Stosunkowo niedawno firma L'Oreal wypuściła na rynek nową, ulepszoną formułę podkładu True Match. Czym się różni od poprzedniej? Czy jestem z niej zadowolona? Tego się dziś dowiecie :)
![]() |
(to zabrudzenie na nakrętce to pozostałość po kleju) |
Według producenta:
Nowe pigmenty jeszcze lepiej dopasowane do odcienia
Nowa formuła True Match została wzbogacona o trzy nowe, hybrydowe pigmenty. Dzięki temu podkład True Match osiąga jeszcze lepszą precyzję kolorystyczną. Nowe pigmenty efektywnie dopasowują się do ciepłej, zimnej i neutralnej tonacji skóry. Są tak drobne, że gwarantują efekt nieskazitelnej, naturalnie wyglądającej skóry.
Olejki dla idealnego stapiania się podkładu ze skórą
Rewolucyjne połączenie czterech olejków eterycznych dla wyjątkowego komfortu aplikacji i równomiernego wykończenia makijażu. Zapewnia doskonałe rozprowadzenie podkładu, łatwość użytkowania i wyjątkowo sensoryczne doświadczenie.
Nowy standard nawilżenia dla komfortu Twojej skóry
Nowa, kremowa formuła True Match zawiera kombinację gliceryny, witaminy E i B5 dla wyjątkowego komfortu. Pozostawia skórę gładką i miękką w dotyku.
Pierwszym, co można zauważyć, jest zmiana szaty graficznej. Moim zdaniem - na plus. Choć poprzedni wygląd również mi się podobał, to nowa wersja wygląda bardziej elegancko i lepiej spisuje się w praktyce - taki regularny, nieprofilowany kształt lepiej znajduje swoje miejsce w szufladzie z kosmetykami niż miejscami zaokrąglona poprzednia buteleczka. Jest ona wykonana ze szkła i posiada wygodną pompkę.
Jeżeli pamiętacie lejącą konsystencję starego True Match, to nie uległa ona zmianie. Dalej podkład jest bardzo rzadki, choć mi to nie przeszkadza, jestem w stanie to okiełznać bez problemu. Całe szczęście, że podkład posiada pompkę, bo tubka przy tak wodnistych formułach nie zdaje egzaminu - kto miał Maybelline Affinitone, na pewno przyzna mi rację, wszystko się wówczas rozlewa. Sama pompka lubi się od podkładu brudzić, więc estetki będą zmuszane ją przecierać po użyciu :) Zapach jest podkładowy, pudrowy, nie wyróżnia się szczególnie.
Zauważyłam, że wiele osób narzeka na ilość drobinek w nowej formule. Przyznam szczerze, że nieco mnie to zdziwiło. Jestem osobą o cerze mieszanej (przetłuszczającej w strefie T, normalnej na policzkach), wszelki niekontrolowany błysk (za wyjątkiem świadomie stosowanego rozświetlacza) jest u mnie raczej niepożądany. Jestem też przewrażliwiona na punkcie wędrujących drobinek, więc każdy wędrujący po twarzy brokat nie umknie moim spostrzegawczym oczętom. Ale tutaj NAPRAWDĘ nie zamierzam się czepiać! Fakt, drobinek w True Match jest sporo, mają złotawy odcień. ALE są one mega, mega drobniuteńko zmielone, tworząc dosłownie mikropyłek. Pokrywają skórę bardzo równomiernie, wchodzą w pory skóry, pięknie imitując zdrowy glow - w tym podkładzie bierze się on właśnie z tych drobinek, a nie z formuły o mokrym wykończeniu (o tym za chwilę). Wielokrotnie przyglądałam się swojej twarzy w pełnym słońcu i te drobinki były... niemal niewidoczne, musiałam się ich na siłę doszukiwać. A przecież nikt nie będzie stał przed Wami w pełnym słońcu z lupą, analizując każdy milimetr skóry :) Skóra wygląda po prostu na połyskującą w bardzo świeży, naturalny i zdrowy sposób. Nie rozumiem więc skąd te negatywne opinie, no chyba że ktoś oczekuje totalnego matu, to tutaj raczej zły kierunek. Dla kontrastu dodam, że nie byłabym w stanie nałożyć podkładu Annabelle Minerals w formule rozświetlającej na całą twarz, bo dla mnie to już jest chamski brokat, który pięknie mieni się jak bombka w pełnym słońcu :P. Drobinki w True Match są kompletnie niegroźne, chyba że oczekujecie bezwzględnego matu.
Dla porównania dodaję zdjęcie z formułą rozświetlającą AM - po lewej True Match, po prawej AM. Oba zdjęcia robione w słońcu.
Zobaczcie jeszcze twarz z podkładem w słońcu - czy tu są widoczne drobinki? Ja nie widzę :)
Twarz nieprzypudrowana, żeby dobrze pokazać wykończenie podkładu.
Twarz nieprzypudrowana, żeby dobrze pokazać wykończenie podkładu.
