manicure #nails #nailstagram #nailart #manirougegirl #paznokciowo #naklejkinapaznokcie #zdobieniepaznokci #instanails #nailsticker #polskablogerka
Post udostępniony przez Basia Hrycyk (@basia.blog)


Swoje wzory mają też: Pasje Karoliny oraz Lakierowniczka :) Kolekcja From Bloggers with Love (kliknij, by przejść) jest limitowana, więc zainteresowanym radzę się pospieszyć :). Więcej opowiadałam w wyróżnionej relacji :) Na pewno z czasem pokażę kilka stylizacji, tylko muszę znaleźć wolną chwilę :)


Manirouge, ozdoby termiczne, kolekcja Manirouge, from bloggers with love, marble nails, marmurowe paznokcie

W czerwcu widziałam się z moim blogowym teamem (tak, ta biała w środku to ja :P) - tym razem nie spotkałyśmy się w żadnej kawiarni/pizzerii, lecz urządziłyśmy sobie piknik na plaży. Każda przyniosła coś do jedzenia, było fenomenalnie :)



Z pikniku wróciłam z mnóstwem odlewek od dziewczyn i pożyczonym korektorem KvD. Dziękuję Wam ♥


Miałam też ogromną przyjemność nareszcie poznać osobiście Agatę (Agata Smaruje)! Śmiałyśmy się, że wyglądamy tu jak psiapsiółki z liceum, haha :D Było przesympatycznie :)


Ze spotkania również przyniosłam 3 odlewki (dwa filtry + jedno myjadło do twarzy) :)


Od marki Nivea przyszło w tym miesiącu trio kremów Nivea Soft o różnych zapachach w celu mixowania zapachów :) Szczerze mówiąc każdy zapach z osobna jest bardzo ładny (i nie czuję większej potrzeby mieszania), więc jeżeli lubicie klasyczny Nivea Soft, to warto się zwrócić ku nowym zapachom przy drogeryjnej półce. W drogerii Rossmann online widziałam, że są dostępne pojedynczo, zaś w Google widziałam, że są też zestawy w innych sklepach.


Od AVON w tym miesiącu przyszły dwie wielkie paczuchy :)


Ale muszę przyznać, że w moich rękach zostaje ta czwórka kosmetyków, a cała reszta już powędrowała dalej z różnych powodów. Więc tak naprawdę w moich nowościach zostają: płyn micelarny, chusteczki do demakijażu, piękny rozświetlacz w kremie (dla mnie na twarzy trochę za ciemny, ale do ciała śliczny) i perfumy Attraction, które na początku nie robią na mnie wrażenia, ale z czasem robią się śliczne. Bardzo mi się ten zapach podoba, ale właśnie po jakimś czasie (to chyba nuty bazy?).


I to by było na tyle :) 

Ulubieńcy i rozczarowania | czerwiec 2018

$
0
0
Nie miałam w czerwcu zbyt wiele czasu, by korzystać z kosmetycznych dobrodziejstw, ale po chwili zastanowienia i tak bez problemu udało mi się wskazać kilka produktów, które zasłużyły dziś na wyróżnienie (pozytywne bądź nie) :)

Puder Bell Hypoallergenic SPF50, Róż Maybelline 40 Pink Amber, Rozświetlacze w kremie Eveline, Innisfree, No-sebum Mineral Powder, La Roche-Posay Anthelios XL suchy żel-krem SPF50+, Delia, henna jednoskładnikowa brązowa, Cielista kredka Deborah 2in1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof


Ulubieńcy


La Roche-Posay Anthelios XL suchy żel-krem SPF50+


Faktem jest, że już wspominałam o nim kilka razy na blogu, ale właśnie go kończę (wyciskam już resztki, więc lada dzień będę rozcinać opakowanie) i postanowiłam wspomnieć o nim ponownie, ponieważ... używało mi się go z ogromną przyjemnością do samego końca. Jest to świetny matujący krem z filtrem do cery tłustej/mieszanej. Zastyga i wchłania się niemalże do zupełnego matu, nie powoduje wzmożonego świecenia w ciągu dnia, jest lekki i jeśli bieli, to naprawdę minimalnie. Aplikacja może sprawiać nieco trudności na początku przez to szybkie zastyganie, ale można sobie z tym poradzić, a moim zdaniem i tak jest łatwiejszy od matującego Vichy. Ma też wysoki SPF (50+) i PPD (31). Ja go uwielbiam i gdyby nie fakt kilku filtrów w zapasie, kupiłabym ponownie. Natomiast raczej odradzam cerom suchym - może ściągać i wysuszać. 

Innisfree, No-sebum Mineral Powder


Cerom tłustym ogromnie polecam też puder Innisfree. To moje drugie opakowanie, pierwsze dostałam od zoili, a niedawno puder trafił do mnie po raz drugi, tym razem z Drogerii Misun. Jest bardzo drobniutko zmielony i nieco suchy, skrzypiący. Ale jak on matuje, wow! Jeden z najlepszych pudrów, jakie miałam w rękach. Stanowczo warto wypróbować choć raz, ponieważ używam go przed każdym większym wyjściem lub gdy potrzebuję matu na dłużej. Można na nim polegać.

Puder Bell Hypoallergenic SPF50, Róż Maybelline 40 Pink Amber, Rozświetlacze w kremie Eveline, Innisfree, No-sebum Mineral Powder, La Roche-Posay Anthelios XL suchy żel-krem SPF50+

Jest też trójka ulubieńców makijażowych czerwca  :)

Puder Bell Hypoallergenic SPF50


Puder przewijał się już na moim blogu, również w ulubieńcach. Ale w czerwcu wiele mu zawdzięczałam, dlatego chciałabym go ponownie wyróżnić. To jeden z najbardziej ekspresowych produktów w użyciu, jakie znam, więc w przypadku "niedoczasu" - ideał. Bardzo mocno kryje, więc nałożony pędzlem kabuki (takim bardziej zbitym) mocno wyrównuje koloryt skóry bez potrzeby użycia podkładu. A ponieważ to puder, to nie trzeba go też pudrować ;) Jedyne zastrzeżenie mam do długości trzymania matu w ryzach, więc jeżeli miałam chwilę, to faktycznie go pudrowałam, a jeżeli nie, to dopiero po kilku godzinach.

Róż Maybelline 40 Pink Amber


Jest specyficzny i wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu. Ma piękny, subtelny odcień różu i... średnią pigmentację :) Wiem, że to dla niektórych będzie dyskwalifikujące, ale dla mnie to plus - nie sposób z nim przesadzić, nawet w porannym pośpiechu. Nawet nie trzeba go szczególnie rozcierać, taki jest delikatny! Jedynie opakowanie mnie wkurza - wieczko się rozsuwa w górę i nie jest to wygodne. 

Rozświetlacze w kremie Eveline 


Rozświetlacze również miały już swoje miejsce na moim blogu (w recenzji oraz swatchach - tylko właśnie się zorientowałam, że nie pokazywałam Light razem z Gold, ponieważ Light trafił do mnie później). Baaaardzo je polubiłam  za efekt, który można stopniować (od bardzo delikatnego do wyrazistego), brak nachalnych drobinek, aż do... łatwości użycia. Jeżeli boicie się rozświetlaczy w kremie - niepotrzebnie! Wydobywam trochę pędzelkiem na dłoń i opuszkiem palca rozklepuję na kościach policzkowych, idzie to naprawdę sprawnie :) Chętnie po nie sięgam!

Rozczarowania


Delia, henna jednoskładnikowa brązowa, Cielista kredka Deborah 2in1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof

Rozczarowania niestety też się znalazły :)

Ostatnio trochę zraziłam się do marki Delia. Otrzymałam kilka produktów od Izy (:*) i, kurczę, prawie wszystkie są kiepskie. Oczywiście cieszę się, że mogłam się przekonać na własnej skórze, jednak marka trochę mnie do siebie zniechęciła.

Delia, henna jednoskładnikowa brązowa


W tym miesiącu postanowiłam wskazać hennę jednoskładnikową, która wydaje się ideałem - jest już gotowa, zmieszana, a aplikator z pędzelkiem pozwala na aplikację bezpośrednio z opakowania. Czadowo, nie trzeba mieszać, bawić się w osobne spodeczki, pędzelki i tak dalej! Tylko szkoda, że efekt jest tak słaby, że wygoda użycia tego nie rekompensuje. Tuż po wykonaniu jest ok, ale już na drugi dzień efekt jest prawie niewidoczny! A trzeciego dnia to już nic. Biorąc pod uwagę fakt tego, że mam duże ubytki w brwiach i jasne włoski, zależy mi na wyrazistym podkreśleniu, żeby ułatwić sobie poranne malowanie. Tutaj aplikacja jest szybka, ale efekt ledwie widoczny i nietrwały. A nie zamierzam się w to bawić codziennie. Stanowczo wolę poświęcić tych kilka minut więcej na dobrą, trwałą hennę RefectoCil. 

Delia, henna jednoskładnikowa brązowa

Cielista kredka Deborah 2in1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof 


Ta kredka nie jest może bublem, ale i tak mnie rozczarowała. Szukałam następcy dla mojej ulubionej (Max Factor 90 Natural Glaze), która jest już trochę stara, ale chyba jednak kupię ją ponownie. Deborah jest bardzo jasna, waniliowa i przez to... rzuca się w oczy aż za mocno. Mimo, że jestem bardzo blada, oczy "krzyczą" jasnością. MF jest zdecydowanie subtelniejsza i daje efekt naturalnie wypoczętych oczu. Deborah jest miękka i żelowa, dzięki czemu łatwo sunie po linii wodnej, ale też niestety migruje z czasem. Po kilku godzinach od wewnętrznej strony nie ma nic, a przy linii rzęs widać nagromadzoną kredkę, która osadziła się na włoskach. Nie wygląda to zbyt estetycznie. MF jest o wiele lepsza pod względem koloru i trwałości, więc Deborah używam niechętnie.

Po lewej stronie - swatch Deborah oraz Max Factor, nawet jeżeli MF wydaje się tu brzydki, to naprawdę na linii wodnej prezentuje się doskonale! Z kolei właśnie "ta ładna" na ręku Deborah, na oczach wygląda sztucznie.
W środku i po prawej - Deborah po kilku godzinach, brzydko zbiera się na linii rzęs :(

Cielista kredka Deborah 2in1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof

Znacie któregoś z nich? :)

Zużycia | czerwiec 2018

$
0
0
Wiem, że wszyscy tak piszą, ale... rany, jak ten czas szybko leci! Zupełnie nie wiem, gdzie uciekł mi czerwiec, a to już 1/3 lipca. Mimo, że nie miałam zbyt wiele czasu na kosmetyczne czynności, i tak udało mi się zużyć całkiem sporo. Zapraszam na przegląd minirecenzji zużytych produktów :)


Ciało:



✔ Balea Melone Dusche&Creme, melonowy żel pod prysznic - miałam dwa opakowania tego żelu. Za pierwszym razem wydawało mi się, że jest strasznie sztuczny i gryzący, a za drugim... bardzo mi się podobał. Jestem ciekawa, z czego to wynikało, może trafiły mi się różne partie? Żele Balea nie są zbyt łagodne dla skóry, ale mi to nie przeszkadza, nie mam skłonności do wysuszania.
Garnier Mineral Invisible, antyperspirant w kulce - bardzo dobry i skuteczny antyperspirant. Wkurzała mnie jedynie długość wchłaniania, jak to z kulkami bywa. 
✘ Nivea Rich Nourishing Dry Oil, suchy olejek do ciała - trochę się z nim męczyłam... Po pierwsze, nie lubię smarować ciała ;). Po drugie, jeszcze bardziej nie lubię wyczuwalnej warstwy na skórze. Ten olejek rzekomo miał być "suchy" i choć owszem, nie jest bardzo tłusty, to jednak nie wchłonie się całkowicie, nie ma szans. A po trzecie, zapach klasycznego kremu Nivea to nie jest coś, co mnie porywa. Ok, jest przyjemny, ale mimo wszystko to nie mój klimat. A ten olejek jest połączeniem wszystkich tych trzech cech. W zasadzie trudno go nazwać olejkiem, bo poza oleistą konsystencją z olejami niewiele ma wspólnego (skład), ale to było w sumie wiadome, jeśli chodzi o Nivea. 

Włosy:


✔ Garnier, Wahre Schatze, Sanfte Hafermilch, odżywka z mlekiem owsianym - od hellojzy :). Pięknie, mlecznie pachniała, ułatwiała rozczesywanie, nie obciążała włosów. Byłam z niej zadowolona. Nie było to może typowe "wow", ale zużyłam z przyjemnością od początku do końca :)
✔ Petal Fresh, Rosemary&Mint, szampon dodający objętości - odlewka od Justyny. Co prawda po dwóch użyciach nie za wiele powiem, ale zrobił na mnie pozytywne pierwsze wrażenie (pod kątem świeżości i lekkości włosów) i nie wykluczam zakupu w przyszłości. 
~DIY peeling enzymatyczny do skóry głowy - w buteleczce po serum Bionigree miałam ukręcony własny peeling enzymatyczny (hydrolat z drzewa herbacianego 93% + papaina 5% + bromelaina 2% + odrobina konserwantu naturalnego z Biochemii Urody). Wygoda użycia była super - wodnisty płyn i pipetka, nakładałam na chwilę przed myciem głowy. Łatwość spłukiwania również na plus. Przeszkadzał mi zapach, ale na szczęście tego się długo nie trzyma. Nie wiem jednak, co powiedzieć o efektach... W głębi serca wierzę, że to MUSI działać w tej kombinacji, ale w sumie nic nowego nie odnotowałam - większej świeżości, objętości... ;) Ale myślę, że zrobię sobie kolejną porcję, ponieważ mechanicznych nie mogę wypłukać. 

Twarz:


✔ Liqpharm, LIQ Ce, serum-maska z witaminą E 15% - świetny produkt! Dwufazowe, bogate serum do twarzy. Świetnie nawilża, zmiękcza skórę, a suche skórki znikają w mig. Wiele osób wskazuje również na przywrócenie jędrności - ja jeszcze nie miałam okazji odnotować jej spadku, więc do tego się nie odniosę ;) Ale skóra jest miękka, gładka, a przesuszenia znikają. 
✔ Bielenda, płyn micelarny zielona herbata - odlewka, chyba od Ani. Skuteczny, ładnie pachnący micel. Niewykluczone, że zakupię :)
✔ Kiehl's Creamy Eye Treatment with Avocado, krem pod oczy z awokado - odlewka od hellojzy, która była tak duża, że używałam, używałam i używałam :D Bardzo gęsty tłuścioszek, tak zwarty, że aż sprawiał wrażenie... kryjącego ;) Mocno odżywiał skórę pod oczami, używałam z przyjemnością, choć szczerze myślałam, że będzie jeszcze lepszy. 
Nature Story, woda micelarna - odlewka od Justynypachniała jakby kokosowo, skuteczna. Nie piekła w oczy, chyba że wylałam zbyt dużo na wacik. Ogólnie ok. 
Vianek, olejek do demakijażuodlewka od Justynyw sumie byłam zadowolona, dobrze rozpuszczał makijaż, nie pozostawiał mgły. Szkoda, że nie zawiera emulgatora (nie zmyje się wodą), a takie olejki preferuję.
✘ Mizon, Multi-function formula snail repair eye cream, krem pod oczy ze śluzem ślimaka - jak dla mnie aż za lekki, na dłuższą metę skóra pod oczami miała się tylko gorzej.
✘ Vianek, wzmacniający płyn micelarny odlewka od Justynyniestety za mało skuteczny...

Saszetki: Serum LIQ CC Rich, które dla mnie okazało się zbyt bogate (wolę wersję Light); Kiehl's Ultra facial cleanser, który jest zbyt agresywnym żelem do twarzy, w dodatku o nieprzyjemnym zapachu i gęstej, tępej konsystencji; COSRX Snail 96 Essence, o dziwnej (śliskiej?) konsystencji; Płatki pod oczy Balea Beauty Effect, bardzo fajne - kojące, nawilżające; Rival de Loop maseczka naprawcza - przyjemna maseczka, choć ostatnio odrobinę denerwują mnie te, w których należy zdjąć nadmiar z twarzy.

Kolorówka

✔ Kobo, puder transparentny - bardzo miękki i pylący, drobno zmielony puder transparentny. Lekko matuje, lekko wygładza. Całkiem przyjemny na co dzień.
✔ Rimmel, puder Lasting Finish - kiedyś mój ulubiony puder kryjący, ale odkąd poznałam Bell SPF50, odszedł na dalszy plan. Najjaśniejszy odcień niestety jest trochę różowy
✔ Lily Lolo, puder Translucent Silk - świetny pod oczy, lekko rozświetlający i delikatny
Ecocera, puder ryżowy - dobrze matuje, ale jest dosyć ciężki i widoczny na skórze
✘ AVON True Ultra Volume, tusz do rzęs z rozczarowań maja
✘ Kredka do brwi Kobo z kosmetycznych rozczarowań


Inne

✔ Calypso, gąbeczka celulozowa do demakijażu, którą lubię do zmywania maseczek
✔ Isana, olejek pod prysznic - niezastąpiony do mycia gąbek
✔ EOS Pomegranate Raspberry balsam do ust - uwielbiałam, ale z czasem jajeczko zaczęło dziwnie pachnieć, więc się bezzwłocznie pozbywam
 Be Beauty waciki - kiepskie, ale akurat byłam w Biedronce, więc chwyciłam te


Znacie coś z powyższych? :) 

Kosmetyki z Drogerii Misun {Make Me Bio, COSRX, Innisfree, Ecolab, Nacomi}

$
0
0
Cześć! Dziś przychodzę do Was z pięcioma recenzjami kosmetyków, które dotarły do mnie w maju z Drogerii Misun (nowości maja). Będzie ciekawie, bo i marki bardzo interesujące :) Mam też dla Was kod rabatowy i informację o promocji na koszty wysyłki, więc zostańcie ze mną! ♥

Pełną zawartość przesyłki pokazywałam w nowościach (w przesyłce znajdowały się również dwie próbki - YOPE oraz COSRX, które oczywiście zawsze cieszą :)), natomiast dziś się skupię na produktach pełnowymiarowych. 

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, Nacomi olej jojoba, Ecolab szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się, Make Me Bio woda z czystka, Puder Innisfree No-Sebum Powder,

Kilka słów o Drogerii Misun


Być może jeszcze nie słyszeliście o Drogerii Misun - to młody sklep internetowy, który został otwarty w marcu tego roku. Ale za to jak dynamicznie się rozwija! 

"Mi Sun" po koreańsku oznacza "piękno i dobroć" i taka jest filozofia sklepu, o której więcej przeczytacie tutaj. Drogeria skupia się przede wszystkim na kosmetykach koreańskich oraz naturalnych. 

W sklepie znajdziecie marki (między innymi): COSRX, EcoLab, Dabur, Ecocera,Holika Holika, It's Skin, Innisfree, Make Me Bio, Missha, Mizon, Mohani, Skinfood, Planeta Organica, Natura Siberica, Organic Shop, Skin79, Sylveco, Vianek, Nacomi, YOPE, Tony Moly, Yankee Candle... A to tylko część! Pełną listę marek znajdziecie tutaj. Prawda, że zapowiada się obiecująco? Tak młody sklep z tak bogatym asortymentem. Z chęcią będę obserwować dalszy rozwój! :)

W drogerii obecnie są następujące formy wysyłki: Paczka w RUCHu, Paczkomaty InPost, Paczka24, odbiór osobisty (Katowice). I tu z mojej strony ogromna radość, bo paczka w RUCHu i Paczkomaty to dwie najczęściej wybierane przeze mnie formy wysyłki podczas zakupów online. Ba, czasem nawet właśnie forma wysyłki warunkuje u mnie zakup w sklepie A, zamiast w sklepie B. Nigdy nie udaje mi się zgrać z kurierami, a wyprawa na pocztę z awizo to dla mnie koszmar. A jeszcze bardziej do szału mnie doprowadza, gdy kurier dzwoni by poinformować, że zostawił paczkę u sąsiadów, a ja później muszę świecić oczami i przepraszać. RUCH i Paczkomaty to jest to! :) 

Do 15 lipca wysyłka do Paczkomatów i punktów RUCH jest darmowa powyżej kwoty 89 zł. Zamówienia powyżej 139 zł zawsze są wysyłane za darmo. A z kodem START2018 otrzymacie 15% rabatu na zamówienie :)

Kosmetyki {Make Me Bio, COSRX, Innisfree, Ecolab, Nacomi}


W ostatnim czasie testowałam 5 produktów z drogerii i podzielę się dziś z Wami wrażeniami na ich temat :) Zacznę od produktu, który jest po prostu genialny.

Puder Innisfree, No-Sebum Powder


Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący

Puder Innisfree No-Sebum Mineral Powder mam już po raz drugi i... absolutnie nie narzekam, bo jest świetny! Jest to jeden z najlepszych pudrów matujących, jakie kiedykolwiek miałam i każda posiadaczka cery przetłuszczającej się powinna się nim choć raz zainteresować. Skład znajdziecie pod linkiem powyżej, a PAO to 24 miesiące od otwarcia :). 

