Quantcast
Channel: BASIA-BLOG.pl
Viewing all 617 articles
Browse latest View live

Swatche jasnych podkładów mineralnych (Annabelle, Amilie, Neauty, Pixie)

$
0
0
Dobór odcienia podkładu mineralnego nie jest łatwy i coś o tym wiem ;) Tyle firm, tyle formuł, tyle odcieni w poszczególnych gamach... Serio (!) najlepszym rozwiązaniem jest zamówienie próbek, bo szkoda wydawać kasę na podkład, który być może w ogóle nie będzie miał odpowiedniego odcienia. Sporo osób wstawia swatche w obrębie jednej marki - niestety nie daje to obrazu jak te odcienie naprawdę wyglądają. Wszystko zależy od ustawień aparatu, oświetlenia w czasie robienia zdjęć, ustawień monitora, ale również odcienia skóry, na której są swatche. Przykład - na niektórych swatchach w necie Annabelle Minerals Golden Fairest jest niemal biały, z czym absolutnie zgodzić się nie mogę, bo moim zdaniem wcale nie jest to jasny podkład. Po prostu osoba, która robiła swatche, jest opalona, więc kontrast powoduje taką różnicę. 

Dlatego zawsze staram się wstawiać swatche z jakimś punktem odniesienia, najczęściej jest to Revlon ColorStay (150) bo większość osób go zna i wie jak wygląda. A jak nie, to jego swatchy w zestawieniu z innymi podkładami jest tyle, że naprawdę da się zrobić rozeznanie. Jeżeli chodzi o minerały - Annabelle Minerals Golden Fairest jest mu najbliższy kolorystycznie, co pokazywałam już na tym zdjęciu z TEGO posta:


Na Dzień Kobiet zaszalałam i zamówiłam sporo próbek różnych minerałów - ze sklepu mineralcosmetics.pl, ale również ze sklepu Pixie, bo akurat mieli -25% :) Wstawiam więc swatche, które porobiłam, z nadzieją, że komuś się to przyda. 

Tutaj również mam do Was prośbę - wiem, że niektóre swatche wyglądają biało (bo rękę mam bardziej opaloną niż twarz, którą ciągle klajstruję filtrem), zerknijcie na zdjęcia proszków w słoiczkach, one bardzo dobrze oddają kolory, zaś swatche przydadzą się do porównania - co jest jaśniejsze, a co ciemniejsze.

Najpierw robiłam te swatche:


Tutaj Pixie Almond Milk wyszedł ciut "zielono" i nic dziwnego - pochodzi z gamy oliwkowej


Bardzo dobrze oddało kolory to zdjęcie poniżej - takie zestawienie obok siebie świetnie oddaje pigmenty zawarte w podkładzie:


Później skorzystałam z promocji na Pixie ponownie (bo -25% trwało dość długo - zdążyłam zamówić próbki, przetestować i zamówić ponownie), kupiłam wtedy pełnowymiarowe opakowanie podkładu w odcieniu Almond Milk bo jest obecnie najbliższy mojemu kolorytowi :) Nie jest idealny, pochodzi z gamy oliwkowej i na twarzy wypada dość beżowo, gdy ja potrzebuję więcej tonów żółtych. Z kolei żółtki: Butter Cream oraz Dune są już dla mnie za ciemne, więc niestety. Creamy Natural jest dla mnie jakiś taki... pomarańczowy?

Neauty Golden Pale jest najjaśniejszy z powyższych, szkoda że akurat odcień kolejny (Golden Fair) był wykupiony, bo nie mam porównania :( Ale podobno różnica między nimi jest ogromna, więc istnieje duże ryzyko, że Pale byłby za jasny, a Fair za ciemny. 

Amilie Golden Fair mimo, że pochodzi z gamy Golden, jest lekko różowy, co widać na zdjęciu powyżej ... Amilie Sesame był dla mnie dobry jakiś czas temu, teraz niestety ciut za ciemny. Nie wspominając już o Annabelle Golden Fairest, który jest jeszcze ciemniejszy.

Kolejne zestawienie swatchy po drugim zamówieniu:

Domówiłam jeszcze z Pixie (prócz pełnowymiarowego Almond Milk) próbki Satin Sand, Soft Muslin oraz Vanilla Delight. Amillie Ivory wyszedł tu ciut żółto, ale niestety ma w sobie nutę różowości :/



Najpierw zbliżenie, potem opis:



Mam nadzieję, że to zestawienie przyda się Wam w wyborze jasnego podkładu mineralnego :) Szczerze polecam zamówić próbki i przekonać się na własnej skórze! Na stronie mineralcosmetics.pl można zamówić od razu Amilie, Neauty, Annabelle oraz Pixie (no i Lily Lolo, ale chyba nie mają ich próbek), dzięki czemu można zaoszczędzić na kosztach przesyłki. Sama stamtąd zamawiałam i wszystko było ok :)

A Wy znalazłyście już swój idealny podkład mineralny?

Subiektywny przegląd promocji kosmetycznych - co polecam, a co odradzam (8) - Rossmann, SuperPharm, Hebe, Natura

$
0
0
Nadal trwa szał promocji kolorówkowych w drogeriach, więc pielęgnacja wydaje się teraz ciut mniej istotna, ale być może komuś się to przyda :)

W Rossmannie nadal trwa (30.04 - 05.05) promocja -49% na produkty do oczu, całą listę produktów objętych promocją można sprawdzić TUTAJ, bo sporo osób zastanawia się, czy to wejdzie, a czy tamto wejdzie :) Ja już z promocji skorzystałam (kupiłam tusz wodoodporny na lato i 2 cienie Color Tattoo - On and on bronze oraz Permanent Taupe)


Rossmann – od 30.04 do 10.05 

Na pierwszej sreonie gazetki nie zaciekawiło mnie w sumie nic. Kiedyś miałam tę maszynkę i byłam z niej bardzo zadowolona. Podczas przeprowadzki gdzieś zaginęła mi rączka, a szkoda, bo mogłabym sobie kupić wymienne wkłady. 

 

Farby Garnier Olia za 14,99 zł, to niewysoka cena, a z samej farby byłam zadowolona.


Bardzo lubię antyperspirant Garnier Neo, często jest w promocji, a cena ok. 10 zł jest w porządku w stosunku do wydajności. Jeżeli chodzi o jednorazówki, to te Gillette Simply Venus są świetne i niedrogie ;) Garniera BB jak zawsze - nie polecam :)


Dużo podkładów w promocji może być szansą dla tych osób, które nie zdążyły się załapać na -49% :) Manhattan Powder Mat to absolutnie genialny podkład o świetnej trwałości, kryciu i macie, szkoda że najjaśniejszy odcień jest bardzo ciemny. Gdyby mi pasował, kupowałabym go non stop.



Nad zalotką z FYB się zastanawiałam, ale przeczytałam kilka opinii, że Elite jest znacznie lepsza (ok. 14-15 zł) i nie żałuję zakupu tej drugiej :) Trochę Rossmann uciął gazetkę tym razem

Ogólnie gazetka w Rossmannie zdecydowanie bez szału (w sumie to jak zwykle) - jedyne, czym nadrabiają, to obecna promocja na kolorówkę ;)

SuperPharm – od 23.04 do 06.05 

Przy zakupach za min. 35 zł można dorzucić do koszyka w promocyjnych cenach: składane koce piknikowe, płyny micelarne Tołpa lub plastry z antybakteryjnym opatrunkiem.

 

Z Nivea spodobała mi się promocja "kup 3 dowolne miniprodukty do pielęgnacji ciała 30-50 ml za 10 zł", to może być dobry pomysł na jakiś wyjazd :) Tak samo zestaw pojemników podróżnych na wyjazd -40% (nie wiem, jaka jest cena regularna). Olejki Evree do twarzy bardzo tanio z kartą LifeStyle (19,99 zł), bardzo je polecam. Tę piankę z Panthenolem za 17,99 zł właśnie teraz mam w domowej apteczce i kilka razy już mnie nieźle uratowała - często zdarzy mi się przytknąć niechcący do patelni lub garnka, po natychmiastowym zastosowaniu pianki ranka goi się nieporównywalnie szybciej :)



Tutaj również farby Garnier w promocji, a także moja ulubiona odżywka Garnier Goodbye Damage oraz ciut mniej ulubione, ale również świetne odżywki Nivea ;)



Mini-żele pod prysznic Joanna za 2,49 zł to również świetny pomysł na wyjazd :)



Wiosna pełną parą, więc coraz więcej produktów do depilacji w promocjach :)





Perfum w drogeriach raczej nie kupuję, wolę przez Internet bo nawet z przesyłką wychodzi taniej



Bourjois Twist up the volume i wszystkie linery -30%, wybrane maskary Maybelline -30%, Astor wszystkie pomadki, szminki, błyszczyki i lakiery -25%, Max Factor wszystkie tusze, kredki i cienie do powiek -20%, wszystkie akcesoria do makijażu Life -50%. Tym razem promocje na kolorówkę niewielkie, więc lepiej udać się do R.






Zaczyna się sezon filtrowy ;) Anthelios podobno jest świetny, ale i cenę ma niemałą.