Jak już wspomniałam - to rozświetlające wykończenie jest uzyskiwane za sprawą drobinek, a nie za sprawą mokrego wykończenia. Formuła True Match jest specyficzna - w starszej wersji też tak było. Niby płynny, niby gładko się rozprowadza, ale ma w sobie pewną suchość i pudrowość. Po chwili zastyga, co ma wpływ na lepszą trwałość. W efekcie - skóra jest sucha w dotyku, ale widocznie odbija światło. Ja raczej preferuję późniejsze dodatkowe przypudrowanie, ale na zdjęciach nie mam ani grama pudru, żeby dokładnie pokazać wykończenie. Przy takiej suchej formule muszę przyznać - ten podkład nie wybacza suchych skórek, lubi je uwydatniać. Jeśli chcecie po niego sięgnąć, to w duecie z właściwą pielęgnacją i dobrym kremem nawilżającym, regularny peeling też wskazany. Gorąco polecam aplikować go zwilżoną gąbeczką - za pomocą pędzla może nieestetycznie wchodzić w pory, a przy użyciu gąbeczki (ja używam RT) kompletnie tego nie robi.
Zobaczcie jaka jest różnica w wyglądzie podkładu na policzku (nieprzesuszonym), a brodzie, która łuszczy się po kwasie glikolowym. Dobre nawilżenie to podstawa :)
Tym, co chyba najbardziej lubię w True Match, jest to, że wraz z niesamowitą lekkością formuły (jest bardzo rzadki, jak już mówiłam), idzie w parze naprawdę przyzwoite krycie. Nie jest to full cover, ale przykryje większość przebarwień i zaczerwienień. Do zadań specjalnych przyda się korektor, ale to zrozumiałe. Dzięki temu podkład wygląda na twarzy lekko i promiennie, na pewno nie jak szpachla, a mimo to wszystko, co powinno zostać przykryte, jest przykryte :) A dodam, że na tych zdjęciach mam naprawdę cieniutką warstwę.
Jeżeli chodzi o gamę kolorystyczną, są jej plusy i minusy. Największym plusem jest dla mnie to, że L'Oreal oznacza literkami tonacje kolorystyczne (C-zimna, W-ciepła, N-neutralna), a dopiero z literkami idzie w parze oznaczenie liczbowe, czyli odcień podkładu (1-najjaśniejszy). Każda firma powinna tak robić, a nie że najjaśniejszy jest różowy, kolejny jest żółty i taka przeplatanka... :) Odcień N1 okaże się dobry dla większości bladych twarzy (choć nie jest to ekstremalnie jasny podkład). Jest neutralny - ma w sobie zarówno ciepłe, jak i zimne tony, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Jeżeli nałożę go na moją zaróżowioną dłoń, wydaje się być mocno żółty. Ale jeśli nałożę obok niego coś naprawdę żółtego, to wydobywają się z niego różowości - wszystko zależy od kontrastu. Powinien przypasować wszystkim neutralkom, ja muszę go pudrować żółtym pudrem (DIY z primera z kolorówki + Color Blend Yellow). Niestety nie wiem jak się ma sprawa koloru w przypadku W1 - w poprzedniej wersji był dosyć ciemny (poziom jasności typu Colorstay 150, tyle że żółty, tutaj są swatche - KLIK), musiałabym pomacać obecną wersję czy uległa zmianie. Podkład oksyduje w bardzo nieznacznym stopniu, tyle co nic.
Trwałość, jak w przypadku starej formuły, jest przyzwoita, choć nie jest longlasting. Około 6-8 godzin wytrzyma bez problemu, potem już coraz gorzej (cera mieszana).
Producent obiecuje, że nowa formuła lepiej nawilża - nie jestem w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć. Używam podkładu zbyt sporadycznie, żeby odnotować wpływ na skórę :)
Podsumowując, lubię ten podkład. Nie jest idealnie dopasowany kolorystycznie do moich potrzeb, ale w miarę się dopasowuje i w sumie dobrze się w nim czuję. Na zdjęciach też chyba wygląda całkiem, całkiem :)
Lubię ten podkład za lekkość, dobre krycie oraz ładny, zdrowy efekt rozświetlenia bez widocznych drobinek. Jest zastygający, co również plusuje pod kątem trwałości. Jest w sam raz na co dzień, choć na większe wyjścia potrzebuję lepszego pewniaka pod kątem trwałości :)
Plusy:
+ estetyczne i funkcjonalne szklane opakowanie z pompką
+ lekka formuła
+ dobre krycie (mimo swej lekkości)
+ ładnie rozświetla bez widocznych drobinek
+ ładnie rozświetla bez widocznych drobinek
+ przyzwoita trwałość
+ przejrzysta gama kolorystyczna z podziałem na tonacje
+ oksydacja bardzo delikatna, ledwie zauważalna
+ oksydacja bardzo delikatna, ledwie zauważalna
Minusy:
- jego suchość i pudrowość mogą uwydatniać suche skórki
- może wypełniać pory skóry (nakładanie zwilżoną gąbeczką temu zapobiega!),
Cena:
Jak widać przebitka cenowa jest ogromna, warto więc robić zakupy przez internet bądź polować na promocje typu -49% w Rossmannie :)