Jest to puder bardzo drobno zmielony, nieco suchy w dotyku, bardzo sypki i nie zbija się w grudki. Jednocześnie ma w sobie coś takiego... satynowo-wygładzającego, śliskiego. Pachnie lekko miętowo. Lekko wygładza skórę i... och, jak on długotrwale matuje! Kiedy czeka mnie długi dzień lub ważne spotkanie, lubię sięgnąć właśnie po niego. Zostawia też taką specyficzną, pudrową powłoczkę, która nawet po wielu godzinach wydaje się "pyłkowa" pod palcami - nawet, jeżeli twarz zaczyna się świecić, to nadal jest sucha w dotyku. Odnoszę wrażenie, że to przedłuża trwałość makijażu, który nie jest tak łatwo rozpuszczany przez sebum. Robiłam testy pół na pół z różnymi pudrami i Innisfree po prostu wygrywa - połowa po jego użyciu zawsze wyglądała lepiej. Opakowanie nie ma zamykanego sitka, ale za to posiada dobrze spasowany puszek, który dobrze zabezpiecza puder przed rozsypywaniem. Raz brałam go w podróż i nic się nie rozsypało, w szufladzie przechowuję pionowo i jest ok :). 

Puder może odrobinę bielić skórę tuż po aplikacji, ale dość szybko to mija (można też spryskać mgiełką/wodą termalną by przyspieszyć ten proces). Kosztuje 39,99 zł za 5 g, nie jest to może najmniej, ale warto mieć takiego pewniaka w kosmetyczce na większe wyjścia. Jeżeli szukacie dobrego pudru matującego, to warto go choć raz spróbować :) Nie bez powodu znalazł się w ulubieńcach czerwca

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

Puder Innisfree No-Sebum Powder, dobry puder matujący, jaki puder do cery tłustej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser


COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser to kolejny przyjemny produkt z tego zestawienia. Żel ma dogłębnie oczyszczać skórę, ale dzięki pH zbliżonemu do pH skóry, nie naruszać przy tym bariery ochronnej. Formuła opiera się o wyciąg z drzewa herbacianego (działa przeciwzapalnie, odkażająco i odświeżająco) i ekstrakt fermentacji drożdży (działa przeciwzmarszczkowo i rozjaśniająco).

Żel jest bezbarwny, nie pieni się mocno. Ma typowy zapach olejku z drzewa herbacianego - dla mnie w porządku, ale wiem, że nie wszyscy lubią. Żelu używam codziennie rano - skutecznie oczyszcza z nocnej pielęgnacji i sebum, dobudza zapachem i przygotowuje skórę do kolejnego dnia ;). To przyjemny oczyszczacz, choć muszę przyznać, że skóra jest po nim odrobinę ściągnięta (co mija po zastosowaniu toniku). Ponieważ wieczorem używam bardzo łagodnego balsamu czarszki, zdecydowanie przydaje mi się rano porządniejsze oczyszczenie. Ale jeżeli ktoś szuka super-łagodnego myjadła, to może nie być to :). Przez cały okres stosowania moja skóra ma się bardzo dobrze i nawet nie miałam ostatnio większych "nieproszonych gości" na twarzy, więc to dobry wybór dla cery problematycznej. Kosztuje 39,99 zł za 150 ml, ale jednocześnie jest bardzo wydajny. Używam od maja i nadal tubka jest odczuwalnie ciężka. Od nowości żel był podwójnie zabezpieczony - przezroczystą folią na zatrzasku oraz sreberkiem na dozowniku. 

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

COSRH Low pH Good Morning Gel Cleanser, żel do mycia twarzy, mycie skóry trądzikowej

Nacomi, olej jojoba


Nacomi, olej jojoba, olej do cery mieszanej, olej jojoba zimnotłoczony nierafinowany, olej który nie zapycha, olej o niskiej komedogenności

Olej jojoba Nacomi jest zimnotłoczony i nierafinowany, czyli dokładnie taki, jakich olejów powinniśmy szukać (dzięki temu zachowują najwięcej swoich właściwości). Na temat tego oleju wypowiem się najbardziej ogólnie - bardziej w formie "zajawki" niż typowej recenzji, ponieważ używałam go raz na jakiś czas, głównie do maseczek glinkowych - żeby tak szybko nie wysychały oraz żeby nadać im więcej właściwości pielęgnujących - i w tym zakresie sprawdził się świetnie! Ale jest to ciekawy olej o wielu właściwościach, więc warto go poznać. 

Olej jojoba jest świetnym wyborem dla cery mieszanej i budową chemiczną jest bardzo zbliżony do sebum, a więc dobrze tolerowany. Reguluje wydzielanie sebum, zawiera skwalan, witaminy A, E, F, nasycone i nienasycone alkohole, fitosterole i nie tylko. Bardzo ciekawy i uniwersalny w zastosowaniu olej, a na dodatek ma niski stopień komedogenności, więc nie powinien zapychać. 

Dobrze się sprawdzi w pielęgnacji twarzy, ciała i włosów, a nawet skóry głowy. Jest dosyć rzadki i całkiem nieźle się wchłania (jak na olej, oczywiście). Jest bezzapachowy i ma żółte zabarwienie,, a co ciekawe - ma naturalnie bardzo długi termin ważności. Bywa nawet dodawany do innych produktów, żeby przedłużyć ich trwałość :).

Nacomi, olej jojoba, olej do cery mieszanej, olej jojoba zimnotłoczony nierafinowany, olej który nie zapycha, olej o niskiej komedogenności

Nacomi, olej jojoba, olej do cery mieszanej, olej jojoba zimnotłoczony nierafinowany, olej który nie zapycha, olej o niskiej komedogenności

Nacomi, olej jojoba, olej do cery mieszanej, olej jojoba zimnotłoczony nierafinowany, olej który nie zapycha, olej o niskiej komedogenności

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się


Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Szampon do włosów przetłuszczających się Ecolab nie do końca się u mnie sprawdził. Wszystkie aspekty "techniczne" są jak najbardziej w porządku. Ładna buteleczka z dozownikiem na "klik" (z jednej strony wciskamy, z drugiej się otwiera). Piękny, naturalny zapach - niestety nie wiem, jak pachnie pigwa, ale zapach tego szamponu kojarzył mi się nieco z rozgniecionymi pestkami jabłka. Jakoś tak kojąco i naturalnie, w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Skład nawet na mnie robi wrażenie - na drugim miejscu hydrolat z zielonej herbaty, dalej różne ekstrakty, brak silnych detergentów, jest gliceryna, kwas mlekowy - naprawdę ciekawie! Szampon jest bardzo łagodny i tworzy taką mięciutką, kremową piankę. Ale, no właśnie... ten szampon na moich włosach jest aż zbyt łagodny, co często kończyło się przyklapem i brakiem objętości. Niby włosy były świeże po wyschnięciu, ale nie na długo. Z tego powodu używałam go do codziennego mycia, ale jeżeli czekało mnie ważne spotkanie lub długi dzień, to jednak sięgałam po inny. Jeżeli szukacie bardzo łagodnego szamponu do mycia głowy, to jest to bardzo ciekawa opcja. Ale jeżeli macie tak duży problem z przetłuszczaniem, jak ja (i musicie myć włosy codziennie), to możliwe, że nie da rady. Ponoć wersja dodająca objętości sprawdza się w tym zakresie dużo lepiej i chętnie wypróbuję ją w przyszłości, ale do tej wersji już raczej nie wrócę. 19,99 zł za 250 ml przy tak ciekawym składzie to bardzo dobra cena. 

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się


Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Ecolab, szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się

Make Me Bio, woda z czystka


Make Me Bio, woda z czystka, tonik do skóry trądzikowej, tonik oczyszczający, tonik regulujący wydzielanie sebum

Na koniec zostawiłam produkt... najsmutniejszy. Najsmutniejszy, bo świetny w działaniu, ale posiadający jedną (!) wydawałoby się, że najmniej istotną wadę, która jednak tak bardzo uprzykrzyła mi stosowanie, że pomimo bardzo wielu zalet, stanowczo do niego nie powrócę ;). Mowa o wodzie z czystka Make Me Bio. Wydawałoby się, że wszystko jest idealnie. Piękna buteleczka z bardzo zgrabną szatą graficzną i ładnymi, niebieskimi elementami. Naturalna marka, która rozwija się w ciekawym kierunku. Atomizer, który NARESZCIE daje idealną, delikatną mgiełkę (a ostatnio wszystkie toniki z atomizerami mnie rozczarowywały). Na dodatek świetne właściwości dla cery problematycznej - woda świetnie odświeża, oczyszcza. Ma właściwości przeciwzapalne i ściąga pory. Przez cały okres stosowania skóra miała się świetnie (co oczywiście było zapewne wypadkową różnych czynników, w tym żelu COSRX, wody Make Me Bio i innych stosowanych produktów) i byłabym z tego produktu bardzo zadowolona, gdyby nie jeden przykry fakt. Zapach, którego nie jestem w stanie znieść. Są takie zapachy, które nie zachwycają, ale są znośne, więc można przymknąć oko (i muszę przyznać, że "przeprosiłam" wiele zapachów, na które wcześniej narzekałam). Niestety ten jest dla mnie nie do zniesienia - co prawda jako płyn w buteleczce pachnie jakoś roślinnie (jak mokre siano?), ale w kontakcie ze skórą robi się słodko-nieprzyjemny i... kojarzy mi się z suchą karmą dla psów/kotów. Od razu strasznie mnie mdli w gardle. Z każdym dniem było coraz lepiej i zaczynałam go tolerować, ale wystarczył jeden weekend przerwy, by... znowu było strasznie. Szkoda, że tak dobry produkt zniechęcił mnie całkowicie jedną, wydawałoby się najmniej istotną, cechą. Jestem bardzo ciekawa, czy mieliście już wodę z czystka Make Me Bio i czy Wasze wrażenia zapachowe są podobne? Wiadomo, że to kwestia bardzo indywidualna :). Na szczęście Make Me Bio ma w swojej ofercie również wodę różaną, a gdzieś ostatnio mignęła mi też lawendowa i następnym razem ku nim się skłonię ;). 

Make Me Bio, woda z czystka, tonik do skóry trądzikowej, tonik oczyszczający, tonik regulujący wydzielanie sebum

Make Me Bio, woda z czystka, tonik do skóry trądzikowej, tonik oczyszczający, tonik regulujący wydzielanie sebum

Make Me Bio, woda z czystka, tonik do skóry trądzikowej, tonik oczyszczający, tonik regulujący wydzielanie sebum

Make Me Bio, woda z czystka, tonik do skóry trądzikowej, tonik oczyszczający, tonik regulujący wydzielanie sebum

Make Me Bio, woda z czystka, tonik do skóry trądzikowej, tonik oczyszczający, tonik regulujący wydzielanie sebum

Podsumowując, z testowanych produktów najbardziej przypadł mi do gustu puder Innisfree, który jest fantastycznym pudrem matującym. Po żel do mycia twarzy COSRX również sięgam z przyjemnością, wydaje się dobrym wyborem dla cel problematycznych i jest bardzo wydajny. Z kolei szampon Ecolab jest super-łagodny, ale na moich włosach aż zbyt łagodny i potrzebuję czegoś ciut mocniej oczyszczającego :). Ale używało się go przyjemnie, więc jeżeli nie macie aż tak dużego problemu, jak ja, być może się sprawdzi. Olej jojoba Nacomi jest bardzo ciekawym wyborem dla cer mieszanych - to lekki, dobrze wchłaniający się olej o niskiej komedogenności, zbliżony do ludzkiego sebum. Natomiast w Make Me Bio pasuje mi dosłownie wszystko, poza zapachem, który niestety dla mnie jest nie do przeskoczenia. Ale są też inne wersje :)

Jeżeli jeszcze nie znaliście Drogerii Misun, to zachęcam do odwiedzin. Młody sklep, który bardzo prężnie się rozwija - już teraz asortyment jest bogaty i mocno kibicuję, by było tylko lepiej :) Pamiętajcie też o promocji na darmową dostawę do 15 lipca i kodzie rabatowym (podawałam na początku) :)

Słyszeliście o Drogerii Misun?
A może wpadło Wam coś w oko z dzisiejszego zestawienia? :)

Moja kolekcja Manirouge {Marble, Rose, Sensual}

$
0
0
Być może część z Was już wie, że niedawno we współpracy z blogerkami powstała nowa kolekcja Manirouge From Bloggers with Love. Jestem jedną z tych trzech dziewczyn, więc chciałabym Wam dziś zaprezentować moje wzory i pomysły na ich wykorzystanie.

Moja kolekcja jest odzwierciedleniem tego, co lubię :) Nie mogło więc zabraknąć uroczych kwiatków, kobiecych koronek i klasycznego marmuru.


Kolekcja Manirouge From Bloggers with Love


Cała kolekcja liczy 9 wzorów, po 3 od każdej z 3 dziewczyn :) Jest limitowana, więc radziłabym nie zwlekać zbyt długo z decyzją o zakupie :) 

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual, manirouge basia blog rose, manirouge basia blog marble


U Karoliny moim faworytem jest subtelny marmurek z elementami transparentności, choć delikatne koronki też są bardzo ładne :) 

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual, manirouge basia blog rose, manirouge basia blog marble


Z kolei u Lakierowniczki moje serce totalnie skradły te piękne łapacze snów na pastelowym tle! ♥

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual, manirouge basia blog rose, manirouge basia blog marble

Moje wzory: Marble, Rose, Sensual

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual, manirouge basia blog rose, manirouge basia blog marble

Manirouge Basia Blog Rose


Wzór Rose to delikatne różyczki na szarym tle. 
Bardzo subtelny i wygląda przepięknie w szczególności jako akcent ♥

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, manirouge basia blog rose

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, manirouge basia blog rose

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, manirouge basia blog rose
Manirouge Rose + Semilac 001 White

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, manirouge basia blog rose
Manirouge Rose + Realac 85

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, paznokcie w kwiaty, kwiaty na paznokciach, różyczki na paznokciach, różyczki na szarym tle, szare paznokcie, rose nails, flower nails, floral nails, manirouge basia blog rose
Manirouge Rose + Semilac 032 Biscuit

Manirouge Basia Blog Sensual


Wzór Sensual to kobiece koronki na pudrowym różu. Ten wzór zostanie lekko zmieniony (inny układ wzorów w górnym rzędzie - zbliżony do dolnego) w dodruku. 

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual

Mogłoby się wydawać, że ten wzór jest dość ciemny i bogato zdobiony przy wykorzystaniu wyłącznie samych naklejek 

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual
Manirouge Sensual + Semilac 032 Biscuit 

Ale już w połączeniu z gładkim kolorem wygląda bardzo delikatnie :)

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual
Manirouge Sensual + Semilac 004 Classic Nude

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual
Manirouge Sensual + Semilac 032 Biscuit

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, koronki, koronki na paznokciach, paznokcie w koronki, lace nails, manirouge basia blog sensual
Manirouge Sensual + Semilac 032 Biscuit 

Manirouge Basia Blog Marble


manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, manirouge basia blog marble


Wzór Marble jest po prostu marmurem - najprostszym, najbardziej klasycznym z możliwych, delikatnym i eleganckim. Sposobów wykorzystania jest ogrom, o czym zaraz się przekonacie :)

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, manirouge basia blog marble
marmurowe paznokcie - wzór na wszystkich paznokciach

manirouge, naklejki termiczne, ozdoby termiczne, from bloggers with love, kolekcja blogerek, kolekcja blogerska, marble nails, marmur, marmurowe paznokcie, pomysły na marmurowe paznokcie, marmur na paznokciach, manirouge basia blog marble
marmurowe paznokcie - wzór jako akcent + Semilac 001 White

Moim zdaniem marmur to jeden z najbardziej wdzięcznych motywów do stylizacji paznokci! Przepięknie wygląda:

  • samodzielnie na wszystkich paznokciach
  • jako akcent, w połączeniu nie tylko z lakierami błyszczącymi, ale też matowymi
  • zarówno w połączeniu z jasnymi kolorami (biel, szarość, pudrowy róż), jak i z bardziej wyrazistymi! Chyba nie ma koloru, do którego by nie pasował! :)
  • w połączeniu z ozdobnymi tasiemkami, ale też z cyrkoniami i perełkami
  • w połączeniu z różnymi kształtamigeometrycznymi 
  • w połączeniu z negative space
  • w połączeniu z babyboomer
  • w połączeniu z różnego rodzaju pyłkami i brokatami
Marmur jest tak uniwersalny, że można się nim bawić do woli! Jest też wzorem tak ponadczasowym, że... chyba nigdy nie wyjdzie z mody. Bądź co bądź jest to wzór bardzo klasyczny i naturalnie występujący w przyrodzie.


Ponieważ jestem ostatnio w stanie przewlekłego niedoczasu, nie miałam możliwości przygotowania dla Was różnorodnych stylizacji. Ale zgromadziłam garść ciekawych inspiracji do wykorzystania marmuru:





Pamiętajcie, że naklejkami Manirouge możecie bawić się do woli - możecie ich użyć na wszystkich paznokciach lub tylko jako akcent. Możecie je również przycinać do dowolnego kształtu, więc wszelkie figury geometryczne nie powinny stanowić problemu :)

Jeżeli pierwszy raz słyszycie o naklejkach termicznych, to serdecznie zapraszam do wpisu, który rozwieje wszelkie wątpliwości:  Ozdoby termiczne Manirouge - wszystko o naklejkach od A do Z

♥ Jeżeli wykorzystacie moje wzory do własnych stylizacji, koniecznie mnie oznaczcie w social mediach ♥ 
♥ Z przyjemnością udostępnię Wasze prace na Stories ♥

A tymczasem zapraszam Was do obejrzenia limitowanej kolekcji From Bloggers with Love na stronie Manirouge :) No i koniecznie dajcie znać jak się Wam podobają wzory!

Ponad 100 pomysłów na marmurowe paznokcie!

$
0
0
Jednym z wzorów w mojej kolekcji Manirouge (From Bloggers with Love) jest marmur (Basia Blog Marble). Wybrałam go nie bez powodu! Jest to wzór uniwersalny, ponadczasowy i... tak pięknie prezentuje się w wielu różnych wydaniach! Jeżeli nie potraficie malować marmurowych wzorków, nic straconego! Z pomocą przyjdą Wam naklejki termiczne Manirouge, które pokazałam tutaj:


Dziś z kolei chciałabym Wam zaprezentować przykładowe możliwości wykorzystania tych naklejek w przeróżnych stylizacjach. Miłego oglądania i... inspirowania się :)




Ponad 100 pomysłów na marmurowe paznokcie




























































































































Mam nadzieję, że zainspirowałam Was do kombinowania z tym pięknym motywem! Sama jestem zaskoczona, że tak świetnie prezentuje się w bardzo różnych wydaniach :) Oczywiście wszystko jest kwestią gustu i jednym spodoba się marmur w delikatnym wydaniu np. z szarością i złotem, zaś innym wersja szalona, z pomarańczem, czerwienią bądź kobaltem :). Ja na przykład nie przepadam za takimi długimi paznokciami, jak w większości zaprezentowanych stylizacji, ale zawsze można się zainspirować kolorystyką czy wzorami.

Świetnie jest mieć marmurowe paznokcie bez żadnych umiejętności manualnych dzięki naklejkom termicznym

Jak podoba się Wam motyw marmuru?

Golden Rose, puder do brwi 104

$
0
0
Znalezienie idealnego produktu do brwi nie jest dla mnie łatwe ;) Kredki zwykle są za ciepłe albo pozostawiają nieatrakcyjne grudki, z którymi ciężko się uporać - pozostawiony ślad nie jest równomierny, mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli ;). Znalazłam już kilka wartych uwagi, ale było to poprzedzone masą niewypałów. Pomady są dla mnie zbyt trudne w obsłudze przy tak rzadkich brwiach - nie umiem ich wyrysować dobrze "od zera", nie mając dobrze zdefiniowanego kształtu i kończę z czymś co najmniej koślawym. Żele do brwi samodzielnie nie wypełniają ubytków, a nawet stosowane w duecie z czymś innym potrafią rozczarować kolorem, czy też pigmentacją - za słabą albo za mocną. Nie jest lekko! Ale jest jeden taki produkt, po który sięgam zawsze, gdy nie wiem po co sięgnąć :) Taki totalny pewniak, który nigdy nie zawiódł i zawsze wiem, czego się po nim spodziewać. Jest nim puder do brwi Golden Rose w odcieniu 104, który trafił zresztą do ulubieńców 2017.

Golden Rose puder do brwi 104, puder do brwi, cień do brwi, chłodny cień do brwi, chłodne produkty do brwi, chłodna kredka do brwi, chłodny żel do brwi

Mój egzemplarz nie jest już pierwszej świeżości, więc wybaczcie wszelkie zarysowania. Znajduje się w opakowaniu z zatrzaskiem i otwiera się niezbyt łatwo - nie za bardzo jest za co chwycić więc istnieje ryzyko złamania paznokcia ;) Moje opakowanie już się trochę wyrobiło i otwiera się łatwiej. 

Golden Rose puder do brwi 104, puder do brwi, cień do brwi, chłodny cień do brwi, chłodne produkty do brwi, chłodna kredka do brwi, chłodny żel do brwi

Mój odcień to 104 i jest chyba najpopularniejszy. Wcale się nie dziwię! Ładny, chłodny brąz, który nadal jest jednak brązem! Odcienie typowo szare są dla mnie aż zbyt chłodne, a te po prostu brązowe - zwykle za ciepłe. Tutaj odcień trafia idealnie w punkt!