No i promocje 1+1, nic mnie nie zaciekawiło, ale pewnie wiele osób ucieszy się z lakierów Rimmel :)

 


 Hebe – od 30.04 do 13.05 

Hebe odpowiedziało na promocje Rossmanna i Natury swoim -40% na wybrane marki w poszczególnych dniach:

 

Lubiany przez wiele osób podkład Rimmel Wake Me Up za 27,99 zł. Ja nie miałam, bo piekielnie ciemny, więc się nie wypowiem :)



Max Factor False Lash Effect ciut drogo, w necie da się kupić znacznie taniej. Polecana odżywka L'Biotica za niecałe 45 zł



Dwupak antyperspirantów Eucerin za 24,99 zł. Mam jedną sztukę w zapasie bo kupowałam kiedyś w SP za 9,99 zł, ale jeszcze nie wiem czy dobry ;)



Lustrzane odbicie promocji Garnier i Mixa - w Garnierze kup micel, a krem kupisz 50% taniej, a w Mixa kup krem, a micel kupisz 50% taniej :))) Antyperspiranty Rexona w promocyjnej cenie, lubiłam ten spray Aloe. Pianki do golenia Venus bardzo niewydajne.



Płyn Ziaja Intima mam i bardzo lubię - odświeża, nie robi szkód i zapewnia wygodną aplikację dzięki pompce :)



A na końcu promocja z antyperspirantem Nivea gratis :)

 

 Natura – od 30.04 do 13.05 

-40% w Naturze już się skończyło, a szkoda :)

Tym razem promocja 1+1 za 1 grosz na akcesoria do makijażu, włosów i paznokci (nie obejmuje Catrice i Essence).

Z pierwszej strony niektórych może zainteresować również promocja na płyny micelarne Green Pharmacy, które podobno są niezłe :)

 

Promocja na nową maskarę Rimmel, jeszcze nie czytałam o niej żadnej opinii ;) Paletki Catrice za 19,99 zł, widziałam mnóstwo swatchy i makijaży z ich udziałem, wyglądają świetnie! Kredka do brwi Catrice (020) mnie nie zauroczyła, podobno jest chłodna, ale u mnie wygląda rudo.



Trochę promocji na pielęgnację, ale nic mnie nie zainteresowało



Żel LPM 650 ml za 14,99 zł, cena nawet ok. Bardzo zaskoczyła mnie Anida w Naturze, nie wiedziałam, że można tam dostać ich kosmetyki, a emulsja micelarna genialnie sprawdza się u mnie do codziennego mycia twarzy! Żele pod prysznic Joanna 5,99 zł za 500 ml, ciekawe jak się sprawują bo cena powalająco niska :) Zestaw miniproduktów Uroda Melisa za 14,99 zł - dobre na wyjazd. Kremy do rąk Evree w promocji.



Trochę artykułów higienicznych w promocji, a także lubiane przeze mnie odżywki Nivea :)





No i promocja dla lakieromaniaczek, przy zakupie 3 lakierów, trzeci (najtańszy) za 1 grosz.




Biedronka - od 04 do 10 maja
LINK DO CAŁEJ GAZETKI

W Biedronce znajdziecie niedługo sporo różnego rodzaju pojemników do przechowywania, a także lampki LED np. do szafy. Może się to przydać podczas wiosennych porządków :)





Mnie nic nie zainteresowało z powyższych gazetek, jedynie co to planuję skorzystać jeszcze od 6 maja w promocji Rossmanna -49% na produkty do ust i to by było na tyle :) 

Skorzystacie z promocji? :)

Spore denko kwietnia

$
0
0
Po malutkim denku lutego (klik) i średnim denku marca (klik) przyszła pora na denko ciut większe :) Czyli następne pewnie będzie mizerne :D

Część pierwsza - ciało i włosy:


1. Płyn do higieny intymnej Facelle - bardzo lubię jego "zawartość", ale żałuję, że producent zmienił opakowanie (kiedyś było z pompką). Przez to okazał się bardzo niewydajny, bo zawsze pod prysznicem nacisnęłam za mocno i niepotrzebnie zużywałam za dużo produktu. Same właściwości jak najbardziej na plus - odświeża, nie podrażnia, jest niedrogi i łatwo dostępny. Ale jest tyle przyjemnych produktów do higieny intymnej w równie niskiej cenie, a jednak z bardziej funkcjonalnym opakowaniem, że nie wiem, czy kupię ponownie.
Nie wiem czy kupiłabym ponownie

2. Nafta kosmetyczna Kosmed - bardzo lubię naftę w pielęgnacji włosów za ich wygładzanie i ujarzmianie. W sumie nie było jeszcze nafty, która by się u mnie nie sprawdziła, ale tą konkretną warto kupić dla przyjemnego zapachu (bo nafta sama w sobie ciut mało przyjemnie pachnie)
Kupiłabym ponownie

3. Flos Lek Lipodetox intensywne serum antycellulit - niedługo pojawi się recenzja. Przyjemny produkt, ale obyło się bez zachwytów
Nie wiem czy kupiłabym ponownie

4. Flos Lek skoncentrowany krem ujędrniający biust - dokładnie tak jak wyżej
Nie wiem czy kupiłabym ponownie

5. Barwa, szampon żurawinowy - mocno oczyszczający szampon, dobry do zmywania olejów. Do stosowania na co dzień za mocny, ale sporadycznie jak najbardziej.
Kupiłabym ponownie

6. Dermedic Hydrain3 Hialuro koncentrat balsamu nawadniający skórę - ale dali nazwę ;) Właściwości nawilżające rzeczywiście przyjemne, ale użytkowanie było problematyczne - smuży niemiłosiernie!
Nie kupiłabym ponownie

Część druga - twarz

Tutaj znajduje się zarówno trochę wyrzutków, co zużyć :)


7. Wyrzutek: Manhattan Powder Mat Make Up - to jest naprawdę genialny podkład - o perfekcyjnym kryciu, macie i trwałości. Trochę szpachla, ale dla osób z problematyczną skórą istne remedium. Niestety najjaśniejszy odcień jest bardzo ciemny, więc mój egzemplarz leżał, leżał, czekał na lepsze czasy i się nie doczekał - jest już po terminie
Kupiłabym ponownie, ale niestety nie znajdę dla siebie odcienia

8. Wyrzutek: Maybelline Affinimat - szybko się świeci, trwałość poniżej przeciętnej, mocno ciemnieje. Dla mnie bubel
Nie kupiłabym ponownie

9. Wyrzutek: paleta cieni Ruby Rose - jedna z moich pierwszych palet do makijażu, ale się cieszyłam z jej zakupu! Ma praktycznie same cienie perłowe i nawet nie są wcale tak tragicznej jakości gdyby nie fakt, że śmierdzą bardzo bazarowo i mają typowo bazarowe kolory ;) Nie użyłam jej już od kilku lat bo jest po terminie, a zawsze ból mnie chwytał za serce, gdy chciałam ją wyrzucić (ach ten sentyment ;)), ale w końcu trzeba powiedzieć dość zbieractwu!
Nie kupiłabym ponownie

10. Wyrzutek: eyeliner w żelu Essence - wyschnięty, już się do niczego nie nadaje
Kupiłabym ponownie, ale te eyelinery są już niedostępne

11. Wyrzutek: róż Wibo - nie wiem, jaki to numer, bo się starł :( Wszystko z nim ok, ale jest już za stary, by go używać. 
Nie wiem czy kupiłabym ponownie, ostatnio pałam miłością do Catrice oraz minerałków :)

12. Wyrzutek: krem pod oczy 20+ z e-naturalne - nie dałam rady go zużyć. Jest strasznie ciężki, okropnie się roluje i nawet na noc mnie denerwował swoją ciężką warstwą pod oczami. Lubię kremy treściwe, ale to już przesada :(
Nie kupiłabym ponownie

13. Wyrzutek: puder Synergen - stary :) Poznałam już duuuuuużo lepsze pudry i ten poszedł w odstawkę
Nie kupiłabym ponownie

14. Pomadka Alterra z granatem - używanie jej to był dla mnie koszmar. Śliska, niewydajna (całe szczęście), w ogóle nic nie robi z ustami. Mogłam się smarować i smarować - nic się nie działo!
Nie kupiłabym ponownie

15. Olej arganowy - nie wiem jaka to firma, olej był w takim zielonym kartoniku, ostatnio widziałam go nawet w aptece więc dość znany :) Lubiłam go do twarzy i włosów, ale nie poczułam żadnych większych zachwytów, jest tyle innych fajnych olejów ;))
Nie wiem czy kupiłabym ponownie

16. Olejek z aloesem (kuracja łagodząca) z e-naturalne - milion razy lepszy od czystego argana ;) Mieszanka olejów, ekstraktów, wit. E itd. o bardzo przyjemnym, cynamonowym zapachu i rewelacyjnym działaniu. Smutno mi, że się już skończył :P
Kupiłabym ponownie

17. Glinka zielona - akurat ta pochodzi z JSBeauty, kiedyś zamawiałam coś od nich z allegro i dorzuciłam glinkę do zamówienia. Nie mam jej nic do zarzucenia - oczyszcza, rozjaśnia :)
Kupiłabym ponownie, ale raczej od innego producenta, przy okazji zakupów (szkoda mi specjalnie zamawiać z tego samego źródła skoro mogę dorzucić glinkę przy okazji jakiegoś zamówienia na ZSK)