Golden Rose puder do brwi 104, puder do brwi, cień do brwi, chłodny cień do brwi, chłodne produkty do brwi, chłodna kredka do brwi, chłodny żel do brwi

Golden Rose puder do brwi 104, puder do brwi, cień do brwi, chłodny cień do brwi, chłodne produkty do brwi, chłodna kredka do brwi, chłodny żel do brwi

Więcej swatchy zobaczycie tutaj: Przegląd produktów do brwi

Nie do końca wiem po co producent nazwał go pudrem, być może określenie "cień" było zbyt nudne i stąd próba przykucia uwagi czymś "nowym", ale będę tu używać tych wyrażeń zamiennie. Cień ma średnią pigmentację, co uważam za plus. Nie sposób z nim przesadzić, nie robi brzydkich plam i za ostrych konturów. Wypełnienie jest wyraźne, ale nieprzesadzone. W razie potrzeby, aby uzyskać bardziej wyrazisty efekt, można nałożyć cień na mokro lub poprawić granice brwi korektorem. Nie zrozumcie mnie jednak źle, pigmentacja jest ok! Wystarczy dosłownie zanurzyć pędzelek - tylko dotknąć powierzchni lub delikatnie przejechać, by nabrać właściwą ilość. Z tego powodu puder jest szalenie wydajny, mój egzemplarz ma ponad rok (nie codziennego użytku), a zobaczcie jak wygląda... Takie muskanie powierzchni nie zabiera prawie nic z powierzchni ;). Poziom sprasowania również jest w punkt - nie jest ani za miękki/pylący, ani za twardy. Trwałość również oceniam pozytywnie, mimo przetłuszczającej się cery cień trzyma się do wieczora (nieznacznie blednąc) pod warunkiem, że się go nie dotyka. Po przetarciu np. palcem może się trochę zetrzeć. 

Golden Rose puder do brwi 104, puder do brwi, cień do brwi, chłodny cień do brwi, chłodne produkty do brwi, chłodna kredka do brwi, chłodny żel do brwi

Mogłoby się wydawać - cień jak cień, czym tu się zachwycać? ;) I coś w tym jest - nie jest to produkt wybitny, niczym szczególnym się nie wyróżnia w swoich właściwościach. Jest jednak idealnym mistrzem kompromisów. Nie za chłodny, nie za ciepły. Nie za miękki, nie za twardy. Nie jest napigmentowany zbyt mocno, ale słabo napigmentowany również nie jest. Wiele elementów trafia idealnie w punkt i dzięki temu to naprawdę świetny, niezawodny produkt, w dodatku bardzo łatwy w użyciu. I to również jest bardzo ważną zaletą - przy użyciu dobrego pędzelka (na zdjęciu mój ukochany Zoeva 317 Wing Liner) łatwość nabierania i malowania jest przeogromna. Jeżeli gdzieś wyjedziemy, łatwo można zetrzeć patyczkiem kosmetycznym. Jeżeli nałożymy za dużo, łatwo można wyczesać. Jeżeli gdzieś nadal są ubytki, bez problemu dołożymy produkt. To jest jeden z tych produktów idealnych dla początkujących (moim zdaniem) lub niezbyt zdolnych manualnie (tak, to ja ;)). 

Przed - po nałożeniu cienia Golden Rose - po wyczesaniu nadmiaru

Golden Rose puder do brwi 104, puder do brwi, cień do brwi, chłodny cień do brwi, chłodne produkty do brwi, chłodna kredka do brwi, chłodny żel do brwi

Bardzo fajnie sprawdza się również do zagęszczenia linii rzęs (rozmyta kreska) i jako chłodny cień do powiek. Dodam, że kosztuje ok. 10 złotych (porównanie cen). Bardzo go lubię i mimo, że ostatnio zadziwiająco często sięgam po kredki, to i tak jest u mnie w czołówce ulubionych produktów do brwi :)

Czym podkreślacie brwi? :)

Dlaczego warto wyceniać współprace na blogu? Jak je wycenić?

$
0
0
wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze

Przychodzę dziś z dość trudnym postem, ale myślę, że ważnym. Wycena wpisu na blogu to coś, co nurtuje niejednego blogera. Niektórzy nie współpracują wcale lub głównie barterowo, inni krzyczą donośnie, że barter psuje rynek. Jedni krępują się podawania własnej kwoty za wpis, inni nie mają z tym problemu. Zarabianie na blogu jest czymś niemal kontrowersyjnym, ale... dlaczego?! Dziś przedstawię niektóre powody, dla których warto wyceniać współprace na blogu.

Blogosfera ulega ciągłym przemianom, jak i my wszyscy ;). Po 7 latach blogowania moje priorytety i sytuacja finansowo-życiowa jest już zupełnie inna, niż na początku. Zmieniło się również moje podejście do kosmetyków i blogowania ogólnie. Kiedyś każdy nowy kosmetyk wywoływał u mnie szybsze bicie serca, dziś... jestem już nieco bardziej obojętna w stosunku do nowości i różnego rodzaju testów :).

Od pewnego czasu raczej nie podejmuję się już współprac barterowych - a jeśli już, to tylko nielicznych i tych, które są dla mnie wyjątkowe. Kiedyś totalnie krępowałam się wyceniać - nikt nie lubi rozmawiać o pieniądzach no i gdzie ja tam, jakaś Basia będzie wyskakiwać z kwotą za wpis. Przełamanie się było dla mnie bardzo trudne! Po prostu się wstydziłam, brakowało mi pewności siebie i poczucia wartości - własnej i bloga. Jeżeli agencja sama proponowała kwotę to ok, ale jeżeli nie - nie miałam odwagi podać własnej. Wiele zmieniło przeczytanie wpisu Karoliny, poznanie kilku koleżanek-blogerek i dołączenie do grup na Facebooku, przede wszystkim rozmowa z innymi osobami. Zrozumiałam, że reklama na blogach naprawdę ma ogromną wartość dla marki, a wycena jest czymś... zwyczajnie naturalnym. Tak, jak wycena architekta za projekt lub stolarza za wykonanie mebli.

Chciałabym też wyraźnie zaznaczyć, że wpis opiera się na następujących założeniach:

  • współpraca jest zgodna z profilem bloga - czyli gdyby się do mnie zgłosił w chwili obecnej* producent kosiarek, to wiadomo, że podziękuję, bez względu na to, czy wpis będzie barterowy czy płatny ;) 
  • produkty są dla blogera interesujące i zgodne z preferencjami - czyli jeżeli coś zupełnie mnie nie interesuje, nie używam tego typu produktów, nie przepadam za marką, nie odpowiada mi skład, wolałabym używać czegoś innego itd. to wiadomo, że podziękuję, bez względu na to, czy wpis będzie barterowy czy płatny ;), 
  • wpis komercyjny, wpis sponsorowany, współpraca płatna NIE oznacza kupionej, pozytywnej opinii - oznacza tylko sam fakt podjęcia się działań dla marki. Nieszczere recenzje pochodzące ze współprac (czyli pozytywne tylko dlatego, że produkt został otrzymany do testów, a nie dlatego, że jest dobry) ZAWSZE są złe, bez względu na to, czy pochodzą z barteru, czy wpisu płatnego ;),
  • współpraca odbywa się na obustronnie zaakceptowanych zasadach, a więc wszystkie warunki współpracy są jasne i akceptowane, w tym termin, zakres działań itd.

* dlaczego napisałam "w chwili obecnej"? Ponieważ wszyscy się zmieniamy i nasze blogi również. W naszym życiu pojawiają się inne pasje, zainteresowania i priorytety. Zwróćcie uwagę, jak wiele blogów kosmetycznych jest obecnie kosmetyczno-lifestylowych, kosmetycznych z nutą macierzyństwa, kosmetycznych z elementami wystroju wnętrz... Sama nie mam pojęcia, jak będzie wyglądał mój blog za kilka lat - a nuż zainteresuję się ogrodnictwem i kosiarka wcale nie będzie dziwiła? :D

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Przechodząc do sedna...

Dlaczego warto wyceniać współprace na blogu?


Czas przygotowania wpisu


Każdy bloger wie, że stworzenie wpisu to od kilku do nawet kilkudziesięciu godzin pracy. Nie wystarczy cyknąć paru fotek i sklecić kilku zdań - jeżeli ktoś właśnie tak wyobraża sobie pracę blogera, to... mocno się myli ;) Wpis tworzy się w mojej głowie na długo przed podejściem do komputera. Testuję produkty, notuję wszystkie spostrzeżenia, układam w głowie plan wpisu i pozostałych działań - pod prysznicem, przed snem, jedząc śniadanie, czy też w drodze do pracy... Układam produkty i dodatki, robię zdjęcia, obrabiam je w programie (czasem obróbka może trwać jeszcze dłużej!), nakładam swój znak wodny i edytuję nazwy pod SEO. Piszę tekst, czytam go kilkakrotnie by poprawić wszystkie błędy. Często zostawiam go "na noc", ponieważ na drugi dzień (jak się z tym "prześpię") niektóre zdania wydają mi się bez sensu, więc znowu poprawiam, co trzeba. Dłuższe, trudniejsze teksty zostawiam tak na nawet kilka dni (albo i dłużej), codziennie coś modyfikując. Ten wpis poprawiam od tygodnia, mimo że wstępny zarys był już dużo wcześniej. Dziś czytam go bodajże po raz piąty. Dodaję opis dla wyszukiwarek i właściwości zdjęć w edytorze pod SEO (tekst tytułu, tekst alternatywny). Nie jestem w tym specjalistą, ale robię tyle, ile umiem. Publikuję wpis, dokonuję dodatkowych publikacji w Social Mediach - Insta Stories, Instagram, Facebook... Hashtagi, oznaczanie profili i inne SM-kwestie. Jeżeli mam możliwość, promuję wpis w grupach dla blogerów i na stronach, które do tego służą. Później odpisuję na wszystkie komentarze - zarówno na blogu, jak i w mediach społecznościowych, odpowiadam na pytania. Jeżeli mam możliwość, odwiedzam również blogi osób komentujących. Czasem się śmieję u innych, że wpisy szybko się czyta, ale długo się tworzy - niestety jest to prawda i każdy bloger to zrozumie.

Nawet jeżeli wykonujecie tylko część z powyższych czynności, z pewnością macie świadomość ile to trwa ;). Uważam, że ilość pracy, którą wkładamy w stworzenie wpisu powinna mieć odzwierciedlenie w wynagrodzeniu i nie ma w tym nic złego. Zakładam, że większość osób prowadzących bloga pracuje zawodowo, ponieważ z samego blogowania utrzymuje się mało kto. W związku z tym, większość blogów jest prowadzona raczej hobbystycznie, w wolnych chwilach. Prywatny czas wolny, przeznaczony przykładowo na odpoczynek po pracy i spotkania z rodziną/przyjaciółmi (lub cokolwiek innego, na co macie ochotę), jest moim zdaniem podwójnie wartościowy. Nawet, jeżeli spędzamy go na blogowaniu dla przyjemności, to jest to jednak coś innego, niż realizacja działań w ramach współpracy, a przynajmniej ja to tak odbieram.

Realizacja wpisów na blogu oznacza dla mnie również spędzanie 10-12 godzin dziennie przed komputerem (!!!). Jest to czas spędzony w pracy oraz na blogowaniu. To już nie tylko kwestia poświęconego czasu, ale także zdrowia - po tylu godzinach boli mnie kark, kręgosłup, nadgarstek i pieką mnie oczy (wysychające soczewki ;)), nie wspominając o ciągłym pogarszaniu się wzroku i problemach ze snem przy takiej ilości dziennego naświetlania (i rozważania co by tu jeszcze dodać do wpisu - też macie przed snem najlepsze pomysły? ;))

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Blog jako marka, wiarygodność blogera


Bloger to pewnego rodzaju "marka", która buduje się latami. To, że ktoś nas czyta i nam ufa, jest wynikiem wszystkich dotychczasowych działań w przeszłości. Zresztą "za moich czasów" nikt nie zakładał bloga z myślą o korzyściach. Tworzymy nasze miejsce latami w prywatnym czasie wolnym, opisując z przyjemnością mnóstwo kosmetyków kupionych przecież z własnej kieszeni. Osoby, które zakładają bloga tylko dla zysku (materialnego-barterowego czy finansowego) raczej nie mają większych szans - nieprzyjemnie się to czyta, a i rzetelność opinii zwykle pozostawia wiele do życzenia. Dziwi mnie, że firmy podejmują się współprac z takimi osobami...

I w tym momencie chciałabym zacytować Lifemanagerkę, która fantastycznie ubrała to w słowa: "I pewnie są osoby, które powiedzą – ok, ale ile czasu poświęciłaś na przygotowanie tych postów sponsorowanych, bo na pewno nie te kilkanaście tysięcy godzin! No jasne, że nie, ale gdyby nie te kilkanaście tysięcy godzin zainwestowanych przeze mnie w bloga i w budowanie relacji z Wami, nigdy nie dostałabym żadnej propozycji płatnej współpracy. Musimy traktować blogowanie jako całość, jako zbiór czynności, które wpłynęły na to, gdzie znajdujemy się ze swoim blogiem w danym momencie." (Zarabianie na blogu - ile zarobiłam przez ponad 5 lat?)

Nadmiar współprac (nawet jeżeli są szczere) z całą pewnością szkodzi wizerunkowi. Rozsądny bloger nie podejmie się też współpracy, która jest niezgodna z jego przekonaniami bo zdaje sobie sprawę z tego, że to bilet w jedną stronę. Polecam tylko to, co się sprawdziło. Stracić zaufanie jest bardzo łatwo.

Tak więc tworzymy to nasze wyjątkowe miejsce, wkładając w to całe nasze serce, by móc się podjąć wybranych współprac - tych wyjątkowych, tych sprawiających radość i dających pozytywnego kopa. Z markami, które cenimy i promujemy je z przyjemnością oraz z produktami, które naprawdę są świetne. A sami mamy do zaproponowania bardzo wiele, ponieważ lata pracy sprawiły, że mamy grono wspaniałych odbiorców, którzy regularnie nas odwiedzają i ufają naszym opiniom. Nie wolno tego schrzanić!

Wiarygodność blogera, który zapracował latami na zaufanie, jest nieporównywalna do jakichkolwiek innych mediów (reklama w internecie, gazecie, radiu...), które oferują "suchą reklamę" bez własnych spostrzeżeń.

Dziwi mnie, że nie przeszkadzają nam znane twarze w reklamach i na billboardach, wyretuszowane i wygładzone kobiety reklamujące kremy przeciwzmarszczkowe, nie przeszkadzają nam sponsorzy wydarzeń (koncertów, imprez sportowych, wypraw dookoła świata...) obecni na czapkach, koszulkach, plakatach, ani nawet nachalne lokowania produktów w programach TV. Kupujemy gazety, które okazują się folderem reklamowym (polecam przeczytać: Gazeta stylowa, jak ulotka reklamowa). Idąc dalej - nie dziwi nas, że fotograf dostanie pieniądze za wykonane zdjęcia, copywriter za napisany tekst, a pracownik agencji reklamowej za prowadzenie działań dla marki. Ale kiedy bloger, będący niejako połączeniem kilku profesji jednocześnie, za wielogodzinną pracę w czasie wolnym, nierzadko zarywający nocki (w wyniku czego powstaje często przydatny wpis dla odbiorców, czasem dodatkowo jakiś konkurs, kod rabatowy) rozmawia o stawkach, to nagle robi się z tego wielkie halo. Treści udostępniane na blogu są za darmo - przecież to naturalne, że takie miejsca muszą się z czegoś utrzymać. To już chyba mniej nas dziwi zawód wróżki i pobieranie za to pieniędzy, niż praca blogera! (bez urazy dla jakiejkolwiek wróżki, ale osobiście kompletnie nie wierzę w takie rzeczy)

Myślę, że najbardziej demotywujący są... inni ludzie oraz ich toksyczna zazdrość, niezrozumienie. Zdarzają się pytania o "normalną, prawdziwą" pracę. Być może dlatego odrobinę sobie umniejszamy i obawiamy wyceniać? Może nie mamy pewności, czy to, co robimy, aby na pewno jest "poważne"? W oczach wielu osób bloger to celebryta, któremu poprzewracało się w głowie, leży i pachnie i czeka na dary losu (och, jak bardzo te osoby się mylą!). Spotkałam się nawet całkiem niedawno ze stwierdzeniem, że blogerki to muszą być straszne "Grażyny" bo nie dość, że dostają produkty do testów, to jeszcze pieniądze! (pisownia nieoryginalna, ale mniej więcej tak to leciało). Większość z nas, właśnie z powodu stereotypów (m.in. pustej i głupiutkiej blogerki kosmetycznej) boi się przyznać znajomym, że prowadzi bloga. Nie pozwólmy się ściągać w dół innym ludziom!

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Doświadczenie


Już we wpisie Czy bloger musi być ekspertem? poruszyłam temat wielokierunkowości rozwoju osób blogujących. Ciągle się rozwijamy - nawet jeżeli tego nie planujemy, to w każdym miesiącu zdobywamy nowe doświadczenia. Coś gdzieś przeczytamy, coś zobaczymy, zainspirujemy się. Oprócz głównej tematyki bloga, edukujemy się w zakresie fotografii, marketingu, SEO, social media, HTML, grafiki komputerowej i... wielu innych. Czasem uczestniczymy w warsztatach, oglądamy tutoriale. Wystarczyło wejście w życie RODO, by większość blogerów spędzała wieczory na zgłębianiu tematu (czy będzie trzeba ewidencjonować komentarze, e-maile...), tworzeniu polityki prywatności i tak dalej. Zazwyczaj uczymy się na własną rękę, poświęcając swój prywatny czas, by być coraz lepszym. Małymi kroczkami, ale do przodu. Nie można od nas wymagać, żebyśmy byli ekspertami w każdej z powyższych dziedzin, ale dajemy z siebie swoje własne maksimum, ze stale rosnącą poprzeczką.

Przeogromne znaczenie ma również nasze doświadczenie kosmetyczne. Ciągle pogłębiamy wiedzę odnośnie składników, procesów zachodzących w skórze, świadomej pielęgnacji i dzielimy się tym doświadczeniem na blogu. Poznajemy coraz więcej produktów, więc i nasze oczekiwania co do jakości stale rosną. Jaka jest merytoryczna wartość reklamy w pozostałych mediach? Żadna - dowiadujemy się, że istnieje taki produkt, no i oczywiście jest super, Pani z reklamy piękna i wyretuszowana, a w tle gra radosna melodyjka. Chwilę później następuje reklama środków na potencję i tabletek dopochwowych na infekcje intymne. Opinia blogerki, która przetestowała już trzydzieści podkładów i jest w stanie ocenić trzydziesty pierwszy pod każdym możliwym kątem (rozprowadzanie, odcienie, trwałość, krycie, właściwości matujące, praktyczność opakowania i wiele innych) w odniesieniu do innych, jest nieporównywalnie bardziej wiarygodna - zarówno od typowych reklam, jak i opinii osoby, która nie zaprząta sobie głowy takimi sprawami, używa tego samego podkładu od 10 lat i w sumie wszystko jej jedno. Większość z nas po latach testów ma już tak wysoko postawioną poprzeczkę, że jeżeli coś chwalimy jako znakomite, to... wow, to naprawdę musi być znakomite ;). Jak starsze koleżanki przy kawie, dzielimy się swoimi wrażeniami i doświadczeniem, nierzadko doradzamy i pomagamy w komentarzach.

Blog to forma reklamy, nawet bardziej wartościowa od pozostałych mediów, ponieważ opierająca się na wiarygodności i doświadczeniu. Wyobraźcie sobie reakcję gazety czy jakiegokolwiek portalu na propozycję reklamy w barterze, za kilka kosmetyków. Koszty reklamy w innych miejscach są ogromne - to nie tylko sam fakt możliwości jej publikacji, ale też, w zależności od rodzaju reklamy: koszty fotografa, montażu wideo, modeli, wizażystów, studia i innych aspektów związanych z realizacją. A tutaj wszystko realizujemy my sami ;).

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,
Ziemniak jako metafora barteru? Czemu nie :D

Kosmetyki to narzędzie pracy, nie wynagrodzenie


W pewnym momencie warto się zastanowić - czy ta kolejna paczka kosmetyków naprawdę nas uszczęśliwi? Większość blogerek kosmetycznych ma całe szafki, szuflady, kartony różnych zapasów... W pewnym momencie poczułam zwyczajny przesyt. Mając kilka kremów w zapasie, kolejny krem... najzwyczajniej w świecie nie jest wynagrodzeniem za ilość czasu i pracy, którą trzeba włożyć w stworzenie wpisu. Dodatkowo, zazwyczaj nie jest to TEN krem, po który sięgnęłybyśmy na sklepowej półce, który zaplanowałyśmy sobie w naszym schemacie pielęgnacyjnym. Jest to JAKIŚ krem, który marka chciałaby poddać testowaniu. Nawet, jeżeli zostanie dopasowany do potrzeb naszej skóry, to nadal jest przypadkowy produkt. Testowanie nowych produktów zawsze wiąże się z ryzykiem zapchania, podrażnienia, uczulenia, czy najzwyczajniej w świecie - braku efektów. Warto też wziąć pod uwagę, że rzeczywisty koszt firmy udostępniającej produkty do testów w barterze jest śmiesznie niski, ponieważ cena produktu uwzględnia też zarobek producenta, dystrybutora i inne elementy. 

Doszłam do takiego momentu, w którym... naprawdę wolę iść do sklepu i kupić coś sama, niż czuć ten oddech na karku "kiedy recenzja?". Oczywiście nie stać mnie na krem pod oczy za ponad 200 zł, ale jak finanse nie dopiszą, to chwycę taki za 10-20 zł i... też będzie dobrze! W moim folderze "blog" jest obecnie 16.000 zdjęć (ok, nieselekcjonowanych, ale nawet jeżeli podzielimy na pół, to nadal jest to ogrom plików). Naprawdę mam o czym pisać, mam też wiele pomysłów na wpisy niebędące recenzjami. Zrezygnowałam z wielu współprac barterowych i... kompletnie nie mam poczucia utraconych korzyści. Nadal mam się czym umyć, czym wytuszować rzęsy ;).

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Koszty blogera


Każdy bloger ponosi jakieś koszty. Mogłoby się wydawać - jakie koszty? Każdy ma jakiś aparat i komputer, też mi coś. Ale nie zgadzam się z tym - kiedyś może i tak było, ale obecnie cały czas się rozwijamy, nawet małymi kroczkami. Kupujemy lepszy aparat, dodatkowo statyw, oświetlenie (lampa pierścieniowa/softbox), blendę, dodatki do zdjęć. Czasem korzystamy z dodatkowych, płatnych programów i narzędzi. Niedawno musiałam zmienić telefon i komputer. Gdybym nie prowadziła bloga, wystarczyłby mi najprostszy komputer - byle działał Internet :). Niestety przy wyborze z perspektywy blogerki kierowałam się wieloma aspektami pod kątem wydajności pracy (dysk SSD+HDD, dużo pamięci RAM, mocny procesor i optymalna ilość cache, dobra matryca...), co praktycznie podwoiło kwotę konieczną do wydania. Podobnie z telefonem, gdybym nie prowadziła bloga, wystarczyłby najprostszy smartfon. Potrzebowałabym pewnie tylko Internetu, aplikacji do banku, pogody, Skycash, Allegro i zaledwie kilku innych ;). Blogując, potrzebuję dużo pamięci do różnych aplikacji oraz dobrego aparatu zawsze przy sobie. Nie bez znaczenia jest też duży ekran, bym mogła wygodnie odpisywać na e-maile i komentarze z dowolnego miejsca.

Spędzając wiele godzin przy komputerze zużywamy też ogromną ilość prądu. Mając wcześniej kilkunastoletni, nieenergooszczędny komputer-skrzynię, boleśnie to odczułam ;). W takim wypadku zużycie prądu może wynieść nawet do kilkudziesięciu złotych miesięcznie więcej. Nie zapominajmy o oświetleniu - lampy studyjne (pierścieniowe, softboxy...) również ciągną całkiem sporo. Innym kosztem jest też domena i często hosting. Tu 10 zł, tam 20 zł, gdzieś jeszcze 50 zł, rata za sprzęt i... zbiera się pokaźna sumka.

Być może część z Was już wie, ale obecnie prowadzę własną działalność, częściowo blogową, częściowo pozablogową. Jest to ogromne ułatwienie dla firmy/agencji - brak konieczności zawierania umowy o dzieło, odprowadzania podatku, wysyłki PIT w przyszłym roku (a to również wyższy koszt prowadzenia księgowości, ponieważ księgowa musi też takiego dziełobiorcę wprowadzić do systemu z wszystkimi danymi do rozliczeń, naliczyć odpowiednie kwoty dla celów podatkowych, wygenerować umowę o dzieło, wysłać pocztą, wpiąć do dokumentacji firmy, uwzględnić na liście płac). Jeżeli prowadzicie firmę, to pewnie zdajecie sobie sprawę z tego, że ZUS się kremem nie zapłaci :)

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,


Liczba publikacji i "marketing szeptany"


Dosyć istotnym faktem jest to, że testując określony produkt, często pokazujemy go wielokrotnie: w recenzji na blogu, w social mediach, na Insta Stories, w nowościach, w zużyciach, aktualnej pielęgnacji, #motd (makeup of the day), być może nawet w ulubieńcach miesiąca lub roku, czasem jako dodatek do zdjęć. Wrzucimy spontaniczne zdjęcie/filmik na Stories (bo akurat używamy), coś opowiemy. Nasze wpisy wyświetlają się w agregatorach blogów, w różnych katalogach, blogrollach (paski boczne na innych blogach). Marka czy produkt w ten sposób skutecznie się utrwala, przy czym dzieje się to w sposób kompletnie naturalny i niewymuszony.

Kolejną w pełni naturalną kwestią jest też to, że... rozmawiamy o kosmetykach. Odwiedzamy inne blogi, dyskutujemy o różnych produktach, polecamy coś sprawdzonego i odradzamy produkty, które nie spełniły oczekiwań. Czasem siedzimy na forach internetowych i tam również dzielimy się naszymi spostrzeżeniami. Na moim koncie Disqus widnieje ponad 11 tysięcy komentarzy (!!!), a bloggerowych nie jestem w stanie zliczyć. Na wizażu jest to ponad 6 tysięcy postów. Nie da się ukryć, że jestem w sieci aktywna ;). W pewnym sensie dla branży kosmetycznej jest to prawdziwy, szczery i naturalny... marketing szeptany. Rozmawiając o kosmetykach, często dzielimy się własnymi wrażeniami w komentarzu (który przeczyta nie tylko odbiorca, ale też jego czytelnicy i przypadkowi odwiedzający z Google - sama szukając czegoś w wyszukiwarce, często czytam komentarze na innych blogach w interesującym mnie temacie). Każdy ślad zostaje w sieci. Niektóre marki kupują komentarze w sieci, co robi zdecydowanie złe wrażenie i śmierdzi na kilometr (przecież od razu widać ściemę i sztuczne rekomendacje!!!), podczas gdy blogerki robią tu naturalnie i szczerze na co dzień ;). 

Biorąc pod uwagę obie kwestie, efekty współpracy nie są mierzalne natychmiast. Rzadko jest tak, że ktoś zobaczy i natychmiast leci do sklepu kupić. Ale marka/produkt utrwala się w pamięci, być może ląduje na wishliście. A jeszcze lepiej, jeśli na wishliście publicznej ;). Za jakiś czas, gdy zapasy stopnieją, dana osoba może sięgnie właśnie po to, co zobaczyła jakiś czas temu i pamięta, że opinia była pozytywna. A może nawet poleci komuś innemu w formie "ja nie miałam, ale słyszałam, że krem XYZ jest świetny".

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Wpis zostaje na zawsze


Istotną różnicą pomiędzy standardowymi działaniami reklamowymi, a wpisem na blogu, jest też trwałość wpisu. Reklama w radiu pogada przez kilka tygodni i przestanie. Reklama w telewizji pokaże się ileś razy, a później się skończy (a ile osób jeszcze przełączy na inny kanał ;)). Na reklamy w gazecie w ogóle mało kto patrzy, a i nakład szybko się wyczerpie... Wpis na blogu zostaje i jest aktywny dla poszukiwaczy z Google na zawsze (pod warunkiem, że blog nie zostanie usunięty). Nawet jeżeli za kilka lat ktoś będzie szukał opinii o określonym produkcie, ona nadal zostaje - ba, z czasem może być lepiej indeksowana. A nie ukrywajmy, ruch z Google jest dla blogów istotny. Więc to nie tylko kwestia reklamy dla stałych bywalców, ale również możliwość przeczytania opinii dla osoby, która właśnie stoi przed sklepową półką (lub buszuje on-line ;)) i googluje, czy warto wrzucić do koszyka. 

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,


Swatche!


Jeżeli mnie czytacie dłużej, to już pewnie wiecie, że mam fioła na punkcie swatchy. Świadczy o tym masa różnego rodzaju zbiorczych przeglądów i porównań kolorystycznych. Przecież to jest tak szalenie ważne dla kupujących i tak często warunkuje zakup! Możliwość obejrzenia zestawienia z innymi tego typu produktami jest jedną z najistotniejszych kwestii przy zakupach online, przy czym najczęściej odnosi się to do kolorówki.. Jeżeli kupuję w sieci, zawsze szukam porównań kolorystycznych z czymś, co już znam. Blogi naprawdę są bardzo ważne, a producenci kolorówki mogą na tym wiele zyskać ;). Żadna tradycyjna reklama nie może się z tym równać. 

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Przestrzeń reklamowa


Wpis na blogu to nie tylko poświęcony czas, wykorzystane doświadczenie i poniesione koszty. Biorąc pod uwagę fakt tego, że blog jest naszą ukochaną przestrzenią, w którą wkładamy tyle serca i w pewnym sensie budujemy własną "markę", samo udostępnienie przestrzeni reklamowej dla marki jest nie bez znaczenia. To nie tylko kwestia stworzenia wpisu we współpracy z marką, ale również opublikowania go. Nie tworzymy tekstu i nie wysyłamy do kogoś, żeby sobie sam wkleił gdzieś na stronie, to nie jest czysty copywriting. Ten tekst pojawia się u nas, w naszym "domu", z naszym podpisem jako autora. My później opiekujemy się również tym wpisem, odpowiadając na e-maile i komentarze i obserwując zainteresowanie wpisem. Równie dobrze w tym czasie mogłoby się pojawić coś zupełnie innego. Warto spojrzeć na to również z tej perspektywy ;)

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Przecież to Twoje hobby!


Niektórzy mogą się zasłaniać stwierdzeniem "przecież to Twoje hobby, jak możesz oczekiwać za to pieniędzy?!", ale to tak nie działa. Choćby testowany produkt był najlepszy na świecie, pisanie własnych tekstów i recenzji produktów kupionych za własne pieniądze... zawsze sprawia mi większą przyjemność. Nie czuć tej presji czasu, oczekiwań co do jakości wpisu, linków, słów kluczowych i innych wymagań. Mogę opublikować wpis jutro, a mogę też za dwa miesiące. Jak mi się odwidzi, mogę nie publikować wcale. Nikt na nic nie czeka. W maju miał się pojawić wpis o filtrach - ups, zaraz skończy się lato - może za rok? ;). Jeżeli podejmuję się współpracy z marką, to wiadomo, że zawsze są jakieś oczekiwania (co jest oczywiste ;)). Oczywiście na zasadach, które akceptuję i zgodnie z granicami, które wytyczam, ale są. Ja też jestem osobą bardzo sumienną i rzetelną, zawsze się podwójnie przejmuję tym, co mam do zrobienia. Nigdy nie przekraczam ustalonych terminów i daję z siebie 100%. Przy łączeniu blogowania z pracą zawodową i innymi obowiązkami życia codziennego zawsze jest to po prostu dodatkowy stres, że coś jeszcze wisi w kalendarzu do realizacji :). Dlatego lepiej jest mieć mało współprac, a fajnych, niż masę barteru wiszącego nad głową "o nie, jeszcze muszę napisać o tym!".


wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Statystyki to nie wszystko


Przykry fakt jest taki, że duża część firm patrzy ślepo na cyferki. Na platformach i grupach dla blogerów pojawiają się propozycje (również barterowe!) tylko powyżej iluś tysięcy obserwujących. To z kolei skutkuje często kupowaniem obserwacji (+ serduszek i komentarzy), żeby tylko spełnić kryteria i móc coś dostać. Nie mieści mi się to w głowie, a osoby posiadające fajną, zaangażowaną i prawdziwą społeczność (nawet znacznie mniejszą!), powinny tym bardziej rozważyć wycenę swoich działań. Bo to realni odbiorcy mogą mieć jakikolwiek wpływ na skuteczność kampanii reklamowej. 10 prawdziwych obserwujących znaczy więcej niż 10.000 kupionych obserwacji. Bo z tych 10 prawdziwych może 3-4 kupi (i może zarekomenduje dalej?), a z 10.000 kupionych nikt nie zwróci na to uwagi.

Również w kontekście bloga jest to nie bez znaczenia. Statystyki miesięczne bloga są... trochę bez sensu, ponieważ blog z niewielką ilością stałych czytelników może mieć duże odsłony miesięczne, bazując na starych i dobrze wypoziomowanych wpisach. Dla kampanii reklamowej jest to mniej wartościowe, bo ten "najnowszy" wpis mało kto zobaczy. Jednocześnie ktoś z fajną, zaangażowaną społecznością może nie mieć tak wielu odsłon miesięcznych, a być zdecydowanie lepszym wyborem dla firmy/agencji. Osobiście uważam, że marki powinny brać pod uwagę również odsłony pojedynczych wpisów.

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Osiągnięcia


Zastanów się nad tym, ile już osiągnął Twój blog:
  • Może prowadzisz go już wiele lat? 
  • Może masz wielu obserwujących (tylko błagam, nie tych kupionych ;))? 
  • Może masz fajną i zaangażowaną społeczność, która chętnie się u Ciebie udziela? 
  • Może znalazł się w jakimś rankingu, np. Bless The Mess lub Silesian Beauty?
  • Może zdobył jakąś nagrodę? :) (#Najlepszy Beauty Blog 2018)
  • Może jest wyjątkowy pod jakimkolwiek względem? Piękne zdjęcia, specyficzny sposób pisania?
  • A może po prostu masz już jakieś wpisy, którymi warto się pochwalić?

Zastanów się, co jest Twoim atutem - to Ty wiesz to najlepiej :)

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Działania agencji


Agencje zazwyczaj same proponują wyłącznie barter i jeżeli się sami nie odezwiemy to niestety, ale... tylko barter ;). Wystarczy się jednak wycenić, by nagle się okazało, że budżet jednak jest. Prawda jest taka, że agencje zazwyczaj mają budżet na reklamę (przecież nie robią tego w barterze ;)), ale im mniej rozdysponują, tym więcej zostanie. Nie ma więc co się dziwić, że próbują wykorzystać minimum. Z drugiej strony, jeżeli agencja ma pieniądze na reklamę, ale proponuje nam barter, to trochę tak, jakby przywłaszczała sobie nasze pieniądze, za wykonaną przez nas pracę, a to już fajne nie jest. Oczywiście każdemu się coś należy, oni też pracują i też zasługują na swoje wynagrodzenie, ale nie oszukujmy się - to my jesteśmy tutaj tym kluczowym ogniwem realizacji. Przykre jest również to, gdy agencja mówi wprost "współpracujemy tylko barterowo", po czym okazuje się, że część otrzymała wynagrodzenie, a część nie miała szans. Oczywiście nie ma nic złego w tym, że niektóre osoby są dla agencji/klienta bardziej atrakcyjne dla celów kampanii, a inne mniej! Wiadomo, że są blogi popularniejsze i mniej popularne, robiące cudowne zdjęcia i te przeciętne. Natomiast stwierdzenie bardzo ogólne "współpracujemy tylko barterowo" bywa niestety czasami nieprawdą.

Niefajne jest również, jeżeli agencja ma mnóstwo wymagań - zdjęcia w określonym klimacie, ileś linków dofollow, określone słowa kluczowe, minimum ileś tysięcy słów, obowiązkowo wpis do akceptacji i proponują za to barter w postaci niskocennego produktu. Nie planuję oceniać, kto się na co godzi, ponieważ to nie moja sprawa - każdy ma inne postrzeganie tego, co jest atrakcyjne, a co nie. Ale mi się to nie podoba, bo to już faktycznie żadna przyjemność.

Czy wiecie, że istnieją nawet szkolenia dla firm jak ugrać barter z blogerem? Żeby było śmieszniej - szkolenia płatne. Czyli na zasadzie: zapłać mi, a powiem Ci jak nie płacić innym. Takie szkolenie powinno być barterowe, nie sądzicie? ;)

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,


Dobry barter nie jest zły, paczki PR-owe



Warto mieć jednak na uwadze, że dobry barter nie jest zły. A co oznacza dobry barter? Dla każdego coś innego! I wcale nie mam tu na myśli wartości wyłącznie finansowej, lecz wartość dla nas, czy to nas faktycznie satysfakcjonuje.

Miejmy na uwadze, że barter barterowi nierówny. Co innego propozycja testowania przypadkowego produktu, a co innego możliwość otrzymania czegoś, co nas interesuje od dawna. Jeżeli właśnie zbieracie na jakieś urządzenie (lub o nim marzycie), a akurat odezwie się firma z propozycją testowania, no to... kto się nie zgodzi? ;) Pewnie, że fajnie byłoby dostać produkt i wynagrodzenie, ale jeżeli i tak chcieliście to kupić, to zapewne już sam produkt sprawi podwójną radość - bo i przyjemność z testowania będzie duża, a i parę groszy w portfelu pozostanie.

Warto również odróżniać współprace, które polegają na realizacji konkretnych działań w konkretnym czasie (i to właśnie te warto wyceniać), od współprac "na luzie" (sama super-miło wspominam pewną barterową współpracę z marką, którą bardzo lubię, mogłam wybrać do testów co chciałam, przy czym... nie było praktycznie żadnych wymagań, nieograniczona ilość czasu i brak zobowiązania do pełnych publikacji) i paczek PR-owych, które są wysyłane hurtem do wielu osób jednocześnie, zwykle jako niespodzianka i również bez żadnych konkretnych wymagań.

Rozważajmy też każdy przypadek indywidualnie.Naprawdę rozumiem, że mała, lokalna, raczkująca firma zwyczajnie nie ma pieniędzy na reklamę bo ledwie ciągną koniec z końcem. Takie marki chętnie wesprę, a i kontakt z takimi firmami zwykle jest bardzo serdeczny. Ale nie podoba mi się, gdy wielka, międzynarodowa marka, reklamująca się w wielu mediach, wykorzystująca twarze znanych osób, proponuje barter i zwykle jeszcze ma masę wymagań. A po przesłaniu wyceny działań, jeszcze nierzadko mają pretensje, jak śmiem!

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,


Jak wycenić współpracę na blogu?


Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Tylko Ty wiesz, ile warte są Twoje działania i jaka kwota będzie dla Ciebie adekwatna do włożonej pracy. Ale uwierz w siebie i nie zakładaj, że w grę wchodzi tylko barter. Jeżeli jesteś początkującym blogerem, wyceń się odpowiednio mniej. Albo poczekaj na właściwy moment, który kiedyś nadejdzie :) Warto spojrzeć możliwie najbardziej obiektywnie na swoje możliwości i co możemy od siebie zaoferować - we współpracy biorą udział dwie strony, które chciałyby zakończyć działania sukcesem. 

Nie jest też tak, że w blogosferze obowiązują jednoznaczne stawki zależne od wielkości bloga. Jeden bloger z 10k UU wyceni się na 1000 zł, a inny na 200 zł. A potem i tak okazuje się, że firma weźmie tego, który zrobi to w barterze ;). Czasem pojawiają się w sieci zalecenia w stylu za każdy 1.000 UU = 100 zł, lub ok. 15.000 UU = 800-1000 zł. Niektórzy sugerują się też np. kosztem reklamy w gazecie, a jej nakładem w odniesieniu do statystyk bloga (czyli np. jaka byłaby kwota przy nakładzie porównywalnym do naszych UU), ale tu by się trzeba było orientować w rynku czasopism. Ale raczej nie powinny to być sztywne wytyczne. To mogą być jakieś punkty odniesienia do dalszych rozważań, ale przecież każda współpraca jest inna, wymaga poświęcenia innej ilości czasu i pracy oraz działań. Sztywny cennik jest (moim zdaniem) bez sensu, bo czy tak samo wycenimy jeden luźny, krótki wpis na blogu, a pełen harmonogram dłuższych działań z marką z publikacjami w SM? Również blogi i ich atrakcyjność jest różna (nawet ze zbliżonymi statystykami), więc każdy indywidualnie powinien rozważyć co ma od siebie do zaproponowania.