18. Płyn dwufazowy Rival de Loop - niestety etykieta nie wytrzymuje kontaktu z tłustawym płynem, dlatego buteleczka jest "czysta" ;) Mój ulubiony płyn dwufazowy! Tani, skuteczny i nie podrażnia
Kupiłabym ponownie

19. Krem pod oczy Flos Lek kuracja hialuronowa - krem poprawny, krzywdy nie wyrządził, używało się przyjemnie nawet pod makijaż, ale dla mnie niestety za lekki. Oczekuję ciut większego odżywienia.
Nie kupiłabym ponownie

20. Płatki Lilibe - pojawiają się w prawie każdym denku :P Uwielbiam je i będę kupować dalej :)
Kupiłabym ponownie - już mam zapas

21. Kapsułki Acnex  - zawierają wyciąg z bratka + skrzypu i pokrzywy oraz inne witaminy i mikroelementy. Skutecznie oczyszczają cerę "na bieżąco", dzięki czemu omija mnie sporo wysypów, gdy zmieniam np. coś w pielęgnacji. 
Kupiłabym ponownie - już mam zapas

22. Skinoren żel - czyli ciąg dalszy walki z przebarwieniami, na razie nie widzę różnicy po jednej tubce, ale dość przyjemnie się go używa i oczywiście kontynuuję kurację ;))
Kupiłabym ponownie

23. Olej z kiełków pszenicy  - dobrze się sprawdzał do zabezpieczania końcówek, a także jako dodatek do maseczek.
Kupiłabym ponownie

24. Ziaja krem tonujący SPF50+ - filtr to podstawa, przy zakupie bubla wszechczasów czyli wersji matującej, poprosiłam o próbkę kremu tonującego. Tuż po aplikacji zastanawiałam się "przecież on jest dość jasny, o co chodzi tym wszystkim osobom, które narzekają na kolor?". Spojrzałam w lustro 20 minut później i się przekonałam ;) Zrobiła się z niego taka marchewa, że o matko ;) No i jest tłusty tak samo jak "matujący" brat
Nie kupiłabym ponownie

25. Garnier płyn micelarny - mój ulubiony! Oprócz niego lubię jeszcze Bourjois i Biodermę, ale w ich przypadku cena jest ciut wysoka. Garnier nie dość, że jest tani, to jeszcze skuteczny i nie piecze mnie nic a nic ;) 
Kupiłabym ponownie - już mam zapas

26. Filtr matujący Vichy SPF50 - jest genialny, formuła typu dry touch gwarantuje, że wchłania się do sucha. Niestety im robi się cieplej, tym bardziej zaczyna się u mnie rolować, gdy próbuję zrobić na nim makijaż, dlatego obecnie potrzebuję zmiany, ale na 100% do niego jeszcze wrócę. Niestety dużo produktu się marnuje - gdy już nie mogłam wycisnąć kremu, rozcięłam tubkę i w środku był jeszcze ogrom produktu. Ucieszyłam się, że wystarczy jeszcze na wiele aplikacji, ale niestety jego formuła zrobiła mi psikusa -  wraz z dopływem powietrza porobiły się w nim zaschnięte grudy, więc nie dało się go już używać :(
Kupiłabym ponownie 


A jak tam Wasze denka? :)

dTangler czy Tangle Teezer - który lepszy?

$
0
0
Z Tangle Teezerem mam styczność już od dawna - już w grudniu 2011 miałam swoją pierwszą szczotkę, wówczas kompaktową. Z czasem jednak kupiłam również wersję klasyczną, a było to w sierpniu 2013 (to nie to, że pamiętam, po prostu zaglądam w archiwum e-maili z allegro :D akurat za drugim razem składałam zamówienie przez neta, ale odbierałam osobiście w hurtowni fryzjerskiej Gdyni, nie płacąc za przesyłkę). Z czasem jednak coraz bardziej kusił mnie dTangler, ze względu na wygodną rączkę, więc 2 grudnia 2014 dorzuciłam go do zamówienia internetowego :) Akurat była dostępna tylko jedna wersja kolorystyczna, która raczej mi się nie podoba, ale stwierdziłam, że to przeboleję, byle szczotka była dobra. No i niestety się rozczarowałam.


O Tangle Teezerze od nowości pisałam TUTAJ, porównując go do wersji kompaktowej. Bardzo lubię tę szczotkę, ale wielokrotnie zdarzyło mi się ją upuścić (mimo wyprofilowania czasem wyślizguje się z rąk) i czesanie nie jest super wygodne, więc perspektywa "TT z rączką" czyli DTanglera wydała mi się bardzo kusząca ;)

Jeżeli chodzi o wielkość szczotek - nie ma między nimi radykalnej różnicy, TT jest trochę szerszy, więc ząbków ma więcej. Ich rozstaw w obu szczotkach jest podobny - o podobnej gęstości, naprzemiennie krótsze i dłuższe. Różnią się tym, że DTangler ma dłuższe ząbki. Słyszałam opinię, że DTangler ma ostrzejsze końcówki, przez co drapie skórę głowy, ale się z tym nie zgadzam, w ogóle nie czuję różnicy. Może przez to, że ząbki są dłuższe, ktoś mocniej przyciskał szczotkę do skóry głowy? Nie wiem ;) Ale dodam, że teraz mam szczotkę D-Meli-Melo (taaak, wiem, powariowałam....) i ta z kolei ma rzeczywiście ostre ząbki :P Zarówno Tangle Teezer, jak i DTangler mają ząbki ułożone w kształt łuku, gdy się na nie patrzy od boku. Jeżeli chodzi o wygodę trzymania, to DTangler wygrywa zdecydowanie!! Szczotka perfekcyjnie leży w dłoni dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu, które jest bardzo przemyślane. Ani razu nie wypadła mi z dłoni podczas czesania, tutaj po prostu nie ma takiej opcji ;) Oprócz tego sama "jakość" czesania jest niemal identyczna - dzięki temu, że ząbki są rozstawione w tej samej gęstości, z takimi samymi przerwami, są naprzemiennie dłuższe i krótsze... Nie widziałam zbytnio różnicy w czesaniu TT i DTanglerem - kołtuny łatwo rozczesane, włosy się nie elektryzują, wypada ich znacznie mniej niż przy szczotkach klasycznych... Dzięki temu wszystkiemu - wygodzie oraz jakości - czesanie stało się o niebo przyjemniejsze i początkowo TT całkowicie poszedł w odstawkę. Niestety - do czasu. Sporo zdjęć porównawczych (DTangler od nowości, TT po 1,5 roku):













Przyznaję szczerze, że początkowo byłam zachwycona... Czesanie tak samo dokładnie jak w TT, elektryzowania brak, włosów również wypadało malutko (nie to, co przy szczotkach metalowych)... Tak naprawdę początkowo myślałam, że DTangler łączy w sobie wszystkie zalety Tangle Teezera, a oprócz tego dodatkowo ma super wygodną rączkę. Zobaczcie jednak, co mi się stało już po nieco ponad miesiącu użytkowania:




Całe mnóstwo ząbków zaczęło mi wypadać, wygięły się jak jasny gwint:



Podczas gdy mój Tangle Teezer po 1,5 roku wyglądał tak (w momencie gdy zastąpiłam go DTanglerem):


W Tangle Teezerze po 1,5 roku ciągłego używania - na mokro, na sucho, do rozprowadzania maseczek, olejów, po częstym myciu... wygięło się zaledwie kilka ząbków i to na końcu szczotki. Dodam też, że wieeeeelokrotnie wypadała mi z dłoni (przez brak rączki) i nie obchodziłam się z nią jak z jajkiem, po prostu jak ze zwykłą szczotką, przechowywaną oczywiście ząbkami do góry. A z DTanglerem? Już po nieco ponad miesiącu odpadło mi prawie 10 ząbków, a z każdym kolejnym czesaniem wyginały się i urywały kolejne, jakiś koszmar! W dodatku powyginały się niemiłosiernie, mimo że przechowywałam szczotkę ząbkami do góry (położyłam odwrotnie na chwilę tylko do zdjęcia) i obchodziłam jak z jajkiem, ani razu nie wypadła mi z dłoni na podłogę... Od zwykłego czesania się koszmarnie zniszczyła, nie potrafię tego zrozumieć. Dodam też, że moje włosy są raczej cienkie i rzadkie, więc nic takiego nie powinno mieć miejsca.

Mimo genialnej wygody trzymania i skutecznego rozczesywania włosów uważam, że ta szczotka jest po prostu źle wykonana - ze złych, słabych materiałów. To niemożliwe, żeby po takim czasie mi się po prostu rozpadała po każdym użyciu. A ponieważ taka forma trzymania rozkochała mnie w sobie na amen, zamówiłam trzy miesiące temu wspomniany już wcześniej D-Meli-Melo i pewnie niedługo coś napiszę.