Nie jestem w tym zakresie specjalistą i sama miewam często wątpliwości. Być może większy przekrój miałby tutaj pracownik agencji, widzący na co dzień realia stawek. Natomiast wymienię kilka aspektów, które warto wziąć pod uwagę. Polecam też zajrzeć do podlinkowanych wpisów :)


Z całą pewnością w wycenie działań warto uwzględnić:

  • czas potrzebny na wykonanie wpisu - każda współpraca jest inna, obejmuje inną liczbę produktów do testów lub inne działania dla marki. Nawet specyficzne produkty wymagają innej ilości czasu do sfotografowania, zeswatchowania, zrecenzowania... Stworzenie wpisu to nie tylko zdjęcia i tekst, ale też wszystkie czynności towarzyszące (testowanie produktów, notowanie spostrzeżeń, obróbka zdjęć, korekta tekstu, czasem wielokrotna).
  • liczbę publikacji - czy będzie to tylko blog, czy też social media. Czy pojawi się unboxing/pogadanka na Stories, czy będą dodatkowe wzmianki w nowościach/zużyciach... Jeżeli współpraca ma być długofalowa, wycena również zwykle będzie inna. 
  • wymagania marki - dostosowanie pod SEO, słowa kluczowe, linki dofollow na pewno mają wpływ na wartość takiego wpisu. Jeżeli podpisujemy umowę o zakazie konkurencji lub zgodę na wykorzystanie zdjęć przez markę (gdziekolwiek, kiedykolwiek), to również nie bez znaczenia. 
  • statystyki - ale jak już wspomniałam - nie tylko miesięczne, ale też średnia liczba odsłon pojedynczych wpisów. Ważne są też statystyki kanałów społecznościowych. No i kupione obserwacje/f4f się nie liczą, ale to już wiecie? ;) 
  • koszty wykonania wpisu - jeżeli trzeba ponieść koszty w celu realizacji wpisu: dodatki do zdjęć, np. świeże kwiaty, dojazdy jeżeli relacjonujemy jakieś wydarzenie, płatne promowanie wpisu na Facebooku/Instagramie
  • sprzęt - w rachunkowości to się mądrze nazywa "amortyzacja" ;) Warto sobie gdzieś rozpisać kwoty, które trzeba było wydać na sprzęt niezbędny do realizacji wpisu (aparat, oświetlenie, statyw, laptop...) i uwzględnić jakąś część tej kwoty w realizowanych współpracach, oczywiście w granicach rozsądku. Zastanów się (mniej więcej), ile lat będziesz korzystać z konkretnych elementów sprzętu i ile wpisów może się w tym czasie pojawić. Weź też pod uwagę ogólne koszty blogowania (domena, hosting, abonament programu...)
  • poziom atrakcyjności współpracy - jeżeli proponowane produkty interesują nas tak bardzo, że mamy ochotę skakać z radości na samą myśl o ich testowaniu, to prawdopodobnie będziemy w stanie się zgodzić na niższą kwotę, niż jeżeli współpraca jest po prostu "fajna". Niefajnych nie bierzemy wcale, prawda? ;). Są też propozycje współprac, które są po prostu atrakcyjne blogowo (np. cała gama kolorówki do przetestowania, zeswatchowania) i nawet, jeżeli nie wszystko wpadnie nam w oko to wiadomo, że będą chętnie odwiedzane przez czytelników i googlowane - w takim przypadku też można zejść z ceny.
  • poziom techniczny bloga - jeżeli szablon jest zaawansowany, zoptymalizowany pod SEO, dbamy też o pozycjonowanie wpisów, mamy własną domenę, być może nawet hosting, na pewno jest to naszym atutem. 
  • zaangażowanie społeczności - mniejszy blog z zaangażowaną społecznością może być bardzo wartościowy. Moim zdaniem duże znaczenie ma również odpisywanie na wszystkie komentarze, a Disqus jest dodatkowym atutem (odbiorca dostanie powiadomienie o odpowiedzi).
  • jakość zdjęć - jedni robią cudowne zdjęcia jak z gazety, inni raczej przeciętne... Warto (możliwie najbardziej) obiektywnie ocenić swoje możliwości i uwzględnić to w wycenie - sprawiedliwie zmniejszając, lub zwiększając kwotę ;).

Jeżeli kompletnie nie macie pomysłu, jak się wycenić, spróbujcie zrobić to najprostszą metodą. Oszacujcie, ile czasu zajmuje Wam przygotowanie różnego rodzaju wpisów. Notujcie, ile czasu poświęcacie na fotografowanie, obróbkę, pisanie tekstu, korekty i późniejszą opiekę nad tekstem. Wyznaczcie minimalną stawkę za godzinę pracy (uwzględniając, że to zwykle czas wolny ;)) i weźcie pod uwagę powyższe kwestie, odpowiednio zwiększając i zmniejszając kwotę. Możliwie najbardziej sprawiedliwie - np. jeżeli robicie piękne zdjęcia, to warto stawkę zwiększyć, ale jeżeli media społecznościowe nie są dobrze rozwinięte, to tu warto odrobinę zejść z ceny. Dzięki temu poznacie również swoje mocne i słabe strony.

Polecam też lekturę:

Reklama na blogu czy w gazecie? {3 aspekty, w których blog wygrywa} - pomaga uwierzyć w wartość swoją i bloga :)
Jak wycenić współpracę na blogu? - orientacyjne zalecenia co do stawki za UU, to chyba pierwszy tak konkretny wpis o stawkach w kosmetycznej blogosferze!
Ile powinni kosztować influencerzy? Jak kosztorysować pracę? - ciut inne podejście do wyceny
Jak proponować współpracę kiedy mam mały blog?
Blogerze, dlaczego boisz się mówić, ile warta jest Twoja praca? - przykładowe stawki niektórych blogerów
Jak wyceniać posty na blogu - tu polecam przeczytanie fragmentu o cenie reklamy w gazecie z nakładem 4.000 egzemplarzy
Jak to jest z tym barterem

wycena wpisu na blogu, jak wyceniać współpracę na blogu, jak wycenić wpis na blogu, płatne współprace, artykuły sponsorowane na blogu, wycena wpisów sponsorowanych na blogu, zarabianie na blogu, współpraca z blogerami, czy barter psuje rynek, stawki zależne od unikalnych użytkowników, kwota za wpis na blogu, wycena działań na blogu, ceń się blogerze,

Kilka słów na koniec


Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele działań wykonujemy w ramach współpracy, naprawdę warto wyceniać swoją pracę i nie bać się podawać własnej kwoty.

Obecnie znajduję się w miejscu, w którym zdecydowanie wolę mieć jedną, naprawdę fajną współpracę raz na jakiś czas, niż kilka barterów w miesiącu. Nie mam parcia ani na zarobek, ani na barter. Myślę, że warto wrzucić na luz i wybierać tylko te propozycje, które faktycznie są atrakcyjne i ciekawe. Przeszło mi już koło nosa całkiem sporo ciekawie zapowiadających się współprac, z fajnymi produktami, tylko dlatego, że marka wybrała współpracę barterową z kimś innym. I wiecie co? To naprawdę nie ma znaczenia, totalnie nie mam poczucia, że coś mnie ominęło. Nie przetestuję wszystkich kosmetyków świata, twarz mam tylko jedną :). A jednocześnie nie mam wyrzutów sumienia, że podjęłam się działań wbrew sobie, za niższą stawkę lub jej brak.

Nie mam na celu nakłaniać kogokolwiek ani do komercjalizacji bloga, ani nagłego całkowitego porzucenia barteru, bo "barter jest zły". Dla większości osób blogowanie to hobby, przyjemność niezarobkowa. Ale warto słuchać głosu własnego serca, starannie selekcjonować propozycje współpracy i zastanowić się, kiedy to jeszcze współpraca (przynosząca obustronną korzyść), a kiedy już "obowiązek" i zrobienie przysługi firmie (bo produkt nie ma dla mnie większego znaczenia, ale zabrakło asertywności do odmowy/odwagi do wyceny, zobowiązałam się, to muszę zrecenzować...). Są też osoby, które nie podejmują się praktycznie żadnych współprac bo nie mają na to ochoty i super. Najważniejsze, by wszystko robić w zgodzie ze sobą. To my jesteśmy gospodarzami własnych blogów i my wyznaczamy nasze zasady i granice.

Jeżeli zaproponowany barter jest dla nas satysfakcjonujący, to super - nic, tylko się cieszyć! Dla każdego znaczy to coś innego. Ale jeżeli nie jest, to nie warto się obawiać i wstydzić wyceny. To są działania reklamowe dla marki, która najzwyczajniej w świecie powinna mieć na to przeznaczony budżet. A jeżeli cokolwiek w warunkach współpracy nam nie odpowiada, nie bójmy się negocjować! To powinna być przyjemność. Dodatkowo myślę, że ogólne ograniczenie liczby współprac zawsze wychodzi na dobre - jeżeli większość wpisów pochodzi z kampanii, to coś tu jest nie tak... Słupów reklamowych w blogosferze nie brakuje i myślę, że nie warto iść w tym kierunku.

Zachęcam do dyskusji w komentarzach! :)
Macie trudność z wyceną, czy zupełnie się nie krępujecie? A może zmieniło się to z czasem?

Nowości | lipiec 2018

$
0
0
Moje lipcowe zakupy były raczej wynikiem spełniania bieżących potrzeb lub ratowania sytuacji po wcześniejszych nieudanych wyborach ;). Jestem pod wrażeniem, jak skutecznie udało mi się okiełznać zapasy i obecnie jedynym moim krytycznym punktem są maseczki do twarzy (mam bana!). Z tego powodu zakupy pojawiają się regularnie, najzwyczajniej w świecie z powodu bieżących potrzeb. Wpadło też nieco cudowności od marek kosmetycznych :) 

Korektor Maybelline Instant Anti Age Eraser kupiłam niestety po raz drugi. Niestety, ponieważ kupiony w zeszłym miesiącu Neutralizer okazał się dla mnie za ciemny i wygląda u mnie kiepsko. Z pewnością poleci dalej w świat, ale Ivory okazał się w sam raz ♥. Pewnie za jakiś czas pojawi się wpis z recenzją :) Nie miałam już żadnego serum do twarzy, więc tym razem wybór padł na serum z zieloną herbatą Bielendy z uwagi na wiele ciekawych składników. Jestem ciekawa jak się sprawdzi. 

Korektor Maybelline Instant Anti Age Eraser Ivory, serum Bielenda zielona herbata

Pokończyły mi się również wszystkie szampony. Zastanawiałam się między sprawdzonym Insight Rebalancing (do włosów przetłuszczających się), a Petal Fresh Rosemary&Mint (wersja dodająca objętości), którego odlewkę miałam od Justyny i zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Niestety wersji rozmarynowej akurat w Rossmannie nie było, ale bazując na zaufaniu do marki Petal Fresh po moich dotychczasowych doświadczeniach, chwyciłam wersję Tea Tree. Niestety to był zły wybór, a szampon niebawem pojawi się w bublach miesiąca... Tusz Lovely Pump Up był częścią prezentu dla siostry, nie mam pojęcia dlaczego umieściłam go na zdjęciu, upał mnie zamroczył :P. Byłam zaskoczona, ponieważ przy kasie w Rossmannie znajdował się duży koszyk, a w nim pełno próbek kremów Bielendy, które można było sobie wziąć. Krem był przyjemny, ale po próbce niewiele jestem w stanie powiedzieć. 

Petal Fresh Tea Tree Shampoo szampon, Lovely Pump Up tusz

W wyniku "braku czasu" doprowadziłam moje włosy do kiepskiego stanu. Otworzyłam litrowego Kallosa Chocolate i tak sobie używałam codziennie. Podobnie, jak odżywki w sprayu Delia Keratin. Nie zaprzątałam sobie głowy czytaniem składów, byle się umyć i pójść wreszcie spać. W czekoladowym Kallosie - proteiny, w mgiełce Delia - proteiny i alkohol. Brawo ja, przeproteinowałam i przesuszyłam włosy. Więc pomimo wielkiego słoja czekoladowego Kallosa, musiałam kupić inną odżywkę "na już". Po świetnych doświadczeniach z miodową maską Garniera (zużycia kwietnia), wzięłam odżywkę z miodem i propolisem, która okazała się... bardzo przeciętna. Pięknie pachniała, była bardzo rzadka i bardzo niewydajna, a włosy po wyschnięciu bardzo zwyczajne. Zużyłam ją w mig przez koszmarnie słabą wydajność, więc bardzo szybko potrzebowałam czegoś znowu... Zirytowana tym faktem, ponownie chwyciłam Kallosa, tym razem emolientowego Blueberry - bodajże za 8,99 zł w Biedronce. Waciki Isana również się pojawiły ;).

Garnier Botanic Therapy miód propolis odżywka

Kallos Blueberry maska emolientowa

Ponieważ zmęczył mnie ciągły przyklap po bublu z Petal Fresh, postanowiłam, że muszę kupić kolejny szampon, bo z tak niedomytymi włosami się po prostu nie da chodzić. Miałam w planie kupić sprawdzoną pokrzywową Joannę, ale wpadł mi w oko L'Oreal Elseve 3 glinki, który chwaliła odcienie nude. Akurat był za mniej niż 9 zł (aż 400 ml), szampony L'Oreal są też bardzo wydajne, więc chwyciłam, co mi tam. Zobaczymy ;). Wpadła mi również farba do włosów Joanna Multi Cream (którą bardzo lubię), ale brakuje mi czasu, by użyć. Uwierzycie, że nie farbowałam już kilka miesięcy?! Jak ten czas leci! Przez chwilę miałam chęć powrotu do naturalnego koloru włosów, ale niestety zaczęłam już siwieć i porzuciłam ten pomysł. Antyperspirant w sprayu Rexona Active Protection, ponieważ mój Garnier Neo lada dzień się skończy. Co prawda mam też kulkę Uriage, ale nie zawsze mogę rano czekać na wchłonięcie. 

L'Oreal szampon 3 glinki, Joanna Multi Cream, Rexona Active Protection antyperspirant

Dziwny był ten lipiec zakupowo! Kolejny korektor, bo z poprzednim nie trafiłam kolorystycznie. Odżywka, bo poprzednią sobie zaszkodziłam nadmierną częstotliwością (z własnej głupoty). Niestety była przeciętna i szybko się skończyła, więc ZNOWU potrzebowałam kolejnej ;). Skończył się szampon, ale nowy zakup okazał się nieudany, więc ZNOWU potrzebowałam szamponu. A sio, kosmetyczne buble, idźcie sobie rozczarowywać gdzieś indziej. 

Paczka z nowościami od Drogerii Natura sprawiła, że opadła mi szczęka z zachwytu. Sami spójrzcie, ile tu cudowności z Kobo, Sensique i My Secret! :) Uwielbiam te marki, bardzo często są moim wyborem zakupowym i mam wśród nich sporo ulubieńców, więc radość po sufit ;). I jeszcze taka ładna paletka z Kobo mi się trafiła! Obecnie możecie zobaczyć zawartość w zapisanej relacji, ale pojawi się też na blogu (zwracam się z prośbą o wydłużenie doby o co najmniej kilka godzin!. Niestety pomimo świetnego zabezpieczenia przesyłki w folię bąbelkową, dwa cienie przyszły pokruszone, a trzeci pęknięty - ja nie wiem, co Poczta wyczynia z paczkami :(. 

Kosmetyki Kobo, Sensique, My Secret

Z Klubu Przyjaciółek Nivea przyszły w tym miesiącu dwie przesyłki. Olejek w balsamie Kwiat Pomarańczy powędruje dalej, bo choć byłam zakochana w wersji Kwiat Wiśni i głęboko wierzę, że ta też jest fantastyczna, to jednak ja po prostu nie lubię smarować ciała i dopiero co skakałam z radości, że zużyłam wszystkie balsamy i nie mam już żadnego, a tu przyszedł do mnie kolejny balsam :P Niemniej jednak znam kogoś, kto zużyje z przyjemnością :D

Nivea olejek w balsamie Kwiat Pomarańczy

Z kolei na temat suchego szamponu Nivea dla brunetek planuję osobny wpis, mam bardzo mieszane odczucia. 

Nivea Fresh Revive suchy szampon dla brunetek Dark

W przesyłce od Realac znalazłam 5 odcieni lakierów oraz bazę witaminową. Ogólnie w kolekcji Exotic Cocktails jest 6 odcieni, ale zamiast 106, dostałam podwójnie 109 :). Nic się nie zmarnuje, jedną buteleczkę podarowałam Paulinie. W kolekcji najbardziej podoba mi się brzoskwiniowo-różowy, mocno soczysty 108, idealny na lato. Z kolei zupełnie rozczarował mnie półtransparentny 107, który przy trzech warstwach bardzo mocno prześwituje. Co do bazy witaminowej też mam mieszane odczucia, lakier odchodził mi płatami, następnym razem spróbuję z jakimś primerem. Klasyczna baza Realac (nie witaminowa) trzyma się u mnie fenomenalnie, aż do ściągnięcia, bez odprysków i odchodzenia od płytki. Uwielbiam ją i pozbyłam się dla niej wszystkich innych baz (!) więc szkoda, że ta wersja nie zrobiła równie dobrego wrażenia. 

lakiery hybrydowe Realac Exotic Cocktails

Słoneczna przesyłka od AVON koncentrowała się na radzeniu sobie z upałami (wiatraczek, spryskiwacz) oraz ochronie przeciwsłonecznej :). 

AVON Care Sun+

Przyszła też do mnie paczka-niespodzianka, która mocno mnie zdziwiła. Czekałam na nią tyle miesięcy, że aż totalnie o niej zapomniałam. Po otwarciu okazało się, że irytujące styropianowe kuleczki (imitujące łupież) fruwały wszędzie, przyczepiając się do dłoni i wszystkiego innego. Przymusowe sprzątanie murowane, a nie należało to do przyjemnych z powodu naelektryzowanych kuleczek, które postanowiły się rozgościć dosłownie wszędzie i wcale nie chciały dać się zamieść. W środku znalazłam dwa szampony przeciwłupieżowe Catzy, podczas gdy... nie mam łupieżu, więc musiałam je podarować mężowi. Paczka z pewnością zapadnie mi w pamięci, ale nie mam przekonania, czy pozytywnie. 

Catzy szampon przeciwłupieżowy

Zaciekawiło Was coś z nowości? :)

La Roche-Posay, Anthelios XL SPF50+, żel-krem do twarzy suchy w dotyku

$
0
0
Filtrowanie skóry twarzy jest dla mnie ważne przez cały rok, nie tylko w okresie letnim :) W związku z tym, przez moje ręce przewija się całkiem sporo różnego rodzaju produktów. Niestety większość z nich jest zwyczajnie kiepska - zrobić dobry filtr to niełatwa sprawa. Suchy żel-krem od La Roche-Posay to obecnie mój ulubiony filtr, więc z przyjemnością napiszę o nim co nieco. 

La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ żel krem do twarzy suchy w dotyku, dobry filtr do cery tłustej, filtr dry touch, filtr z wysokim PPD, filtr matujący SPF50

Krem znajduje się w miękkiej tubce z pompką, która jest... totalnie idealna. Higieniczna, wygodna w użyciu, a krem stoi na zatrzasku, więc łatwo spływa ku dozownikowi. Miałam małe wątpliwości jak to będzie pod koniec, ale okazuje się, że i tutaj mogę Antheliosa pochwalić. Tubka tak silnie się zasysa, że po rozcięciu została ilość na maksymalnie jedno użycie. Co prawda pod koniec pompka po wciśnięciu zostawała w środku, nie odbijała już z powrotem, ale to kwestia dosłownie kilku ostatnich użyć, a nic nie stoi na przeszkodzie, by lekko ją paluszkami wysunąć do ponownego wciśnięcia. 

La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ żel krem do twarzy suchy w dotyku, dobry filtr do cery tłustej, filtr dry touch, filtr z wysokim PPD, filtr matujący SPF50

La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ żel krem do twarzy suchy w dotyku, dobry filtr do cery tłustej, filtr dry touch, filtr z wysokim PPD, filtr matujący SPF50
zassana tubka na sam koniec
Zapach jest zupełnie neutralny (generalnie krem jest bezzapachowy, czuć jedynie zastosowane składniki po wwąchaniu się). Konsystencja wyjątkowa jak na filtr - to dość tępy krem, który trzeba sprawnie rozsmarować i rozklepać, ponieważ szybko zastyga. Ale nie jest aż tak trudny w użyciu jak Vichy matujący, który ma o wiele większą tendencję do rolowania się, Antheliosa o wiele łatwiej dołożyć. Z całą pewnością producenta poniosło z określeniem "żel", bo z żelem nie ma nic wspólnego, natomiast wchłania się przecudownie i określenie suchy w dotyku (dry touch) jest jak najbardziej trafne! Bardzo szybko wchłania się do matu. Jak na filtr, bieli minimalnie, a przynajmniej dla mnie nie było to w żaden sposób uciążliwe. 

La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ żel krem do twarzy suchy w dotyku, dobry filtr do cery tłustej, filtr dry touch, filtr z wysokim PPD, filtr matujący SPF50

To wprost idealny filtr do cer mieszanych i tłustych, natomiast zdecydowanie odradzałabym go cerom suchym, ponieważ z pewnością ściągnie skórę i może dodatkowo przesuszyć. 

La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ żel krem do twarzy suchy w dotyku skład

Stosowałam ten filtr raczej na większe okazje z dwóch powodów. Po pierwsze, na dłuższą metę odrobinę mnie przesuszał, więc warto mieć to na uwadze. A po drugie, niestety kosztuje niemało, więc zwyczajnie było mi go szkoda. Ale jedno jest pewne - zawsze mogłam na nim polegać. Makijaż na tak dobrym filtrze wygląda zupełnie normalnie, nie ma obaw o tłustość przy aplikacji, bielenie i wzmaganie produkcji sebum w ciągu dnia. A jestem w tym zakresie naprawdę wymagająca ;). 