PODOBIEŃSTWA między DTangler i Tangle Teezer:
- plastikowa szczotka ;) łatwa w myciu 
- ząbki wygięte w łuk, gdy patrzy się od boku
- ząbki ułożone naprzemiennie (dłuższe, krótsze)
- gęstość rozstawienia ząbków
- ostrość zakończenia taka sama
- jakość czesania taka sama: włosy łatwo się rozczesują, nie elektryzują i nie zostaje ich dużo na szczotce

RÓŻNICE:
- TT ma więcej ząbków (bo jest szerszy)
- DTangler duuuużo lepiej leży w dłoni i nie wypada podczas czesania
- DTangler ma dłuższe ząbki 
- DTangler jest wykonany z gorszej, TT z lepszej jakości materiałów
- cena (DTangler jest tańszy)

DTanglera kupiłam za 24,99 zł TUTAJ, zaś Tangle Teezera za około 30-40 zł (nie pamiętam) w stacjonarnej hurtowni, jednak ich jakość różni się znacząco...

Miałyście DTanglera? Też się Wam tak rozpadł? :/

Flos Lek intensywne serum antycellulit + krem ujędrniający do biustu

$
0
0
Wraz z nadejściem wiosny na rynku pojawiło się trochę nowości z zakresu ujędrniania i to właśnie o dwóch produktach Flos Leku będzie dziś mowa :) Oba pojawiły się już w zużyciach kwietnia, więc mogę z czystym sumieniem zabrać się do recenzji.


Zacznę od Flos Lek Lipo detox - intensywnego serum antycellulit. Znajduje się w dużej, miękkiej tubie z dozownikiem zamykanym na zatrzask, od nowości zaklejonym folią (i bardzo dobrze!). Plusem jest to, że ze względu na konsystencję i opakowanie serum da się zużyć do samego końca bez konieczności rozcinania tubki. Ja ją rozcięłam i moim oczom nie ukazały się już żadne resztki :) Serum ma konsystencję rzadkiego żelu, bardzo łatwo rozsmarowuje się na skórze i jest wydajne (wystarczyło na ponad miesiąc stosowania 1-2 razy dziennie na uda i pośladki). Zapach przyjemny, słodki, jakby owocowy. Jedyne, co mi się nie podobało z zakresu stosowania to to, że po rozsmarowaniu dość długo lepi się na skórze, dopiero potem wchłania się całkowicie. Nie miałam na tyle dużo cierpliwości, by latać na golasa przez pół godziny, więc tak czy siak się ubierałam zanim się wchłonie (z piżamką nic się nie stało). Używałam tego serum tuż po olejku Evree Super Slim (czyli z dniem zakończenia buteleczki olejku, zaczęłam od razu serum) i przyjemnie podtrzymało ono efekt tego, co zagwarantowało Evree. Skóra nie straciła na jędrności i sprężystości. Muszę jednak przyznać, że choć Flos Lek nawilża dobrze, to Evree jednak robiło to znacznie lepiej (w końcu to mieszanka olejów). Niemniej jednak Flos Lek nawilża skórę odczuwalnie, co zostało  nawet zauważone przez narzeczonego :) Redukcji cellulitu i tkanki tłuszczowej nie oczekuję od smarowidła do ciała i w tym zakresie nic się nie zmieniło - tutaj należałoby ruszyć tyłek i poćwiczyć, a do tego zdrowiej się odżywiać (ostatnio nie mam nawet czasu na regularne robienie obiadów...). Na szczęście serum nie funduje żadnych efektów termicznych, za którymi szczerze nie przepadam :) Chyba jedyne, do czego mogę się przyczepić to ta lepkość po aplikacji, poza tym jest ok. 






Teraz pora na skoncentrowany krem ujędrniający do biustu. Opakowanie wykonane z takiego samego miękkiego plastiku, z zaklejonym folią dozownikiem zamykanym na zatrzask. Tyle, że z uwagi na konsystencję, warto rozciąć opakowanie pod koniec - trochę zostaje i warto to wykorzystać. Konsystencja gęstego kremu, ale łatwo się rozsmarowuje i nie roluje pod biustonoszem, co kiedyś mi się zdarzyło z innym kremem do biustu. Szybko się wchłania i nie pozostawia żadnego uczucia tłustości, jedynie delikatny i nieprzeszkadzający film. Krem wystarczył na 1,5 miesiąca codziennego stosowania, co uważam za dobry wynik.  Zapach podobny do serum antycellulitowego - owocowy. Jeżeli chodzi o właściwości nawilżające - jest dobrze. Skóra biustu była podczas stosowania przyjemnie nawilżona i gładka w dotyku. Z ujędrnianiem jest ciut gorzej - efekt jest bardzo delikatny, ale zauważalny. Kiedyś używałam serum Eveline Push Up i bardziej napinało ono skórę. Niemniej jednak kremu używało mi się przyjemnie i chętnie po niego sięgałam. 





Choć kosmetyki te nie fundują spektakularnego ujędrniania, to należy mieć jednak świadomość, że to tylko "wspomagacze", a realne efekty można osiągnąć poprzez dietę i ćwiczenia, a nie poprzez smarowanie :) (no chyba że mowa o intesywnym i regularnym masażu). To przyjemne smarowidła, ale bez "wow" :)

Cena: ok. 30 zł krem do biustu, ok 37 zł serum antycellulit
Pojemność: 125 ml krem do biustu, 200 ml serum antycellulit

Subiektywny przegląd promocji kosmetycznych - co polecam, a co odradzam (9) - Rossmann, SuperPharm, Natura

$
0
0
Przepraszam, że ostatnio mnie tutaj trochę mniej, ale kończy się ostatni semestr studiów, mam na głowie sporo egzaminów, do tego licencjat mocno zaabsorbował mój wolny czas ;) Mam nadzieję, że  niedługo wszystko się unormuje :)

Zapraszam na kolejny przegląd promocji :)

Rossmann – od 11.05 do 19.05 


Najpierw chciałabym zacząć od tego, że w Rossmannie od 20 do 26 maja będzie -40% na pielęgnację twarzy (promocja nie obejmuje maseczek oraz pielęgnacji męskiej). To może być dobra okazja na prezent z okazji Dnia Matki, jeżeli Wasze Mamy będą czegoś potrzebowały :)

Na pierwszej stronie olejek Bielenda w promocji, miałam wersję arganową i mimo przyjemnego działania, zapach był nie do zniesienia. Szkoda, że promocje na produkty do włosów Nivea obejmują tylko szampon Repair oraz odżywkę Diamond, zamiast całej serii. 

Serum Goodbye Damage podobno całkiem nieźle sprawdza się w roli zabezpieczacza końcówek, ale jeszcze nie miałam, więc nie potrafię się do tego ustosunkować.


Bardzo lubię kremy Isana w słoiczkach - obecnie są w promocji za 7,99 zł
W promocji kilka podkładów (Astor, Rimmel, Maybelline, Lirene), szkoda że odcienie narzucone z góry, strasznie mnie takie coś denerwuje :/ To samo tyczy się błyszczyków i lakieru do paznokci. Takie promocje to lipa, a nie promocje. Uwagę przyciąga chyba jedynie kultowy 2000 Calorie :)

Odżywka L4L również w ciut zabójczej cenie... (zaraz zobaczycie, za ile jest w SP :))
Nic nowego, że gazetka z Rossmanna jest po prostu słaba. Gdyby nie ich obniżki procentowe na całe kategorie, to zupełnie nie byłoby na czym zawiesić oka.

SuperPharm – od 07.05 do 20.05 


Robiąc zakupy powyżej 35 zł można dorzucić w promocyjnej cenie:
- Evree Super Slim za 14,99 zł (bardzo polubiłam ten olejek)
- krem nawilżający do cery suchej i wrażliwej Iwostin za 9,99 zł
- Beta Karoten za 4,99 zł

 

W dalszej części gazetki bestsellery w bardzo dobrych cenach, tym razem naprawdę warto się skusić. Między innymi:
  • lubiany przez wiele osób (ja do nich nie należę) L'Oreal So Couture za 29,99 zł
  • odżywka Long 4 Lashes za 44,99 zł (porównajcie z Rossmannem, gdzie w promocji jest za 64,99 zł, śmiech na sali)
  • CK Euphoria 50 ml za 149,99 zł
  • żel LRP Effaclar za 22,99 zł
  • żel pod prysznic LPM za 9,99 zł (biała brzoskwinia i nektarynka)
  • sok z aloesu 1l za 9,99 zł
  • oliwka Bambino za 8,99 zł

Moim zdaniem te promocje są bardzo korzystne, więc jeśli macie tu swoich ulubieńców, to warto uzupełnić zapas  :)


Przy zakupie dwóch produktów L'Oreal, płyn micelarny Ideal za 1 grosz (jest w porządku, więc można brać, choć ja i tak wolę Garniera). 


Bardzo lubię masełka do ust Nivea, obecnie w promocji za 7,99 zł. Wiele osób ucieszy też promocja na Carmex :)





Z kolorówki jest jeszcze:
  • puder MF Creme Puff za 19,99 zł
  • lakiery Essie 19,99 zł
  • Bourjois Rouge Edition Velvet 25,99 zł (tanio!)
  • Seche Vite 15,99 zł
  • MF Facefinity -30%
  • 2000 Calorie -25%




Nowa linia Physiogel do pielęgnacji twarzy Łagodzenie i Ulga -25%


  • Pharmaceris linia do cery naczynkowej -20%
  • wody termalne Avene w promocji od 49,99 zł w dwupakach
  • Regenerum serum do włosów 9,99 zł
  • LRP Toleriane -20%, z kartą LifeStyle -25%
  • dwupaki płynów micelarnych Bioderma w świetnych cenach :)


 

Natura – od 14.05 do 27.05 

W Naturze na pierwszej stronie być może kogoś zainteresuje promocja na tusz Wonderfull za 18,99 zł, ale z tego co widziałam, efekt jest delikatny, więc ja podziękuję :)

Wybrane prezenty na Dzień Matki do -50%, a przy zakupach za powyżej 40 zł (w dniach 22-26.05) można dostać maskarę Kobo za 1 grosz :)


Tu również (jak w SP) CK Euphoria, tyle że 30 ml.


Pielęgnacja twarzy Garnier do -35%, w tym micel :) Produkty Mixa również w niższych cenach. Olejek arganowy Evree za 19,99 zł, działania nie mogę mu odmówić, ale zapach MultiOils Bomb podoba mi się o wiele bardziej, ten nie przypadł mi do gustu. 


W7 już w Naturach :) Chodziły pogłoski, że to będzie Collection, ale się nie potwierdziły. Cienie Kobo za 9,99 zł. Polecam tusz Maybelline Lash Sensational (24,99 zł), dłuuuugo jest mokry, ale jak już podeschnie to robi piękny efekt na rzęsach :)


Standardowo trochę produktów do depilacji ;)


Bloker Ziaja za 5,49 zł to może być niezbędnik dla wielu osób przed nadchodzącymi upałami


Wszystkie produkty Marion w promocji (do -40%) :)

 


Biedronka – od 18.05 


Z Biedronki obecnie nie ma nic ciekawego, jeśli chodzi o promocje kosmetyczne :) Jest za to kilka akcesoriów do włosów (składana suszarka, lokówka do grubych loków i fal oraz prostownica)

 

Biedronka – od 14.05

Za to w klasycznej gazetce znowu pojawiła się szczoteczka do twarzy, mnie również zainteresowały stopki do balerinek, ciekawe czy jeszcze uda mi się dorwać :) Kupiłam jakiś czas temu w H&M, ale są takie sobie.

 

Lidl - od 18 do 23 maja

W Lidlu promocja na filtry Cien oraz Soraya, a także balsam łagodzący po opalaniu. 

 
Z tematyki urodowej pojawiło się też trochę akcesoriów:
  • lampa UV do utwardzania lakieru (4x9W) - 79,90 zł (ja kupiłam LED i to była dobra decyzja, dlatego na zwykłą bym się raczej nie skusiła)
  • zestaw do manicure i pedicure - 69,90 zł
  • waga łazienkowa z funkcją głosową - 49,99 zł


I trochę mazideł do ciała :)


Tesco - od 7 do 20 maja


Do gazetki z Tesco warto zajrzeć, jeżeli robicie tam zakupy, bo pojawił się cały katalog promocji na kosmetyki :) 


Ja na razie mam zapasów wystarczająco dużo i niczego nie potrzebuję :) Zajdę tylko do Biedronki, może się jeszcze załapię na stopki :)

Szampon Eva, Potrójna siła ziół (brzoza, dziegieć, wierzba)

$
0
0
Kupiłam ten szampon, ponieważ polecała go kosmetykoholiczka (klik), a ponieważ okazało się, że nasze włosy mają podobne potrzeby, stwierdziłam że faktycznie u mnie również mógłby się sprawdzić :)



Opakowanie szamponu jest estetyczne, ma przyjemną i nieprzekombinowaną szatę graficzną :) Przezroczyste, więc na bieżąco można kontrolować stan zużycia. Zatrzask chodzi ciut ciężko jak na mokre dłonie, zdarzało mi się z nim czasem wojować pod prysznicem, ale ogólnie jest ok.


Szampon ma odpowiednią konsystencję - niezbyt lejącą, ale też niezbyt gęstą, w sam raz. Pieni się intensywnie, więc jest wydajny, wystarczy odrobina. Ja go niestety obecnie zużywam w ilościach hurtowych, ponieważ... ma fatalny zapach!!! Och masakra, jeden z najgorzej pachnących kosmetyków w życiu... Tuż po wylaniu na dłoń kojarzy mi się z tabletkami na gardło Tymianek i podbiał (i to jeszcze przeżyję), ale w kontakcie z włosami zapach się zmienia i mi się kojarzy z... dymem, wędzonym mięsem albo spalonym mięsem na grillu. Serio, po umyciu włosów czuję się jakbym dopiero wróciła z ogniska zasmrodzona od dymu. Co gorsza, zapach ten jest BARDZO silny i BARDZO trwały, więc czuję go bardzo długo po umyciu, nawet jeśli użyję super-hiper-intensywnie i przyjemnie pachnącej odżywki Garnier Goodbye Damage, którą uważam za skuteczny zabijacz smrodu. Niestety tutaj nie dała sobie rady :D



Jeżeli chodzi o działanie, to będą już same pozytywy. Szampon bardzo dobrze oczyszcza włosy, radzi sobie bezbłędnie ze wszystkimi olejami, maskami, naftami i tak dalej. Jednocześnie nie plącze ich nadmiernie, tak jak robią to na przykład szampony Barwy, więc używa się go znacznie przyjemniej. Nie przyspiesza przetłuszczania, nie obciąża włosów, są świeże cały dzień (u mnie to dobry wynik :P).

Ta wersja jest przeznaczona do osób z tendencją do łupieżu, ja z tym problemem się nie borykam i nigdy nie borykałam, więc nie ma to dla mnie żadnego znaczenia - szampon ma tylko i wyłącznie myć (no i nie szkodzić) :)

Generalnie - z działania jestem bardzo zadowolona. To bardzo dobry szampon za kilka złotych (5-6 zł?). Niestety zapach jest dla mnie tak okropny, że na pewno nie kupię go ponownie, a nawet będę omijać szerokim łukiem. Ale z całą pewnością jeśli będę w Carrefourze (bo właśnie tam go kupiłam), to sięgnę po inną wersję (chyba wszystkie miały napis "łatwe rozczesywanie") z nadzieją, że będzie działał równie dobrze, ale zapach mnie nie zabije. 




Cena: ok 5-6 zł
Pojemność: 400 ml
Dostępność: małe niesieciowe drogerie, markety (ja kupiłam w Carrefour)

-40% na pielęgnację twarzy w Rossmannie - lista produktów objętych promocją!

$
0
0
Wiem, że ten post nie jest niczym odkrywczym, bo pewnie już od dawna wiecie o promocji, ale dziś pojawiła się oficjalna lista produktów, które łapią się na promocję więc jeżeli chcecie sprawdzić, czy coś wejdzie na promocję, czy nie, to:



A aktualną gazetkę (20 - 29 maja 2015) możecie przejrzeć tutaj:



Zamierzacie skorzystać z promocji? :)

Ja raczej nie, z pielęgnacji wszystko mam, gdyby wchodziły maseczki, to bym skorzystała, a tak nie mam po co :) 

Makijaż - podwójna, burgundowo-czarna kreska

$
0
0
Nie przepadam za wstawianiem na bloga swoich malunków, bo na ogół nie nadają się do publikacji :)) Pomijając już fakt, że moje umiejętności pozostawiają wiele do życzenia i sporo jeszcze przede mną, to jeszcze aparat zawsze lubi wychwytywać każde niedociągnięcie, nawet jeśli na żywo wydaje mi się, że jest ok ;) 

No ale tym razem wersja prosta, bo bezcieniowa :) Ostatnio miałam taką właśnie kreskę na oczach, w dodatku miałam rano chwilę czasu by ją obfocić, więc publikuję ;)

Jedyny cień na oku to cielisty My Secret (505), potem zrobiłam grubą kreskę za pomocą białej kredki Catrice 040 White (biała kredka podbija pigmentację, polepsza przyczepność kresek wykonanych cieniami oraz zwiększa trwałość). Na górną część kreski nałożyłam za pomocą skośnego pędzelka Hakuro H85 burgundowy cień z paletki Makeup Revolution Flawless, dolną część pokryłam czarnym eyelinerem Wibo. Poprawiłam prześwity, niedociągnięcia żeby było w miarę równo :) Nałożyłam bazę pod tusz Eveline Advance Volumiere, poczekałam aż wyschnie, wytuszowałam rzęsy L'Oreal Volume Millione Lashes (wersja klasyczna w złotym opakowaniu) i gotowe :) Brwi wypełnione są za pomocą Maybelline Color Tattoo Permanent Taupe.

Niestety zapomniałam o pomalowaniu linii wodnej, zrobiłam to dopiero po obfoceniu facjaty :)





Wiem, że i tak jest krzywo, ale co tam :)

Podobają się Wam takie podwójne kreski? :)

Emulsja micelarna Anida - świetne myjadło na co dzień

$
0
0
Ta emulsja nie jest zbyt znana na blogach. Sama nie miałabym pojęcia o jej istnieniu, gdyby nie komentarz kosmetykoholiczki (klik) pod moim niezbyt pochlebnym postem o żelu micelarnym BeBeauty. Okazało się, że jest ona dostępna w Aptece Gemini, w której składałam później zamówienie, więc nie wahałam się ani chwili i dorzuciłam do wirtualnego koszyka.