Filtr ma SPF50+ i PPD31, więc bardzo dobrze chroni przed UVA i UVB. Nawet długie przebywanie na słońcu nie kończyło się żadnym zaczerwienieniem. Jest też wodoodporny. Ogólnie LRP robi naprawdę świetne, nowoczesne filtry o bardzo wysokiej ochronie, a jeszcze dodatkowo komfortowe w użyciu! Jeżeli macie wątpliwości po co stosować filtry, to zapraszam Was do wpisu Ziemoliny, wiele wątpliwości może również rozwiać swego rodzaju FAQ o filtrach

La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ żel krem do twarzy suchy w dotyku, dobry filtr do cery tłustej, filtr dry touch, filtr z wysokim PPD, filtr matujący SPF50

To jest jeden z tych produktów, które zużyłam z gigantyczną przyjemnością i istnieje duża szansa, że do niego powrócę. Nie bez powodu wylądował w ulubieńcach roku, ulubieńcach czerwca, ulubieńcach września, a nadal mam ochotę o nim trąbić wszem i wobec ;). Nie chcę jeszcze mówić ostatniego słowa, ponieważ mam w zapasach dwa interesujące filtry (SVR Sun Secure Extreme Ultra Matt Gel, Skin79 Waterproof Sun Gel), ale na chwilę obecną to mój pewniak i numer jeden. Stanowczo przebił matującego Vichy (komfortem rozprowadzania i poziomem ochrony PPD) i sprawdza się u mnie lepiej od swojego brata - fluidu ultralekkiego z Antheliosa (bo lepiej matuje). Mogę się przyczepić tylko do ceny (ok. 50-60 zł/50 ml, porównanie cen) i skłonności do przesuszania przy codziennym użyciu, natomiast cena jest dla mnie w pełni zrozumiała biorąc pod uwagę super-wysoką jakość produktu. Znaleźć komfortowy filtr dla cery tłustej to nie lada wyczyn ;) Cenę można też zrekompensować promocjami ;) Jeżeli szukacie czasem kodów rabatowych, np. wyszukując w sieci Iperfumy kod rabatowy lub Sephora kod rabatowy (filtr La Roche Posay jest dostępny m.in. właśnie w Iperfumy, a sama szukałam w ten sposób kodu do eZebry - dosłownie ze dwa tygodnie temu przed planowanymi zakupami :)), to serdecznie zapraszam do serwisu Kuplio, w którym znajdziecie obecnie ponad 11 tysięcy kuponów rabatowych w ponad 5 tysiącach sklepów online :) 

Używacie filtrów przeciwsłonecznych? 
Jeżeli tak, to które polecacie najbardziej? :)

Ulubieńcy i rozczarowania | lipiec 2018

$
0
0
W tym miesiącu zastanawiałam się, czy nie będą to same rozczarowania, ponieważ ostatnio nic nowego mnie nie zachwyciło. Ale po chwili zastanowienia uświadomiłam sobie, że przecież mam jednego ulubieńca (od kilku miesięcy), o którym jeszcze nie pisałam, a warto! :) Nie zrozumcie mnie jednak źle, mam w swoich zbiorach sporo świetnych produktów, ale o wszystkich godnych uwagi już pisałam w poprzednich wpisach z serii ulubieńców


L'Oreal Elseve, Eliksir odżywczy, Magiczna moc olejków, wygładzenie i blask


Jedynym ulubieńcem w tym miesiącu jest... olejek L'Oreal. W kwietniu (nowości kwietnia) dostałam jego odlewkę od Izy. Tak się złożyło, że ja się nim zachwyciłam, a Iza używała go bardzo rzadko, więc postanowiła mi go oddać w pełnym wymiarze :) Ten olejek jest zdecydowanie gęstszy i bardziej treściwy od Mythic Oil. Obawiałam się pompki, ponieważ w buteleczce z kroplomierzem (odlewka) było mi bardzo łatwo wydobyć nawet minimalną ilość. Ale okazało się, że pompka wciska się stopniowo i można wydobyć tylko odrobinkę. Olejek jest bardzo gęsty, mocno wygładzający i mocno nabłyszczający. Zdecydowanie trzeba z nim uważać, ponieważ może obciążyć włosy, ale za to jaką daje piękną i ujarzmioną taflę włosów! Mythic Oil jest odrobinę łatwiejszy w obsłudze (wchłania się nawet jak nieco przesadzę z ilością), ale za to Elseve daje bardziej spektakularny efekt super-gładkich i lśniących włosów. Świetnie zabezpieczy również włosy podczas trudniejszych warunków atmosferycznych (wiatr, mróz, ocieranie o ubrania...). Ogólnie bardzo polecam, choć jest to ciężki produkt :)

L'Oreal Elseve, Eliksir odżywczy, Magiczna moc olejków, wygładzenie i blask, olejek do włosów, olejek L'Oreal, L'Oreal Elseve

Petal Fresh, Scalp Treatment Tea Tree, szampon do włosów


O tym szamponie wspomniałam już w nowościach lipca, niestety strasznie mnie rozczarował. Miałam kiedyś wersję Aloe&Citrus i byłam bardzo zadowolona. Później dostałam od Justyny odlewkę wersji Rosemary&Mint i tak naprawdę to właśnie ją chciałam kupić. Niestety była niedostępna, ale bazując na zaufaniu do marki, chwyciłam wersję Tea Tree. Olejek z drzewa herbacianego kojarzy mi się z właściwościami antybakteryjnymi i regulującymi sebum. Niestety ten szampon jest tak łagodny, że aż nie domywa włosów. Nawet tuż po wyschnięciu zdarzały mi się przetłuszczone, niedomyte placki - mimo, że wydaje mi się, że myję skórę głowy dokładnie, masując ją opuszkami palców. Ostatecznie szamponem muszę myć włosy dwukrotnie, ale już przy spłukiwaniu czuję specyficzną, śliską warstwę (na plus, że włosy nie są splątane), więc może to ona obkleja skórę i włosy, bo na drugi dzień już około 13-14 jest kiepsko. Ja rozumiem, że to lato i upały, ale nie przesadzajmy, tak źle to chyba jeszcze nie było.

Petal Fresh, Scalp Treatment Tea Tree, szampon do włosów, olejek z drzewa herbacianego, Petal Fresh Tea Tree, szampon do włosów przetłuszczających się

Delia Cameleo, Liquid Keratin, odżywka Płynna Keratyna


Bardzo lubię odżywki w sprayu. Co prawda wolę olejki (Mythic Oil, Eliksir odżywczy Elseve) albo balsamy (Oleokrem Diamond), ale czasem zwyczajnie nie mam czasu na dokładne rozcieranie produktu w dłoniach, równomierną aplikację, dokładanie drugiej porcji w razie potrzeby, mycie rąk... Dosyć często wybiegam na autobus z domu :) W takich sytuacjach świetnie sprawdzają się właśnie odżywki ekspresowe z atomizerem, którymi wystarczy spryskać włosy i ewentualnie przeczesać - najbardziej lubię Gliss Kur. Gdy Iza zapytała, czy jest ktoś chętny do przygarnięcia odżywki Delia, ucieszyłam się! Niestety to nie był dobry wybór... Nie spojrzałam na skład i tak sobie używałam regularnie, jednocześnie sięgałam po Kallos Chocolate (z proteinami) i Delię Cameleo (z proteinami i... alkoholem). Z czasem okazało się, że włosy były coraz brzydsze, coraz bardziej matowe, sianowate i szorstkie. Takie... niesatysfakcjonujące. Damn, przesuszyłam i przeproteinowałam włosy. O ile przeproteinowanie bym wybaczyła, stosowałabym odżywkę po prostu rzadziej, to już alkoholu tak wysoko w składzie nie wybaczę, bo tego nie przeskoczę. Moje włosy są na alkohol wrażliwe i po raz kolejny dały mi o tym znać.

Delia Cameleo, Liquid Keratin, odżywka Płynna Keratyna, odżywka w sprayu, odżywka ekspresowa, Delia Keratin, Delia Cameleo

La Roche Posay Anthelios XL Barwiący żel-krem do twarzy suchy w dotyku SPF50+


To już nieco bardziej w formie ciekawostki... O ile klasyczną wersję La Roche-Posay uwielbiam (Żel-krem suchy w dotyku - recenzja), tak barwiona mnie rozczarowała jeszcze zanim jej użyłam. Nie wiem, co producenci mają w głowach, wypuszczając pomarańczowe barwione filtry, ale to chyba logiczne, że skoro ktoś się filtruje, to jest raczej blady? Całe szczęście, że wersja zwykła dobrze mi służy, ale od barwionej będę się trzymać z daleka :)

Na zdjęciu znajduje się filtr LRP i podkład Kobo Mattifying 701, który odpowiada mi odcieniem.

La Roche Posay Anthelios XL Barwiący żel-krem do twarzy suchy w dotyku SPF50+, barwiony filtr do twarzy, barwiony filtr La Roche Posay, Kobo Mattifying 701

Co Was rozczarowało i zachwyciło w ostatnim czasie? :)

Zużycia | lipiec 2018

$
0
0
Nowy miesiąc, nowe denko :) Nie mogło zabraknąć wrażeń po zużyciu ostatnio wykończonych produktów! Sprawdziły się, czy raczej pożałowałam zakupu?



Ciało:


Nivea Soft Mix Me Charming - jeżeli lubicie krem Nivea Soft, to wersje zapachowe zdecydowanie uprzyjemniają stosowanie! Charming podobał mi się chyba najbardziej (choć wszystkie są ładne), przyjemny słodko-owocowy. 
Le Petit Marseillais, mleczko nawilżające, rozświetlenie - olejek morelowy, biała lilia & masa perłowa - próbkę dostałam od Justyny :) Balsam przyjemnie pachniał, szybko się wchłaniał i miał mnóstwo maluteńkich rozświetlających drobinek. 

Włosy:



Insight Rebalancing to idealny szampon do włosów przetłuszczających się - włosy są lekkie, świeże, nieobciążone. Pierwszy szampon, który wyraźnie wydłużył u mnie świeżość włosów. W dodatku ma wygodną pompkę i jest szalenie wydajny oraz łagodny. Tylko zapach ma kiepski, ale i tak chętnie do niego wrócę!
L'biotica Charcoal Everyday Shampoo to również przyjemny szampon do codziennego oczyszczania włosów. Nie był tak dobry, jak Insight, ale i tak zużyłam go z przyjemnością. 
ECO Lab Balancing Shampoo - z kolei ten był tak łagodny, że aż nie domywał włosów i wzmagał przetłuszczanie :( 

Oczywiście nie zużywam 3 szamponów miesięcznie, po prostu wszystkie były jakoś na wykończeniu ;) 



Isana Professional, odżywka do włosów brązowych - bardzo dobra, przyjemnie pachnąca odżywka do włosów. Wygładza, nabłyszcza, ułatwia rozczesywanie, choć nie odnotowałam żadnej zmiany w kolorze :). Ale chętnie kupię ponownie.
~Garnier, Botanic Therapy, odżywka miód i propolis - z kolei ta była zupełnie przeciętna. Pięknie pachnąca, ale rzadka, wręcz przelewająca przez palce, koszmarnie niewydajna, a na włosach... nijaka. Ułatwiała rozczesywanie, ale włosy nie miały typowego "good hair day". 
~ Anwen, olejek marakuja do włosów wysokoporowatych - odlewka od Pauliny :) Olejek wystarczył mi na jedno użycie i... nie zrobił totalnie żadnego wrażenia. Włosy nie były ani ładniejsze, ani brzydsze, więc totalnie nie mam pojęcia, co o nim myśleć, dlatego nie napiszę nic ;) Może poza tym, że nie mam włosów wysokoporowatych :)
Delia Cameleo, Liquid Keratin, odżywka w sprayu płynna keratyna - bubel, o którym pisałam w rozczarowaniach lipca

Twarz:



La Roche-Posay, Anthelios XL SPF50+, żel-krem suchy w dotyku - mój mega ulubieniec!
Liqpharm, LIQ CC Light - fantastyczne serum z witaminą C ♥ To moje drugie opakowanie i bardzo możliwe, że nie ostatnie!
~ AVON True, płyn micelarny - taki sobie. Samodzielnie zmywa tylko delikatny makijaż, z tuszem trochę się męczył. Twarz (i oczy rozpuszczone olejkiem) zmywał ładnie.
~ Bielenda, Matt Booster Jelly Mask - ta maseczka jest tak nijaka, że aż nie wiem, co o niej sądzić. Żel, który się nakłada i zmywa (nie zastyga), po czym w sumie efekt jest niewiele odbiegający od normy. Przeciętniak.
Uriage Bariesun, ultralekki fluid SPF 50+ - odlewka od Agaty :) Filtr wydawał się ciekawy i nawet ładnie się wchłonął, ale po jednym użyciu nie chcę za dużo mówić :) Niewykluczone, że kiedyś kupię pełny wymiar :)
Make Me Bio, woda z czystka - bez względu na właściwości, to tak śmierdzący produkt, że NIGDY więcej!
Dermalogica Dynamic Skin Recovery SPF 50 - odlewka od Agaty :) O rany, jaki to jest tłusty filtr!
Pharmaceris, Dermoochronny krem wybielający przebarwienia SPF50 - nie polecam cerom mieszanym i tłustym, bardzo kiepsko się wchłania, pozostawia mocno wyczuwalną warstwę i nie ma szans na komfortowe wykonanie makijażu. Prawie 40 zł za 30 ml tak kiepskiego kremu to dla mnie nieporozumienie.

Jest też próbka kremu przeciw zmarszczkom Bielendy Botanic SPA Rituals, ale poza pięknym zapachem ciężko mi się wypowiadać po jednym użyciu :)

Inne:



Nuxe, Reve de miel, balsam do ust w słoiczku - jeden z najlepszych balsamów do ust (jeśli nie najlepszy), jaki miałam. I tak diabelnie wydajny! Wart każdej złotówki.
Be Beauty, chusteczki do demakijażu - byłam nimi pozytywnie zaskoczona. Kupiłam od niechcenia przed wycieczkami rowerowymi, by zetrzeć filtr z twarzy i dołożyć nową porcję (nie mając możliwości umycia buzi). W tym celu sprawdziły się znakomicie. W zmywaniu makijażu - całkiem nieźle. Ponoć zmywają makijaż wodoodporny i coś w tym musi być, bo jak mężowi spadł łańcuch z roweru i miał całe usmarowane ręce, to nawet z tym dały radę! :) 
~ Organique, Green Clay Soap - mydło glinkowe ;) Jak pokazać zużyte mydło? No cóż, pozostaje tylko opakowanie :) Do twarzy było strasznie przeciętne i choć dobrze oczyszczało, nie przesuszając jednocześnie skóry (ale przy skutecznym tonizowaniu!), to jednak nie odnotowałam żadnego szczególnego działania poza myciem. Ostatecznie zużyłam do pędzli i nie planuję powrotu. 
Ecodenta, czarna pasta do zębów - okropieństwo, nigdy więcej. Nawet nie dałam rady jej całej zużyć. Kiepsko się pieni, ma lekko gorzkawy posmak. Ale tym, co najbardziej zaważyło na jej wywaleniu jest to, jak przekoszmarnie wszystko brudzi, jak gdzieś chlapnie lub się rozpryśnie (mam szczoteczkę elektryczną). Dodatkowo, mimo regularnego stosowania, nie odnotowałam ŻADNEGO wybielenia zębów, nawet najmniejsze przebarwienia nie zostały usunięte, więc nie zamierzam się dłużej męczyć. Zwykle nie daję past do denka, ale ta jest "modna" i kupiona pod wpływem blogosfery, więc musiałam wtrącić swoje trzy grosze. 

Kolorówka:



Z tego zestawienia tylko trzy rzeczy zostały zużyte w całości: próbka Lily Lolo Flawless Silk, odsypka pudru Becca i korektor Wibo Deluxe Brightener. Z resztą się żegnam w wyniku porządków (słabe lub przeterminowane). 

✔ Inglot Duraline - niezastąpiony, ratował zaschnięte kosmetyki, pozwalał na zamianę produktów sypkich w kremowe np. cień do kreski
✔ Maybelline Color Tattoo cień w kremie On and on bronze - piękny odcień, przyjemna konsystencja w przeciwieństwie do matowych Color Tattoo
 Puder Lily Lolo Flawless Silk - piękny, rozświetlający efekt na twarzy i pod oczami, choć dla mnie zbyt ciemny, wolę Translucent Silk
Lumene, rozświetlacz w płynie - to była odlewka od Justyny, niestety zastygła mi w słoiczku na amen, więc nie zrobię już nawet swatcha :( Ale mam pełnowymiarowe opakowanie, to piękny rozświetlacz. 
Hean Stay On baza pod cienie - dobra, tania baza pod cienie. To mój drugi słoiczek. Ulubieńcem jest dla mnie czarny Inglot w tubce, ale ta jest ok :)
Wibo Deluxe Brightener korektor - słabo kryjący, ładnie rozświetlający korektor pod oczy. Daje mokre, zdrowe wykończenie, nie wysusza. Ogólnie byłam zadowolona, ale to jeden z nielicznych korektorów, które naprawdę łatwo zużyć do końca. Nic dziwnego, w końcu ma TYLKO 1,7 g. Opakowanie jest duże, a w środku tyle, co nic. Mogłabym kupić ponownie, ale tylko podczas -49%/-55%
~ Becca, Soft Light Blurring Powder Golden Hour - całkiem przyjemny, choć nie zrobił na mnie większego wrażenia :) Przerażał mnie też jego pomarańczowy odcień, choć po roztarciu robi się transparentny. 
~ Sally Hansen, Insta Dri - notorycznie pękały mi pod nim lakiery... 
~ L'Oreal Lumi Magique korektor - na jakiś czas go odstawiłam i wydawało mi się, że zaczął śmierdzieć, ale później wyczytałam o tym w niemal każdej recenzji, więc może on tak ma :D Wibo był chyba lepszy :) 
Korektory Bell Hypoallergenic (beżowy, zielony) - to naprawdę trudne korektory w obsłudze, niestety. Są ciężkie, mocno kryjące, łatwo z nimi przesadzić i mogą się zwarzyć. Da się je nałożyć ładnie, ale to wymaga uwagi, staranności i super cienkiej warstwy.
Ingrid, Mineral Silk&Lift - bardzo nietrwały, szybko się świeci i warzy. Przyjemny, jasny odcień (280), który niestety oksyduje na potęgę i przestaje być ładny :)

Ufff, to by było na tyle :)

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek (dark tones)

$
0
0
W moje ręce trafia sporo nowości Nivea dzięki ich Klubowi. Suchy szampon wydał mi się jedną z najciekawszych nowości w ostatnim czasie, więc uznałam, że dobrze by było napisać o nim co nieco ;). Moje wrażenia ze stosowania okazały się jednak mieszane. 

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day
Szata graficzna jaka jest, każdy widzi - mi się akurat podoba, ale nie przywiązuję do tego dużej wagi. Pierwszy problem pojawia się w... atomizerze. Niby zwykły spray, powinno być wszystko w porządku. Niestety wymaga użycia sporej ilości siły - nie wiem, czy to kwestia mojego egzemplarza, czy tak jest ze wszystkimi, ale obsługa jedną ręką jest niemal niemożliwa. Muszę wciskać tak mocno, że aż mi się dłoń ślizga po opakowaniu. Finalnie jedną ręką trzymam, a drugą wciskam - nie jest to zbyt komfortowe. Z innymi suchymi szamponami nigdy nie miałam tego problemu.

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Moja wersja jest dla brunetek, najciemniejsza z możliwych (są trzy - dla blondynek, dla szatynek, dla brunetek), ale i tak proszek nie jest bardzo ciemny. Mój rozpyla się całkiem ładnie i równomiernie, ale zerknijcie, w jaki sposób rozpylał się u Agnieszki

Barwiony suchy szampon wydaje się super, ale... nie do końca. Po pierwsze, okropnie brudzi:
- łazienkę, osadzając się na WSZYSTKIM, nawet mimo starannej aplikacji możecie mieć pewność, że po umywalce będą ściekać brązowe strużki wody, a szafki, toaleta, śmietniczek, wszystko będzie pokryte brązowym nalotem. Bardzo nieestetycznym i wymagającym natychmiastowego sprzątania - nawet mój mąż flejtuch nieprzywiązujący większej uwagi do czystości zauważył, że coś jest nie tak i musiałam się tłumaczyć. Od tej pory ilekroć widzi reklamę jakiegokolwiek suchego szamponu w telewizji, głośno oznajmia głosem specjalisty,że "takiego powinnam używać, a nie tego brudzącego!" (facepalm). Niestety kolejne aplikacje wykonywałam na balkonie - latem fajnie, ale co zrobię zimą? Było mi też trudno opanować jednocześnie lusterko i opakowanie wymagające użycia obu rąk
- skórę, bo podczas rozpylania drobinki lądują mi zwykle również na czole - jeżeli użyjecie suchego szamponu już po wykonaniu makijażu to klops, bo będzie ciężko to zetrzeć bez uszczerbku dla mejkapu
- palce, bo wystarczy się podrapać po głowie w ciągu dnia, by mieć brązowe paluchy i "brudne" paznokcie. 

Po drugie, uzyskiwany efekt wcale nie jest taki satysfakcjonujący. Po aplikacji włosy i tak są specyficznie rozjaśnione, rozbielone, mimo że suchy szampon jest brązowy. Dodam, że zawsze wstrząsam przed użyciem.

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day
drobinki suchego szamponu na czole po aplikacji - a teraz wyobraźcie sobie, że macie świeżo zrobiony makijaż...
Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Kolejna kwestia jest taka, że ciężko go wyczesać, by pozbyć się bielenia. Zwykła szczotka/wytrzepanie włosów dłońmi (głową w dół) nie mają szans na powodzenie. Satysfakcjonujący efekt uzyskiwałam dopiero, gdy wytarłam włosy ręcznikiem (który oczywiście staje się potem brudny ;)).

I tu przechodzimy już do samego działania, które okazało się świetne. Suchy szampon Nivea widocznie odświeża włosy, sprawia też, że są lekkie i uniesione u nasady, a przy tym... nadal dosyć błyszczące. Po starannym usunięciu nadmiaru ręcznikiem, włosy wyglądają ślicznie. Muszę też przyznać, że odświeża włosy na bardzo długo! Generalnie myję włosy codziennie, a z nim udało mi się przetrwać cały weekend w wyjściowym stanie bez możliwości umycia włosów (umyłam w piątek, a całą sobotę i niedzielę wyglądały bardzo dobrze - dla mnie to imponujący wynik).

Suchy szampon miałam na sobie tutaj i widać, że włosy nadal ładnie błyszczą - również u nasady:
(różnica w kolorze włosów wynika z faktu ich niefarbowania przez 4-5 miesięcy)

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Suchy szampon Nivea pachnie... klasycznym kremem Nivea ;) I choć zapach ten jest dla mnie generalnie raczej obojętny i niezachwycający, to w przypadku suchego szamponu uważam, że jest bardzo przyjemny. Pachnie po prostu świeżością i czystością, co w przypadku odświeżania włosów jest całkiem trafne :D 

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Jak widać, moje wrażenia co do tego produktu są BARDZO mieszane. Z jednej strony koszmarnie mnie wkurza aplikacja (atomizer naprawdę ciężko się wciska), brudzenie wszystkiego wokół i trudności z wyczesaniem włosów. Z drugiej strony - efekt po starannym usunięciu nadmiaru ręcznikiem jest fantastyczny i dokładnie taki, jakiego oczekuję. Włosy są lekkie, świeże, miękkie i błyszczące. W ogóle nie są tępe i matowe. Jednocześnie zapach kremu Nivea w tym konkretnym produkcie jest bardzo przyjemny (bo w olejku do ciała mi nieco przeszkadzał - trudno mi dogodzić ;)). 

Cena to 17,99 zł/200 ml w Rossmannie.

Nivea Fresh Revive, suchy szampon dla brunetek, dark tones, barwiony suchy szampon, dobry suchy szampon, suchy szampon który nie bieli włosów, have a great hair day

Znacie już wszystkie za i przeciw, a decyzja należy do Was :) 

Czarszka, regulujący balsam do mycia twarzy

$
0
0
Oczyszczanie twarzy to absolutna podstawa pielęgnacji. W tej kategorii jestem ostrożna i nie ma u mnie miejsca na przypadkowe produkty. Balsam czarszki przygarnęłam od Bogusi w kwietniu - był ledwie napoczęty, więc udało mi się z nim bardzo dobrze zaznajomić. Można powiedzieć, że zużyłam prawie cały słoiczek. Właśnie mi się kończy, więc postanowiłam napisać o nim kilka słów.

Wiem, że chwilę mnie tu nie było, ale było to spowodowane urlopem :) Po powrocie miałam też trochę spraw do załatwienia. W międzyczasie mój blog obchodził 7 urodziny, o czym wspominałam na Instagramie. Rany, kiedy to zleciało!

balsam czarszki, balsam regulujący czarszki, regulujący balsam do mycia twarzy czarszki, OCM, mycie twarzy olejami, oczyszczanie olejami, olejowe oczyszczanie skóry, oczyszczanie skóry tłustej, mycie cery tłustej, czym myć tłustą cerę, cera tłusta

Balsam znajduje się w ciężkim słoiku z zakrętką, wykonanym z ciemnego szkła. Etykiety są bardzo trwałe, po kilku miesiącach ciągłego używania, przechowywania w wilgotnej łazience, wielokrotnego łapania tłustymi od balsamu dłońmi, nadal wyglądają świetnie. Cieszę się, że o to zadbano!

Ma specyficzną konsystencję - myślałam, że będzie zbity, twardy, a jest bardzo miękki, szpatułka łatwo nabiera produkt (jak masło w temperaturze pokojowej). Pomimo swojej stałej konsystencji, bardzo szybko zamienia się w postać oleju pod wpływem rozcierania w dłoniach. To świetnie, ponieważ nie ma mowy o tępym, zbitym maśle, ciągnącym skórę twarzy. Tego typu formuła wspaniale się sprawdzi do masażu (zapewni długi poślizg).

balsam czarszki, balsam regulujący czarszki, regulujący balsam do mycia twarzy czarszki, OCM, mycie twarzy olejami, oczyszczanie olejami, olejowe oczyszczanie skóry, oczyszczanie skóry tłustej, mycie cery tłustej, czym myć tłustą cerę, cera tłusta

Zapachu niestety nie pochwalę, olej tamanu pachnie jak maggi/rosół i jest to jeden z tych zapachów, które uznaję wyłącznie na talerzu, zaś na twarzy mi przeszkadza. Byłam wobec niego na początku bardzo krytyczna, ale po zużyciu wody z czystka Make Me Bio (wybaczcie, że ciągle o niej wspominam, ale to dla mnie dobry punkt odniesienia - przełom, w którym przesunęła się moja granica tolerancji dla zapachów)... balsam czarszki przestał mi przeszkadzać. Nie przepadam, ale zniosę. 

Balsam służy do mycia i demakijażu twarzy, jest przeznaczony przede wszystkim dla cer tłustych, borykających się z wypryskami, ze skłonnością do zapychania. Nie zaleca się używania go w okolicy oczu (z uwagi na zawartość olejków eterycznych oraz składników o działaniu antybakteryjnym) z powodu ryzyka podrażnienia. Wiem, że niektórzy stosują i nic im się nie dzieje, ale ja nie ryzykuję :). Możliwe, że w tym zakresie sprawdziłaby się wersja ultradelikatna - nie wypowiem się, bo nie miałam :)

balsam czarszki, balsam regulujący czarszki, regulujący balsam do mycia twarzy czarszki, OCM, mycie twarzy olejami, oczyszczanie olejami, olejowe oczyszczanie skóry, oczyszczanie skóry tłustej, mycie cery tłustej, czym myć tłustą cerę, cera tłusta

Używam go w ten sposób, że wykonuję demakijaż twarzy (zwykle płynem micelarnym), nabieram balsam szpatułką, rozcieram w dłoniach, masuję nim twarz, po czym biorę bawełniany ręczniczek/ściereczkę muślinową, moczę w ciepłej wodzie i ściągam warstwę, starając się jak najmniej pocierać/pociągać skórę. Zawsze płuczę ściereczkę i wykonuję czynność ponownie. Materiały, które są lekko chropowate (np. bawełniany ręcznik po kilku praniach, ściereczka muślinowa) ściągają balsam błyskawicznie i bezproblemowo, ale materiały miękkie i gładkie (np. ściereczka Resibo) ślizgają się po nim i nie bardzo chcą zbierać produkt. Balsam nie zmywa się samą wodą, ponieważ nie posiada emulgatorów. Wiem, że Emilia bardzo lubi zmywać balsam żelem tymiankowym z Sylveco. Teoretycznie balsam czarszki nadaje się do demakijażu, ale ja chciałabym w pełni wykorzystać jego potencjał oczyszczający, w związku z czym najpierw zmywam makijaż, a dopiero później balsam. Nie chciałabym rozmazywać sobie całodniowego brudu po twarzy ;). 

Balsam czarszki to dla mnie ostatni etap oczyszczania (potem tonik, serum, krem), nie domywam go jeszcze kolejnym myjadłem, ponieważ nie chcę mu ujmować właściwości, a i tak używam go na wstępnie oczyszczoną skórę. Na początku bałam się, czy tak ciężki produkt ściągnięty samą mokrą ściereczką, mnie nie zapcha. Szczerze - obawiałam się tego bardzo ;). Ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło mimo długiego i regularnego stosowania (od kwietnia!), ba, mój stan skóry polepszył się tak znacząco, że gorszy stan odnotowałam dopiero po przerwie w stosowaniu! :) Po ściągnięciu ściereczką, balsam pozostawia na twarzy bardzo delikatny, nietłusty film, przyjemny. Zdarzyło mi się kilka razy zostawić tak skórę (bez toniku, kremu) i nie odnotowałam żadnych przesuszeń - wydawał się pielęgnować sam z siebie. 

No i właśnie - jakie nastąpiły efekty? Przede wszystkim czystsza cera i lekko zwężone pory, mniej wyprysków (co ucieszyło mnie najbardziej). Cera była pięknie uspokojona - łagodnie oczyszczona i wypielęgnowana jednocześnie, miękka w dotyku. Liczyłam też na zmniejszenie wydzielania sebum, ale to akurat nie nastąpiło. 

balsam czarszki, balsam regulujący czarszki, balsam czarszki skład, regulujący balsam do mycia twarzy czarszki, OCM, mycie twarzy olejami, oczyszczanie olejami, olejowe oczyszczanie skóry, oczyszczanie skóry tłustej, mycie cery tłustej, czym myć tłustą cerę, cera tłusta

Mimo wszystko, jestem strasznie rozdarta wewnętrznie. Z jednej strony uwielbiam jego działanie i uważam, że to diabelnie dobry produkt. Z drugiej strony, ma kilka cech, które mnie drażnią:
  • Ciężki, szklany słoik to dla mnie strasznie niewygodne rozwiązanie, nigdy nie mam gdzie odłożyć nakrętki, boję się, że wyślizgnie mi się z dłoni, zawsze muszę mieć szpatułkę pod ręką. ALE w przypadku tej formuły to najlepsza możliwa opcja, a ciemne szkło i trwała etykieta bardzo na plus.
  • Zapach oleju tamanu stanowczo nie jest dla mnie przyjemny. ALE olej ten ma wspaniałe właściwości dla cery tłustej, więc jego obecność jest plusem... ;) 
  • Brak emulgatora sprawia, że balsam ciężko się spłukuje - trzeba go ściągnąć mokrą ściereczką lub zmyć czymś pieniącym, niestety nie przepadam za tym, zawsze preferuję produkty z emulgatorem :( Wieczorna pielęgnacja niestety zajmuje z nim więcej czasu niż zwykle.
  • Balsamu nie powinno się używać do demakijażu oczu, więc trzeba mieć osobne produkty. ALE jest to spowodowane obecnością bardzo pożądanych składników dla twarzy ;) Mimo wszystko, najbardziej cenię olejki myjące (z emulgatorem :P), którymi mogę oczyścić całą twarz, z oczami włącznie.
Są to dla mnie wady istotne, ale jednocześnie tak przemyślany, świetny skład (m.in. olej laurowy, olej tamanu, olej z czarnuszki, olejek z drzewa herbacianego, olejek eukaliptusowy - to jak raj dla cery problematycznej) i idące z nim w parze działanie, wiele wynagradzają ;). Więc z jednej strony jest to produkt doskonały w tym, jaki ma być, ale z drugiej strony trochę upierdliwy dla leniwców lubiących ładne zapachy i wygodę użycia bo zmywanie trwa i trwa. Coś za coś. 

Balsam kosztuje 60 zł na stronie czarszki, mogę jedynie zapewnić, że jest ogromnie wydajny, używałam go od kwietnia aż do teraz - września (a moje przygarnięte opakowanie było już napoczęte). Z całą pewnością na uwagę zasługuje też sam opis produktu, który warto przeczytać - Paulina nie obiecuje cudów na kiju, tylko to, co faktycznie balsam może zdziałać. Bardzo mi się podoba taka szczerość i rzetelność w opisach producenta. 

balsam czarszki, balsam regulujący czarszki, regulujący balsam do mycia twarzy czarszki, OCM, mycie twarzy olejami, oczyszczanie olejami, olejowe oczyszczanie skóry, oczyszczanie skóry tłustej, mycie cery tłustej, czym myć tłustą cerę, cera tłusta

Szczerze mówiąc - nie jestem w stanie powiedzieć, czy go polecam, czy nie. I w chwili obecnej nie wiem, czy do niego wrócę, ponieważ trochę mnie zmęczył. Zresztą sama Bogusia oddała mi go, ponieważ ją denerwował właśnie stosowaniem i koniecznością dodatkowego mycia. Będzie wiele osób zachwyconych jego działaniem, ale część z pewnością się rozczaruje upierdliwością stosowania. Za i przeciw już znacie :) 

Znacie balsam czarszki? Koniecznie dajcie znać, czy nasze spostrzeżenia się pokrywają :)

Nowości z Drogerii Natura {Kobo, My Secret, Sensique}

$
0
0
W lipcu dotarła do mnie gigantyczna przesyłka z nowościami Drogerii Natura - muszę przyznać, że długo zbierałam szczękę z podłogi! Jednocześnie bardzo się ucieszyłam, ponieważ uwielbiam marki makijażowe Kobo, My Secret, Sensique. Sama chętnie po nie sięgam - mają atrakcyjne ceny, a jednocześnie często są fantastycznej jakości. 

Wpis będzie raczej prezentacją produktów niż typową recenzją, ale nie chciałabym zbyt długo zwlekać, ponieważ wiadomo, że asortyment ulega zmianie, są wprowadzane kolejne nowości :)



Rozświetlacze - komu zaświeciły się oczy na ich widok? :)


rozświetlacze, rozświetlacz prasowany Sensique, rozświetlacz sypki Sensique, rozświetlacz w kremie My Secret, rozświetlacz w kremie Kobo, rozświetlacz w płynie My Secret, rozświetlacz w płynie Kobo, paleta rozświetlaczy Kobo, Sensique Sensitive Skin Highlighting Powder, Sensique Sensitive Skin Highlighting Loose Powder, My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 01 Neutral, 02 White Gold, Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 1 Golden, 2 Golden Copper, Paleta rozświetlaczy Kobo Professional Highlighter Palette Angel Wings

rozświetlacze, rozświetlacz w kremie My Secret, rozświetlacz w kremie Kobo, rozświetlacz w płynie My Secret, rozświetlacz w płynie Kobo, My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 01 Neutral, 02 White Gold, Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 1 Golden, 2 Golden Copper

Góra:
Sensique Sensitive Skin Highlighting Powder
Sensique Sensitive Skin Highlighting Loose Powder

Środek:
My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 01 Neutral
My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 02 White Gold
Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 1 Golden
Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 2 Golden Copper

Dół:
Paleta rozświetlaczy Kobo Professional Highlighter Palette Angel Wings

rozświetlacze, rozświetlacz prasowany Sensique, rozświetlacz sypki Sensique, rozświetlacz w kremie My Secret, rozświetlacz w kremie Kobo, rozświetlacz w płynie My Secret, rozświetlacz w płynie Kobo, paleta rozświetlaczy Kobo, Sensique Sensitive Skin Highlighting Powder, Sensique Sensitive Skin Highlighting Loose Powder, My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 01 Neutral, 02 White Gold, Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 1 Golden, 2 Golden Copper, Paleta rozświetlaczy Kobo Professional Highlighter Palette Angel Wings

rozświetlacze, rozświetlacz prasowany Sensique, rozświetlacz sypki Sensique, rozświetlacz w kremie My Secret, rozświetlacz w kremie Kobo, rozświetlacz w płynie My Secret, rozświetlacz w płynie Kobo, paleta rozświetlaczy Kobo, Sensique Sensitive Skin Highlighting Powder, Sensique Sensitive Skin Highlighting Loose Powder, My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 01 Neutral, 02 White Gold, Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 1 Golden, 2 Golden Copper, Paleta rozświetlaczy Kobo Professional Highlighter Palette Angel Wings

rozświetlacze, rozświetlacz prasowany Sensique, rozświetlacz sypki Sensique, rozświetlacz w kremie My Secret, rozświetlacz w kremie Kobo, rozświetlacz w płynie My Secret, rozświetlacz w płynie Kobo, paleta rozświetlaczy Kobo, Sensique Sensitive Skin Highlighting Powder, Sensique Sensitive Skin Highlighting Loose Powder, My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter 01 Neutral, 02 White Gold, Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 1 Golden, 2 Golden Copper, Paleta rozświetlaczy Kobo Professional Highlighter Palette Angel Wings

Sensique Sensitive Skin Highlighting Powder

Na szczególną uwagę zasługuje prasowany rozświetlacz Sensique (15,99 zł), który ostatnio często pojawia się na blogach i YouTube - wow, jaki on jest napigmentowany! Jeżeli lubicie mocny efekt mokrej tafli na skórze, to zdecydowanie warto zerknąć w jego stronę w drogerii. 

Sensique Sensitive Skin Highlighting Loose Powder

W przypadku sypkiego rozświetlacza Sensique (16,99 zł) zalecałabym sprawdzenie testera przed zakupem, ponieważ dla mnie drobinki są w nim dość mocno widoczne :)

Kobo Professional Highlighter Palette Angel Wings

Bardzo spodobała mi się również paletka rozświetlaczy Kobo (25,79 zł) :) Bardzo ładne odcienie i formuła.

My Secret Glow With Wow Liquid Highlighter
Kobo Professional Liquid Glow Face Illuminator 

Rozświetlaczy w płynie (My Secret - 18,99 zł - 2 odcienie, Kobo - 19,99 zł - 3 odcienie) nie zdążyłam użyć, a tymczasowo są w innych rękach :)))


Sensique Sensitive Skin Top Color Eyeshadow

230 - Full of Green
224 - Golden Girl
232 - Champagne Gold
222 - Sapphire

cienie do powiek, cienie Sensique, Sensique Sensitive Skin Top Color Eyeshadow 230 Full of Green, 224 Golden Girl, 232 Champagne Gold, 222 Sapphire, szampański cień, złoty cień, zielony cień, cień butelkowa zieleń, szafirowy cień

Cienie Sensique (10,99 zł) robią ogromne wrażenie. Cóż za oszałamiająca pigmentacja i piękne kolory! Niestety mimo bardzo dobrego zabezpieczenia przesyłki, dwa cienie przyszły do mnie roztrzaskane, a trzeci pęknięty i niestety również długo nie przetrwał. Ale ten jasny, szampański cień podoba mi się tak strasznie mocno, że rozważam zakup :) Dostępnych jest 20 odcieni. 


Cienie w kremie My Secret występują w 6 odcieniach (14,99 zł), a kredki My Secret Holographic w 9 odcieniach (14,99 zł). Kredki ponoć są super-trwałe i faktycznie ze zmyciem swatcha miałam nie lada wyzwanie ;)

My Secret Extreme Gleam Liquid Eyeshadow 03 Guiltless, 04 Supernatural, cienie w kremie My Secret, cienie w płynie My Secret

My Secret Extreme Gleam Liquid Eyeshadow

03 Guiltless
04 Supernatural

My Secret Extreme Gleam Liquid Eyeshadow 03 Guiltless, 04 Supernatural, cienie w kremie My Secret, cienie w płynie My Secret

My Secret Holographic Make Up Pencil

104 Copper
103 Lime
105 Purple

My Secret Holographic Make Up Pencil 104 Copper, 103 Lime, 105 Purple, cienie w kredce My Secret, kredki My Secret

pigmenty Kobo, Kobo Professional Fantasy Pure Pigment 103 Kaleidoscope, 106 Peachy Cocktail, 102 Golden Olive, 104 Reddish Iris, 101 Aurora, 105 Astral Fantasy

Pigmenty Kobo to już produkt-legenda :) Znane i chwalone od lat, zaś tym razem w moje ręce wpadła cała nowa seria Fantasy Pure (6 odcieni, 19,99 zł). Świetna pigmentacja i (wbrew pozorom) całkiem niezła przyczepność :) Ta seria ma bardzo ciekawe, nietuzinkowe odcienie duochrome i jedną ciekawą błyskotkę.

pigmenty Kobo, Kobo Professional Fantasy Pure Pigment 103 Kaleidoscope, 106 Peachy Cocktail, 102 Golden Olive, 104 Reddish Iris, 101 Aurora, 105 Astral Fantasy

pigmenty Kobo, Kobo Professional Fantasy Pure Pigment 103 Kaleidoscope, 106 Peachy Cocktail, 102 Golden Olive, 104 Reddish Iris, 101 Aurora, 105 Astral Fantasy

Kobo Professional Fantasy Pure Pigment

Góra:
103 Kaleidoscope
106 Peachy Cocktail
102 Golden Olive
Dół:
104 Reddish Iris
101 Aurora
105 Astral Fantasy

Zachęcam do obejrzenia zapisanej relacji Stories, gdzie pokazuję pigmenty w ruchu.
 Nie wiem, jak długo będzie jeszcze dostępna, także zapraszam już teraz :) 

pigmenty Kobo, Kobo Professional Fantasy Pure Pigment 103 Kaleidoscope, 106 Peachy Cocktail, 102 Golden Olive, 104 Reddish Iris, 101 Aurora, 105 Astral Fantasy

Paleta cieni Kobo Morning Star Eye Shadow Set, cienie Kobo, paleta cieni Kobo, magnetyczna paleta Kobo, magnetyczne cienie Kobo, wkłady Kobo

Cienie Kobo również są cenione od dawna - wcale się temu nie dziwię, sama miałam kilka sztuk. Są niedrogie, dobrze zmielone i dobrze napigmentowane. Ogromnie podoba mi się możliwość kupowania samych wkładów i umieszczania ich w palecie magnetycznej. 

Paletki Kobo Eye Shadow Set (36,99 zł) występują w 4 wariantach: Morning Star, Earth Gems, Matt, Nude. Są totalnie praktyczne! Małe, więc świetne na wyjazd, ale jednocześnie posiadają okienko (od razu widać, która to wersja), lusterko i pędzelek dwustronny z pacynką. Same cienie to wkłady magnetyczne, więc można je dowolnie wymieniać w celu stworzenia paletki idealnej lub uzupełniać najbardziej eksploatowane cienie (zwykle beż :)). 