Opakowanie to mocna strona tej emulsji :) Prosta, nieprzekombinowana szata graficzna, która mi akurat przypadła do gustu ;) Do tego praktyczna pompka - nie zacina się, ale lubi czasem daleko trysnąć, więc należy ją starannie zasłonić dłonią podczas dozowania. Można ją przekręcić i zablokować, więc ewentualne transportowanie nie stanowi żadnego problemu.


Emulsja ma konsystencję mleczka do demakijażu, jest dość gęsta. W kontakcie z wodą nie pieni się ani trochę, po prostu sunie po skórze, nieco smużąc. Jest kompletnie bezzapachowa, nie zawiera żadnych środków zapachowych, co ucieszy alergików :)


Generalnie skład tej emulsji jest raczej prosty. Absolutnie wspaniale radzi sobie ze zmyciem makijażu twarzy, ale raz nałożyłam ją bezpośrednio na wacik i próbowałam zmyć makijaż oczu (niewodoodporny) i wiecie co? Dała radę :) Może nie aż tak łatwo jak typowym mleczkiem/płynem micelarnym czy dwufazowym, ale dała radę. Obecnie najczęściej używam jej w ten sposób, że wstępnie rozpuszczam cały makijaż olejkiem hydrofilowym, zmywam pandę za pomocą micela, a potem myję całą twarz (łącznie z okolicą oczu - nie piecze nic a nic!!) emulsją Anida. Świetnie radzi sobie ze zmyciem wszelkich pozostałości makijażu, a ostateczny wacik kontrolny nasączony micelem jest już zupełnie czysty po przetarciu. Rano używam jej klasycznie, zamiast żelu do mycia twarzy. Zazwyczaj zwilżam skórę twarzy i dłonie, nabieram emulsję, myję twarz i spłukuję. Muszę jednak dodać, że zapewnia ona bardzo łagodne oczyszczenie, więc wielbicielki "skrzypiącej" skóry będą zawiedzione. Po umyciu skóra jest mięciutka, ani trochę nie ściągnięta, optymalnie oczyszczona - czyli odczuwalnie czysta, ale bez naruszania naturalnej bariery ochronnej skóry. Dodatkowym atutem jest to, że gwarantuje delikatne nawilżenie, co było dla mnie naprawdę miłym zaskoczeniem :) Nie spowodowała u mnie żadnych negatywnych reakcji - żadnego pieczenia (nawet myjąc okolice oczu), podrażnienia, ściągnięcia, wysypu. To po prostu mega łagodne, ale skuteczne myjadło :)



Jeżeli lubicie takie łagodne emulsje do mycia twarzy, to nie możecie przejść obok niej obojętnie :) Nie doszukałam się ani jednej istotnej wady w Anidzie - łagodnie oczyszcza, wspaniale domywa resztki makijażu (a nawet zmywa go solo!), pozostawia skórę mięciutką, lekko nawilżoną, ani trochę nie ściągniętą. Jest bardzo wydajna, posiada wygodną pompkę, stosunkowo łatwo dostępna (znajdziecie ją głównie w aptekach), a to wszystko za mniej niż 10 zł - w Aptece Gemini niecałe 7 zł, w doz.pl niecałe 9 zł :)

Cena: ok. 7-9 zł
Pojemność: 300 ml

Małe denko maja

$
0
0
Denkowa sinusoida trwa :) Raz zużycia są duże, raz minimalne... No ale to normalne :) Maj nie obfitował w zużycia, dlatego dzisiejszy post raczej szybki :)



1. Odżywka do włosów Petal Fresh Aloe&Citrus - okazała się znacznie mniej wydajna niż szampon, którego mam jeszcze sporo, a przeważnie używałam tych dwóch produktów w duecie. O ile szampon bardzo mi się spodobał, to odżywka jest po prostu dobra, być może do niej wrócę, być może nie. Skład ma przepiękny, cenę do przełknięcia, ale mimo wszystko na moich włosach znacznie lepiej spisuje się Garnier Goodbye Damage. 
Nie wiem czy zagości u mnie ponownie 

2. Żel pod prysznic Avon Senses Refreshing Lagoon - otrzymany w prezencie. Ogólnie za większością kosmetyków Avonu nie przepadam, ale ten żel jest naprawdę udany. Bardzo dobrze się pieni, więc wystarczy odrobina - mała buteleczka 250 ml wystarczyła na długo. Oprócz tego ma świetny, bardzo świeży i dodający energii zapach. Nie odnotowałam żadnych walorów pielęgnacyjnych, ale szkodzić też nie szkodzi. Bardzo przyjemnie mi się go używało :)
Nie wiem czy zagości u mnie ponownie - ciągle mam coś innego pod prysznicem :)

3. Pianka antybakteryjna Flos Lek Anti Acne - o matko, jak ja ją męczyłam, żeby zużyć. Wszystko jest w niej złe, począwszy od pompki która zacina się tak mocno, że raz złamałam na niej paznokieć tuż przy samej skórze (bolało...), aż do ultra wysuszającego działania, które sprawiło, że nie byłam w stanie jej używać do twarzy. Zużyłam ją do mycia pędzli i w tym celu sprawdzała się naprawdę dobrze. Okazała się piekielnie wydajna, bo zużywanie jej trwało kilka miesięcy.
Nie zagości u mnie ponownie

4. Tonik BHA 2%, receptura bezalkoholowa z ZSK (klik) - butelka jest pełna, bo ukręciłam już sobie kolejną porcję w tym samym opakowaniu z atomizerem, ale w maju zdenkowałam taką buteleczkę. Chcąc podtrzymać efekt kwasów na twarzy po sezonie jesienno-zimowym, postanowiłam dla odmiany pokombinować z BHA w czasie, kiedy skóra odpocznie sobie od AHA przed kolejnym sezonem. Moja cera jest skłonna do trądziku, mam zanieczyszczone pory przy nosie, więc kwas salicylowy wydał mi się świetnym pomysłem. Podchodziłam do tego toniku bardzo entuzjastycznie, naczytałam się wcześniej, jak to salicyl świetnie oczyszcza pory i takie tam. Niestety - używam tego toniku od dokładnie 11 marca, więc prawie 3 miesiące, a nie widzę ŻADNYCH efektów. Skóra nie jest oczyszczona, pory jak były zanieczyszczone, tak są nadal, nie wyskakuje mi mniej niespodzianek, a jak już wyskakują to wcale nie goją się szybciej. Jestem strasznie zawiedziona i przyznam szczerze, że już nie wiem, czy będę robić trzecią porcję. Być może przydałoby się wyższe stężenie, ale pierw muszę zainwestować w coś, co pomoże mi rozpuścić kwas - np. Polysorbate 80
Nie wiem czy zagości u mnie ponownie - musi się chyba wydarzyć jakiś cud

5. Płatki Lilibe - jak zawsze niezastąpione :P
Mam już kolejne opakowanie :)

6. Olej macadamia Ol'Vita - bardzo udany olej, choć mocno treściwy i na pewno nie należy do lekkich! Sprawdził się jako dodatek do kremu/dodatek do maseczek/do olejowania włosów (w misce). Niestety etykieta, jak widać, nie przeżyła kontaktu z olejem, a na początku wyglądała tak ładnie ;)
Nie wiem czy zagości u mnie ponownie - jest jeszcze tyle olejów i olejków do przetestowania :D

7. Eyeliner My Secret Glam Specialist - stary, przeterminowany, a od samego początku tak niedelikatny, że wyżerał powiekę...,
Nie zagości u mnie ponownie, chyba nawet jest już niedostępny

8. Serum antybliznowate, ukręcone własnoręcznie na hydrolacie różanym, z zawartością 14% glukonolaktonu (kwas PHA), 5% witaminy B5 (niacynamid), 4% kwasu kojowego, 3% glukozydu ketonu malinowego, 2% arbutyny, 2% ekstraktu z lukrecji, 1% ekstraktu z papai, 1% ekstraktu z zielonej herbaty + 10% kwasu hialuronowego, 2% d-Panthenolu, zakonserwowane FEOG-iem, z dodatkiem ok. 10 kropli olejku cytrynowego
Używam od 18 lutego (miesiąc dłużej niż tonik BHA), ale moje odczucia są mieszane. Co prawda świeże przebarwienia znikają szybciej, ale starsze pozostały niemal nietknięte, a to już przecież 3,5 miesiąca, coś się powinno zacząć dziać :( Serum używa się przyjemnie, na początku mnie przesuszało na wiór, ale skóra się przyzwyczaiła i już nie mam z tym problemu. Ma dziwny zapach, ale szybko się ulatnia, więc nie ma problemu. Jest też ciut lepkie, ale to "zasługa" glukonolaktonu. Nie wiem, czy będę kręcić kolejną porcję, niektóre półprodukty zaczynają mi się kończyć, a do tanich nie należą. Prawdopodobnie ukręcę ciut uboższą wersję lub zrobię jakiś uboższy tonik zamiast BHA, a wprowadzę serum antyoksydacyjno-rozjaśniające z kwasem alfa liponowym.
Nie wiem czy zagości u mnie ponownie 