Paleta cieni Kobo Morning Star Eye Shadow Set, cienie Kobo, paleta cieni Kobo, magnetyczna paleta Kobo, magnetyczne cienie Kobo, wkłady Kobo

Paleta cieni Kobo Morning Star Eye Shadow Set


Paleta cieni Kobo Morning Star Eye Shadow Set, cienie Kobo, paleta cieni Kobo, magnetyczna paleta Kobo, magnetyczne cienie Kobo, wkłady Kobo

My Secret Fixer Liquid 

Fixer Liquid (21,99 zł) to bardzo uniwersalny produkt typu Inglot Duraline. Dzięki takiemu płynowi dowolny produkt sypki/prasowany stanie się kremowy/płynny i wodoodporny (może to oznaczać na przykład nieskończoną liczbę eyelinerów w płynie :D). Tego typu produkt uratuje też wyschniętą pomadę do brwi/cień w kremie/bazę pod cienie/żelowy eyeliner/zgęstniały tusz i wiele innych. Sprawdzi się też w roli bazy, zwiększając przyczepność cieni.

My Secret Fixer Liquid, Duraline My Secret, płyn typu Duraline, Inglot Duraline, wodoodporny płyn My Secret, zamiennik Duraline

My Secret Color Intense Long Lasting Liner 

czarna, wodoodporna kredka (12,99 zł) 

My Secret Color Intense Long Lasting Liner, czarna wodoodporna kredka

Sensique Long Lashes Mascara 

Już jakiś czas temu chciałam kupić ten tusz (17,99 zł), ponieważ czytałam o nim dobre opinie. Więc nie ukrywam, że ucieszyłam się BARDZO, gdy wpadł w moje ręce :D Ma dokładnie taką szczoteczkę, jak uwielbiam (silikonowa, nie za duża, lekko podkręcająca) i świetną formułę, która jest odpowiednio gęsta już od pierwszego użycia. To tusz raczej z tych bardziej suchych, ale ja to uwielbiam, ponieważ nie skleja rzęs. Fanki mokrych formuł mogą czuć niedosyt, ale ja do nich nie należę. Jest otwarty od około 2 miesięcy i nadal dobrze maluje, więc nie ma obaw o zbyt szybkie wysychanie. Efekt? Zjawiskowy!!! Tusz przepięknie wydłuża i rozdziela rzęsy, lekko je podkręcając. Pogrubienie jest raczej delikatne, ale dla mnie to atut, ponieważ mi przede wszystkim zależy na wachlarzu podkręconych i rozdzielonych rzęs, niż na pajęczych nogach :) Nie ma mowy o sklejaniu, bardzo szybko się nim maluje rzęsy, dla mnie hit!

Sensique Long Lashes Mascara, tusz który nie skleja, tusz z silikonową szczoteczką, tani i dobry tusz

Sensique Long Lashes Mascara, tusz który nie skleja, tusz z silikonową szczoteczką, tani i dobry tusz


Kobo Professional Extremely Beautiful Lashes

W przesyłce znajdował się też tusz Kobo (19,99 zł), ale nie otworzyłam go jeszcze - tusze jednak wysychają dość szybko i nie chciałabym otworzyć i stracić dwóch jednocześnie :D Szczególnie, że takie szczoteczki też lubię, więc istnieje prawdopodobieństwo, że się polubimy.
Kobo Professional Extremely Beautiful Lashes
Pomadki Sensique Satin Touch (niebieskie) oraz Volume&Shine (różowe) 
Obie serie występują w 10 odcieniach, 12,99 zł.

Sensique Volume&Shine Lipstick, Sensique Satin Touch Lipstick

Sensique Volume&Shine Lipstick

303 Charnelle
305 Natural Pout
320 Lovely Smile
316 Nude Caramel

Sensique Volume&Shine Lipstick 303 Charnelle, 305 Natural Pout, 320 Lovely Smile, 316 Nude Caramel

Pomadki z tej serii mają piękny, arbuzowy zapach, bardzo gładko się rozprowadzają. Są nabłyszczające, półtransparentne (odcień na ustach jest subtelny). Ja ich fanką nie zostałam, ponieważ pozostawiają lekko perłowe wykończenie i zawierają sporo srebrnych drobinek, które pałętają się na ustach i wokół nich po zjedzeniu pomadki - co następuje dość szybko z uwagi na jej kremowy charakter. Gdyby nie te drobinki, byłabym zadowolona.

Sensique Volume&Shine Lipstick 303 Charnelle, 305 Natural Pout, 320 Lovely Smile, 316 Nude Caramel

Sensique Satin Touch Lipstick

201 Pink Happy 
227 Coral Peach
230 Purple Class
232 Girly Coral

Sensique Satin Touch Lipstick 201 Pink Happy, 227 Coral Peach, 230 Purple Class, 232 Girly Coral

W serii Satin Touch spośród 4 odcieni jeden jest perłowy (201), a pozostała trójka kremowa, bezdrobinkowa. Szkoda, że ta seria nie pachnie arbuzem - tu mamy typowy zapach niedrogich pomadek, na szczęście nieuciążliwy. Te pomadki polubiłam (poza perłową) - gładko suną po ustach, lekko nabłyszczają, są bardziej napigmentowane od różowych, ale nadal nie kryją całkowicie, nie wysuszają. Trwałość taka sobie, ale w przypadku takich formuł to dla mnie oczywiste. Takie przyjemne smarowidła na co dzień ;)

Kobo Ultra Matte Lipstick 204 Sweetheart, 205 Crazy Love, 203 Fetish, matowe pomadki Kobo, matowe pomadki w płynie

Kobo Ultra Matte Lipstick

Pomadki matowe Kobo (6 odcieni, 16,99 zł) zaskoczyły mnie swoją hiper-mocną pigmentacją! Nasycenie kolorów bezbłędne! Niestety na temat samych pomadek się nie wypowiem, ponieważ żaden z kolorów nie jest "mój" - za odważne :) Pachną całkiem fajnie, jakby waniliowo.

Na swatchu od lewej do prawej:
204 Sweetheart
205 Crazy Love
203 Fetish

Kobo Ultra Matte Lipstick 204 Sweetheart, 205 Crazy Love, 203 Fetish, matowe pomadki Kobo, matowe pomadki w płynie

Sensique Ultra Shiny Lips

Błyszczyki Sensique występują w 12 odcieniach, 11,99 zł

błyszczyki Sensique Ultra Shiny Lips 107 Icy Pink, 108 Magic Sparkle, 110 Lollipop

błyszczyki Sensique Ultra Shiny Lips 107 Icy Pink, 108 Magic Sparkle, 110 Lollipop

Sensique Ultra Shiny Lips:
107 Icy Pink
108 Magic Sparkle 
110 Lollipop

błyszczyki Sensique Ultra Shiny Lips 107 Icy Pink, 108 Magic Sparkle, 110 Lollipop

My Secret Chocolate Desire Scented Nail Polish 

Lakiery My Secret z tej serii (8 odcieni, 10,39 zł) to raj dla wielbicielek nude :) Ponoć uwalniają czekoladowy zapach podczas wysychania, ale niestety totalnie nie zwróciłam na to uwagi podczas malowania wzorników, taka gapa ze mnie :O. 

My Secret Chocolate Desire Scented Nail Polish, lakiery nude, czekoladowe lakiery, My Secret Nail Art 286 Rainbow Flakes

My Secret Chocolate Desire Scented Nail Polish, lakiery nude, czekoladowe lakiery, My Secret Nail Art 286 Rainbow Flakes

My Secret Chocolate Desire Scented Nail Polish, lakiery nude, czekoladowe lakiery

My Secret Chocolate Desire Scented Nail Polish, lakiery nude, czekoladowe lakiery, My Secret Nail Art 286 Rainbow Flakes

My Secret Nail Art 286 Rainbow Flakes

Niestety żadne zdjęcie wzornika z lakierem My Secret Nail Art (10,39 zł) nie oddało jego uroku, ale zdjęcie buteleczki chyba już tak :) To prześliczne flakesy, które dodadzą ciekawego akcentu na dowolnej bazie kolorystycznej. Bardzo lubię takie dodatki na paznokciach.

Jestem ciekawa, co wpadło Wam w oko :) 

Nowości | sierpień 2018

$
0
0
Sierpień minął mi bardzo szybko - pierwsza połowa pod znakiem wzmożonej ilości pracy, a druga połowa - dodatkowo jeszcze na przygotowaniach do wyjazdu i wakacjach, podczas których starałam się maksymalnie wyłączyć z sieci, a moja główna obecność online polegała na googlowaniu atrakcji i tras dojazdu (takie wakacje online to ja lubię ;)). Być może część z Was widziała na InstaStories, że byłam tydzień na Krecie, co wyszło bardzo spontanicznie :). Niewykluczone, że stworzę wpis z moimi wrażeniami i miejscami, które warto zobaczyć - co Wy na to? :)

Ale ja tu o sierpniu, a to zaraz wrzesień minie... jak to możliwe?!

Zakupowo nie szalałam - chwyciłam tylko żel pod prysznic Isana (nareszcie wygrzebałam się z zapasów myjadeł!) i nieco miniaturek na wyjazd. 




Poniższe zdjęcie jest w sumie odrobinę oszukane :) Przezroczysta kosmetyczka i dwie puste buteleczki były dla męża, żel pod prysznic wspólny, a reszta moja ;). Część kosmetyków przelewałam, a część kupiłam w wersji mini. Jestem totalnie zachwycona skompresowanym antyperspirantem Rexona i skoncentrowanym żelem pod prysznic Yves Rocher - na wyjazd jest to absolutnie fantastyczna opcja. Żel Facelle służył mi do higieny intymnej oraz do mycia twarzy, a wiśniowy suchy szampon Batiste ułatwiał przetrwanie upałów z wyjściowymi włosami przez cały dzień ;). Odżywkę wzięłam pełnowymiarową i przelałam do buteleczki 100 ml. Bardzo się cieszę, że wzięłam moją sprawdzoną i ukochaną odżywkę Garnier Goodbye Damage, ponieważ dzięki niej moje włosy miały (i mają) się świetnie pomimo wiatru, słońca i słonej wody, a ja nie musiałam się obawiać eksperymentów! :) 


Od Nivea dotarła do mnie przesyłka z szamponem i odżywką z nowej serii pielęgnującej Hairmilk. Odżywka ucieszyła mnie bardzo (miałam już kilka odżywek Nivea i w zasadzie każdą miło wspominam), szampon nieco mniej (wolę te oczyszczające, dodające objętości, gdyż moje włosy piekielnie łatwo obciążyć). Jest to niestety moja ostatnia przesyłka z Klubu - kto mnie śledzi na Stories, ten pewnie wie o co chodzi. Czuję się zniesmaczona ilością nierzetelnych osób w blogosferze, recenzujących produkty kilka dni po otrzymaniu przesyłki. Uważajcie, czyim opiniom ufacie, tyle ode mnie... 


W pierwszy weekend sierpnia widziałam się z dziewczynami (Bogusia, Karolina, Justyna, Iza, Ania, Paulina), które za każdym razem przywracają wiarę w blogerskie grono - zawsze życzliwe, zawsze szczere, zawsze pomocne. Wspólnie każdy kryzys jest łatwiejszy do przełknięcia - czy blogowy, czy życiowy! :) Tym razem spotkałyśmy się na działce u Bogusi - był grill, piękne okoliczności przyrody, cudowna pogoda (na początku był deszcz i burza, ale później się wypogodziło), najlepsze towarzystwo, a swatche przy kiełbasie i piwie to już szczyt moich marzeń :D. Od dziewczyn przytargałam mnóstwo dobroci, za które serdecznie dziękuję! :)



Miałam też okazję nareszcie poznać osobiście Emilię, która dawniej prowadziła bloga Chwila dla siebie - niestety już go nie ma :(. Z Emilią znamy się kupę lat, ale nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy, nasz kontakt był tylko online. Ogromna szkoda, bo okazało się, że łączy nas więcej, niż się spodziewałyśmy - świat jest taki maleńki, a Emilia jest sąsiadką mojej przyjaciółki z czasów szkolnych :D. Również powymieniałyśmy się odrobiną dobrodziejstw i w moje ręce trafił niekochany cień Nabla oraz gromadka świetnych odlewek :). Okazało się, że w naszej okolicy nie ma żadnej kawiarni, więc finalnie spotkałyśmy się w McDonald's na kawę - odlewek w Maku to ja jeszcze nie robiłam :D


Wielkie imprezy kończą się fajerwerkami, a ja zakończę post równie spektakularnie - fenomenalnym prezentem z Grecji od Hellojzy :) Jest to zestaw miniaturek kosmetyków greckiej marki Korres, z którą nigdy dotąd nie miałam styczności. Uwielbiam maseczki, uwielbiam peelingi, a minisy chwytają mnie za serce, więc co mogę powiedzieć - jestem oczarowana :) No i uwielbiam też koty (a mieć na razie nie mogę, choć mocno rozważam...), więc Agata podarowała mi kocią pocztówkę :D Jednocześnie muszę przyznać, że sama kosmetycznie nieco zawaliłam sprawę, bo podczas pobytu na Krecie nie byłam w żadnej (!) drogerii, a moje wszelkie zakupy były wyłącznie spożywcze. No cóż, #kijowablogerkaurodowa :))))). 


W tym miesiącu odpuszczam ulubieńców i zużycia, najprawdopodobniej zostaną połączone z wrześniem :). Mam niedoczas, a w głowie są jeszcze inne wpisy :)

Co wpadło Wam w oko najbardziej? :)

SAY Makeup, pędzle do makijażu {do pudru, do cieni, do konturowania}

$
0
0
W pierwszych dniach sierpnia w moje ręce wpadły pędzle do makijażu nowej marki SAY Makeup. Marka pochodzi z segmentu premium i wyróżnia się przede wszystkim unikalnym designem, ale również hasłem przewodnim #CreativeWorks, które dotyczy wszystkich kobiet - każda z nas, niezależnie od wieku, wykonywanego zawodu, miejsca zamieszkania i typu urody, chce czuć się piękna. Dzięki odpowiednim narzędziom wykorzystujemy potencjał posiadanych kosmetyków i stajemy się osobistymi wizażystkami każdego dnia :). Używanie pędzli sprawia mi dużo frajdy - gorzej z późniejszą dużą gromadką do mycia :D

O tym, jak ważne są dobre pędzle do makijażu, nie trzeba mnie przekonywać. Podczas luźnej przechadzki po pokoju naliczyłam około 120 pędzli, a biorąc pod uwagę fakt, że część jest pochowana można spokojnie przyjąć, że mam ich więcej. Część jest starsza, część młodsza, z niektórych jestem bardzo zadowolona, a w przypadku innych pożałowałam zakupu. Dobry pędzel potrafi wiele ułatwić i zdecydowanie jestem zdania, że lepiej zbierać dłużej na coś lepszego i trwalszego, niż kupić coś kiepskiego i się później męczyć! 

pędzle do makijażu SAY Makeup, pędzle syntetyczne

Na pierwszy plan wysuwa się ciekawy design pędzli. Gdy pokazałam je na InstaStories, dostałam całkiem sporo wiadomości, że się podobają :). Pewnie zdania będą podzielone, kolorystyka jest bardzo nowoczesna i odważna (granatowo-czerwona), ale dzięki temu wyróżnia się na tle klasycznych propozycji. 

Marka bardzo mocno dba o detale - trzonki pędzli są drewniane, lakierowane, skuwka aluminiowa, a włosie syntetyczne, starannie przycięte. Pędzle są wykonywane ręcznie, z certyfikowanych materiałów. Nie wypadł mi żaden (!) włosek, a czerwone włosie nie puszcza koloru przy myciu. Tuż po otrzymaniu pędzli od razu je umyłam i jakie było moje zdziwienie, gdy woda nie była ani trochę zabarwiona, pomimo tak odważnej czerwieni. Włosie mięciutkie w przypadku całej posiadanej przeze mnie trójki. Jakość wykonania robi naprawdę świetne wrażenie, nawet jak spróbuję poruszać nieco skuwką, to się po prostu nie da - nic a nic nie lata, jest idealnie przymocowana. Próbowałam zdrapać paznokciem napisy i ani drgnęły. Początkowo pędzle wydały mi się zadziwiająco lekkie, ale szybko się do nich przyzwyczaiłam. Moje dotychczasowe wrażenia są bardzo pozytywne, choć na temat trwałości jako takiej chciałabym się wypowiedzieć za... kilka lat :). Pędzle dobrej jakości, prawidłowo używane, myte i suszone, powinny wystarczyć na lata. 

Również sposób pakowania pędzli sprawia, że nie sposób się nie zachwycić - idealne na prezent!

pędzle do makijażu SAY Makeup, pędzle syntetyczne

pędzle do makijażu SAY Makeup, pędzle syntetyczne, #creativeworks

Pędzel do pudru SAY Makeup nr 11

Zacznę od tego, który skradł moje serce najmocniej. Powder brush (139 zł) to dla mnie najważniejszy rodzaj pędzla, ponieważ sięgam po niego codziennie rano, również gdy się nie maluję i chcę jedynie przypudrować filtr. Miałam już styczność z przeróżnymi, ale to właśnie TEN kształt jest dla mnie idealny. Okrągła skuwka, włosie nie za długie, nie za krótkie, odpowiednio sprężyste i gęste. To jest ten rodzaj pędzla, który sprawdzi się do omiatania i stemplowania, zarówno do pudru, jak i podkładu mineralnego, bez problemu można budować krycie. Rozmiar idealny, włosie gęste i mięciutkie, jestem w tym pędzlu zakochana, ponieważ jest dokładnie taki, jak bym chciała :) 

SAY Makeup pędzel do pudru POWDER BRUSH, syntetyczny pędzel do pudru, miękki pędzel do pudru

SAY Makeup pędzel do pudru POWDER BRUSH, syntetyczny pędzel do pudru, miękki pędzel do pudru

SAY Makeup pędzel do pudru POWDER BRUSH, syntetyczny pędzel do pudru, miękki pędzel do pudru

SAY Makeup pędzel do pudru POWDER BRUSH, syntetyczny pędzel do pudru, miękki pędzel do pudru


Pędzel do konturowania policzków SAY Makeup nr 10

Angled Cheek Brush (129 zł), to skośny pędzelek o lekko spłaszczonej skuwce. Również miękki, odpowiednio gęsty i odpowiednio sprężysty. Idealnie sprawdzi się zarówno do bronzera, jak i różu, ale przy odrobinie wprawy także do rozświetlacza. Dobrze nabiera produkt, dobrze rozciera. Jestem z niego zadowolona i oceniam bardzo pozytywnie, choć osobiście mimo wszystko wolę skośne z włosiem naturalnym, co wynika wyłącznie z moich własnych preferencji :). Jeżeli Wy wolicie syntetyczne, to ten będzie super.

SAY Makeup pędzel do konturowania ANGLED CHEEK BRUSH, syntetyczny pędzel do konturowania, miękki pędzel do konturowania, pędzel do różu, pędzel do bronzera

SAY Makeup pędzel do konturowania ANGLED CHEEK BRUSH, syntetyczny pędzel do konturowania, miękki pędzel do konturowania, pędzel do różu, pędzel do bronzera

SAY Makeup pędzel do konturowania ANGLED CHEEK BRUSH, syntetyczny pędzel do konturowania, miękki pędzel do konturowania, pędzel do różu, pędzel do bronzera

SAY Makeup pędzel do konturowania ANGLED CHEEK BRUSH, syntetyczny pędzel do konturowania, miękki pędzel do konturowania, pędzel do różu, pędzel do bronzera
Eye shading brush (89 zł) to pędzel do cieni typu języczkowego. Bardzo przypadł mi do gustu z kilku względów - ma naprawdę fajny rozmiar - odpowiednio precyzyjny, ale jednocześnie zapewnia szybką aplikację. Włosie syntetyczne dobrze nabiera i oddaje pigment, a dzięki temu, że jest odpowiednio gęste i zbite - pozwala na uzyskanie nasyconego koloru (nie jest to luźny pędzel do blendowania). Jednocześnie włosie jest na tyle długie, że końcówka pędzla całkiem fajnie pracuje i rozciera kolor, więc przy codziennym makijażu można tym pędzelkiem nie tylko nałożyć cień, ale i rozetrzeć granice. Ciekawy, uniwersalny kształt i rozmiar, pod wieloma względami "w punkt", podoba mi się :) 

SAY Makeup pędzel do cieni EYE SHADING BRUSH, syntetyczny pędzel do cieni, miękki pędzel do cieni

SAY Makeup pędzel do cieni EYE SHADING BRUSH, syntetyczny pędzel do cieni, miękki pędzel do cieni

SAY Makeup pędzel do cieni EYE SHADING BRUSH, syntetyczny pędzel do cieni, miękki pędzel do cieni

SAY Makeup pędzel do cieni EYE SHADING BRUSH, syntetyczny pędzel do cieni, miękki pędzel do cieni

Podsumowując, cała trójka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Jedynym minusem może być cena, ale biorąc pod uwagę wszystkie detale, choćby nawet sposób pakowania i fakt, że to marka premium, jest to dla mnie zrozumiałe. Każdy ma też inne możliwości finansowe. Z tej trójki moje serducho należy do pędzla do pudru, ponieważ o tak dopracowany kształt wcale nie jest łatwo ;). Oba pędzle do twarzy towarzyszyły mi również podczas wyjazdu (oczu nie malowałam, więc tego do cieni nie brałam) i sprawdziły się doskonale.

Podoba się Wam design pędzli SAY Makeup?
Viewing all 617 articles
Browse latest View live