To by było na tyle :D

Przegląd promocji kosmetycznych (10) - Rossmann, SuperPharm, Natura, Hebe

$
0
0
Zapraszam na dziesiąty przegląd promocji w ogólnodostępnych drogeriach :)


Rossmann – od 30.05 do 09.06

Po raz pierwszy zainteresowało mnie kilka produktów z pierwszej strony gazetki Rossmanna :P Ten płyn dwufazowy Lirene kiedyś miałam - był poprawny, ale obyło się bez zachwytów. Posiada wygodną klapkę, więc nie trzeba wstrząsać, odkręcać, wylewać, zakręcać, wstrząsać i tak w kółko. o podkładzie Glam&Matt czytałam sporo pochlebnych opinii, ale nie będzie mi dane go wypróbować - za ciemny. Żel do golenia Gillette w korzystnej cenie zbliżonej do żeli męskich :) 

 
Szampony Green Pharmacy mają szerokie grono zwolenniczek, więc być może ucieszy Was fakt, że są w promocji. Farbę Garnier Olia wspominam miło, uzyskałam ładny kolor i włosy nie były mocno zniszczone :) Trwałość koloru raczej przeciętna. Olejek do kąpieli Bielenda również bardzo lubiłam, ale wbrew nazwie raczej był to dla mnie po prostu żel pod prysznic :D

Sporo produktów do golenia w promocji ;) Ten płyn micelarny L'Oreal mam obecnie i choć jest w porządku, to jednak wolę Garniera.


Od kremu BB Garnier trzymam się z daleka bo dla mnie to bubel jakich mało, a cena reszty kolorówki w promocjach standardowych jest powalająca - online można wiele rzeczy kupić dużo taniej.
Mgiełki Playboy to niezły pomysł na lato zamiast ciężkich perfum :) Olejek Babydream fur mama to genialna mieszanka olejków zarówno do ciała, jak i do włosów!
Starcia z gąbką Syrena nie przetrwałam - dla mnie to za mocny kaliber, masaż gąbką był dla mnie bolesny nawet jak nie dociskałam mocno.
 

Aktualny Skarb (czerwiec)

   

SuperPharm – od 21.05 do 04.06 

Za zakupy powyżej 35 zł można dorzucić tarkę do stóp za 11,99, dwufazowy płyn Nivea za 5,99 lub Rutinoscorbin Junior za 9,99 zł. Niczego nie miałam, także nie mogę polecić/odradzić :)

 
Dalsza część gazetki poświęcona jest głównie produktom dla dzieci. Na dole ciut korzystniejsze promocje: antyperspirant Garnier 6,99 zł, żele Dove 500 ml za 8,99 zł, dwupak antyperspirantów Eucerin za 28,99 zł, Etiaxil za 22,99 zł. Ponadto atrakcyjne, choć niezbyt nagłośnione promocje na kolorówkę, które już niestety minęły



Z produktów włosowych w sumie nic mnie nie zainteresowało



Moja ulubione odżywka Garnier Goodbye Damage w promocji za 7,99 zł :) Uwagę przykuwa też nowy olejek do ciała Evree Fruit dwufazowy za 19,99 zł (jestem po kilku użyciach i wstępnie bardzo go polubiłam). Rajstopy w sprayu Sally Hansen są często polecane na blogach, ale nie miałam okazji używać ;)



Dalej sporo produktów do higieny ogólnej, higieny intymnej oraz do depilacji




  • -30% na podkłady AA
  • -30% wybrane maskary, cienie i linery Maybelline
  • -20% Max Factor False Lash Effect, Clump Defy
  • -25% wybrane produkty do makijażu Rimmel






Płyn micelarny Bourjois kiedyś bardzo lubiłam, choć Garnier przebija go cenowo i od tamtej pory do niego nie wróciłam ;) Nowa seria AA Oil Infusion -30%



Wybrane produkty do pielęgnacji twarzy Bioderma Hydrabio / Photoderm -25% (-30% z kartą LifeStyle). Filtry Pharmaceris -20% - obecnie mam SPF50 i jest w porządku, choć osobiście chyba jednak wolę Vichy matujący. Ale z całą pewnością jest wart uwagi.



Na całą markę Nivea 1 + 1 za 50% ceny (produkt tańszy lub w tej samej cenie)

 

Natura – 28.05 do 10.06
LINK DO CAŁEJ GAZETKI

Wybrane zapachy do -40%, podkłady Astor Perfect Stay za 28,19 zł.

 

Znowu Lasting Finish w promocji :) Fixer Kobo podobno jest wart uwagi, ale jeszcze nie miałam. Bazy pod cienie Kobo nie polecam, wysycha ekspresowo. Balsamy do ust Catrice są za to świetne ;) Catrice Eyebrow Set również cieszy się dobrą sławą, ale jeszcze nie miałam.


Ciekawią mnie micelarne mleczka Ziaja w promocji, ale znając Ziaję i skuteczność ich produktów do demakijażu, pewnie można je o kant stołu rozbić :) Olejki Evree do twarzy za 22,99 zł



Zaciekawiły mnie produkty Anida - uwielbiam ich emulsję micelarną do twarzy, być może w większych Naturach byłaby ona dostępna? Tutaj również rajstopy w sprayu, ale w wersji tańszej, bo od W7 :)



Podobno żele Intimelle są bardzo dobre :)


Hebe – 28.05 do 10.06 
LINK DO CAŁEJ GAZETKI

Z pierwszej strony w sumie nic mnie nie zainteresowało - wybrane polskie marki do -30%, ale Farmona i Bielenda to raczej nie są produkty, które często u mnie bywają

 

Trochę produktów dzieciowych w promocji :)



  • lakiery Maybelline Colorama -50%
  • Rimmel Stay Matte podkład 18,79 zł
  • -30% na pudry Creme Puff i róże Creme Puff Blush od Max Factor
  • -30% na wybrane produkty Eveline



Odżywki Nivea za 8,99 zł :) oprócz tego również trochę produktów do opalania (Dermedic, Bioderma)



Antyperspirant Garnier Neo bardzo lubię, szkoda że pod koniec tak ciężko go wycisnąć



Ziaja Antybzzz może się przydać na wyjeździe pod namiot ;)



ColorStay w promocji - marnej, ale promocji :)



Macie w planach coś kupić? :)

Moja nieobecność | Recenzja: Niezbędny w mojej torebce - puder Essence, All about matt! fixing compact powder

$
0
0
Witajcie!

Na wstępie chciałabym Was serdecznie przeprosić za nieobecność na blogu od ponad 3 tygodni, w tym czasie nie udzielałam się również u Was (niestety). Dość mocno przytłoczyło mnie wszystko wokół - najpierw byłam przez tydzień pod namiotem w górach (na moto, więc do wyjazdu trzeba było się też solidnie przygotować logistycznie, termin był niestety nie do przełożenia bo to spotkanie, które było już zapowiedziane wiele miesięcy temu, a miejscówka zarezerwowana i zapłacona z góry), a po powrocie zostało mi już tylko 10 dni na przygotowanie do obrony pracy licencjackiej - nie wspominając już o koszmarnym stresie, a wręcz panice... ;) Przedwczoraj udało mi się obronić z jak najbardziej satysfakcjonującą oceną, więc powoli wracam do świata żywych :) Czeka mnie przede wszystkim dużo sprzątania i nadrabiania :D Emocje opadły, stres również - po prostu już po wszystkim i bardzo się z tego powodu cieszę :) No i nareszcie mogę wrócić do blogowania! Przychodzę więc do Was z pierwszą recenzją po przerwie :)

W porannym makijażu uwielbiam puder sypki, ryżowy Kryolan Anti-Shine. To moje stosunkowo niedawne odkrycie - sprzed dwóch miesięcy. No ale sypaniec, jak to sypaniec, do torebki jest to kiepskie rozwiązanie ;) W związku z tym ze sobą noszę zawsze puder prasowany. Od wielu miesięcy jest nim niezmiennie transparentny Essence, więc pragnę o nim napisać dziś coś więcej ;)


Plastik nie jest wcale aż taki lichy, na jaki wygląda. Jest dość gruby i myślę, że wytrzyma wiele - a przynajmniej w torebce nic złego się z nim nie dzieje. Nie starły się u mnie również napisy. Otwieranie na początku nie jest super-łatwe, ale bez tragedii - z czasem się wyrabia, ale nie na tyle, żeby opakowanie otwierało się samoczynnie.


Puder jest droooobniuteńko zmielony - przy nabieraniu nie widać ani nie czuć żadnych drobinek pudru, nic nie osadza się na włoskach, jest naprawdę jedwabisty w dotyku. Choć nie zawiera silikonów, daje uczucie silikonowego wygładzenia, optycznie zmniejszając pory i wygładzając skórę. Nie bieli, ale ja jestem bardzo blada, więc być może nie dostrzegam różnicy :) Nie zapewnia fenomenalnego matu, utrzymuje się on na mojej mieszanej cerze około 3-4 godziny, ale dla mnie to w sam raz - w ciągu dnia tylko raz się "poprawiam" więc dzięki niemu jestem w stanie przetrwać resztę dnia ;)


Dla mnie to bardzo dobry puder za niewielką cenę, matuje na ok. 3-4 godziny, ładnie wygładza buzię i optycznie zmniejsza pory. Dodatkowym atutem jest dla mnie jego transparentność - nie muszę się martwić o to, czy dobrałam właściwy kolor (dostatecznie jasny i dostatecznie żółty), czy będzie ciemniał i tak dalej. Lubię mieć go w torebce i mam już kolejne opakowanie w zapasie :) Jedynym minusem może być skład, a przede wszystkim obecność kontrowersyjnych soli aluminium pod nazwą Aluminium Starch Octenylsuccinate. 

Cena: ok. 13-15 zł
Pojemność: 8 g

Jaki puder nosicie ze sobą w torebce? :)

Catrice eyebrow filler - żel do brwi nr 10

$
0
0
Moje z natury bardzo liche brwi potrzebują "wspomagaczy" by w ogóle istnieć ;) Mam widoczne luki, bardzo rzadkie brwi (naprawdę niewiele ich wyrywam, a i tak są cieniutkie), które w dodatku są bardzo jasne i bez przyciemnienia mało widoczne ;) To wszystko tworzy niezłe combo, więc muszę się natrudzić, by cokolwiek z nich było. Dodam też, że jakakolwiek rudość przebijająca się spod brwi wygląda u mnie tragicznie, więc tym trudniejsze mam zadanie :) Dzisiaj będzie mowa o żelu do brwi z Catrice :)


O opakowaniu rozwodzić się nie będę, wygląda po prostu jak tusz do rzęs ;) Zawartość wynosząca 6,5 ml jest ważna 6 miesięcy od otwarcia, a szczoteczka długa i wąska. Na końcu lubi się zbierać "glutek", którego warto wytrzeć o chusteczkę, żeby się nim nie poplamić gdzie nie trzeba. 




Poniżej zrobiłam porównanie - od góry żel do brwi Wibo w starej wersji, następnie żel Catrice, na samym dole szczoteczka od tuszu Lovely Pump Up.


Żel ma za zadanie głównie przyciemnić i ujarzmić brwi, możemy za jego pomocą nadać im pożądany kształt, dzięki czemu nie wywijają się na wszystkie strony. Efekt jest delikatny i raczej naturalny. Zasadniczym minusem jest to, że nie utrwala brwi - nie są w żaden sposób usztywnione, więc wystarczy lekko dotknąć i robią co im się podoba ;) Producent obiecuje również, że produkt wypełnia luki, z czym zgodzić się nie mogę. Żel absolutnie luk nie wypełnia, tutaj trzeba zadziałać np. cieniem. Jedynie przyciemnia brwi i nadaje kształt. Bardzo ważną kwestią jest też kolor - żel Catrice ma kolor mlecznej czekolady, czyli brązu w zdecydowanie ciepłej tonacji. Czyli kolejna klapa, bo potrzebuję zdecydowanie chłodnego odcienia. Poziom jest dla mnie w sam raz - ani za jasny, ani za ciemny. Nie posiada też drobinek. Szkoda tylko, że ciepły :(

Na stronie producenta widnieją dwa odcienie - 10 i 20, ja posiadam nr 10, ale na swatchach u innych osób widziałam, że nr 20 również nie należy do tych chłodnych... 

Niżej porównanie Catrice z Wibo


Żel może trochę sklejać brwi, dlatego warto potem jeszcze przeczesać je spiralką (ja tego na zdjęciu nie zrobiłam)



Niżej macie podgląd wielkości szczoteczki w stosunku do oka


Cena: ok. 15 zł
Pojemność: 6,5 ml 

Podsumowując, nie jest to produkt zły, ale nie jest też bez wad. Z plusów mogę wymienić to, że przyciemnia brwi i nadaje im pożądany kształt, cena nie jest wygórowana, dostępność w porządku (m.in. drogerie Natura), szczoteczka dosyć wygodna w użyciu. Minusem jest brak utrwalenia i mała gama kolorystyczna, pozbawiona typowo chłodnego odcienia. Trochę skleja brwi, ale ich późniejsze przeczesanie nie stanowi dla mnie żadnego problemu, więc nie traktuję tego jako minus. 

Czego używacie do brwi?
Niesamowicie kusi mnie nowość od Inglota - konturówka w żelu do brwi (w słoiczku) :)

Genialne efekty dzięki odżywce Revive Lashes | KONKURS - wygraj odżywkę! :)

$
0
0
Revive Lashes to tegoroczna nowość w ofercie Flos Leku. Nie sposób zaprzeczyć, że odżywki do rzęs stają się coraz bardziej popularne i choć kiedyś wcale nie było o nich tak głośno, ostatnio coraz więcej firm wypuszcza swoje wersje. Od 2,5 miesiąca mam przyjemność testować odżywkę Revive Lashes - przyjemność, bo efekty są zniewalające (i same je zaraz zobaczycie). Na początku się trochę bałam, bo jednak w Internecie można znaleźć nie tylko pozytywne opinie na temat tego typu produktów, ale również negatywne, które dotyczą głównie skutków ubocznych. U mnie jednak żadne nieprzyjemności nie wystąpiły, więc nie pozostaje nic innego niż cieszyć się ładnymi rzęsami :)




Na początek wstawiam informacje o odżywce i obietnice producenta:




Odżywka zapakowana jest w sporej wielkości kartonik:





Działanie odżywki opiera się między innymi na składniku Bimatoprost, który budzi wiele kontrowersji, jednak osobiście nie odnotowałam żadnych skutków ubocznych - żadnego podrażnienia, zaczerwienienia, przekrwienia oczu, swędzenia ani innych dolegliwości związanych z okolicami oczu oraz widzeniem. Składnik ten zawarty jest również w innych odżywkach do rzęs, np. Long 4 Lashes, Revitalash, Bodetko Lash... 

5 ml odżywki znajduje się w niewielkich rozmarów srebrnym opakowaniu przypominającym eyeliner. Z czasem napisy się ścierają (szkoda). Odżywkę nakłada się za pomocą pędzelka na linię rzęs - tak, jak maluje się kreskę eyelinerem :)



Podczas aplikacji nic mnie nie piekło, nie czułam żadnego dyskomfortu. Odżywkę stosuję od 2,5 miesiąca (od 22 kwietnia) i choć pierwsze efekty były widoczne wcześniej, to teraz są już świetne. 

Wiele dziewczyn wspomina o wzmożonym wypadaniu rzęs na początku stosowania takich odżywek (rzęsy wypadają, a w ich miejsce wyrastają nowe, mocniejsze) - ja tego nie zauważylam. Ciut denerwujące w okresie przejściowym było jednak to, że zaczęło mi wyrastać kilka rzęs zdecydowanie powyżej ich linii głównej, tzn. bardziej na powiece - po prostu pojedyncze sobie wystawały tak dużo wyżej. Niestety musiałam je wyrwać, bo wyglądało to strasznie :P Był też taki moment, w którym istniejące już rzęsy mocno wystrzeliły z długością, a jednocześnie zaczęły wyrastać nowe. Też wyglądało to średnio - raz dłuższe, raz krótsze i tak na przemian. Niektóre wydłużyły się tak mocno (i nieestetycznie względem innych), że wśród wachlarza rzęs wystawały pojedyncze ekstremalnie długie - po pomalowaniu wyglądało to naprawdę komicznie, więc musiałam je przyciąć o jakieś 2 mm. W całym tym okresie przejściowym przestałam też nad nimi panować, zaczęły się wywijać na wszystkie strony, krzyżować ze sobą i rozczesanie ich stanowiło nie lada wyzwanie.

Wspominam o tym, ponieważ początki mogą być trochę trudne i irytujące, ale warto przeczekać ten czas do momentu, w którym rzęsy się ze sobą wyrównają i dzięki temu zagęszczą oraz wydłużą. Gdy wszystko się unormuje, nie wywijają się aż tak jak wcześniej. 

Poniżej możecie zobaczyć efekt po 2,5 miesiąca stosowania. Rzęsy wyraźnie się wydłużyły i wzmocniły. Niesamowity efekt jest w zewnętrznych kącikach rzęs - zawsze miałam tam raczej krótkie rzęsy, a dzięki temu że tam się tak mocno wydłużyły, wachlarz wydaje się pełniejszy. Zauważyłam też zdecydowane podkręcenie rzęs - zawsze były proste jak druty i dopiero tusze podkręcające lub zalotka jakoś je unosiły w górę, teraz cały czas są uniesione!!! :)

Lewe oko przed i po:


Prawe oko przed i po:


Moim zdaniem efekty są świetne i kompletnie się nie spodziewałam, że będzie aż tak dobrze :) Pełna kuracja trwa jednak około 4 miesiące więc jeśli po tym czasie będzie jeszcze lepiej, wstawię kolejne zdjęcia :) 

Pojemność odżywki wynosi 5 ml, a jej cena waha się od ok. 50 zł (np. w Aptece Gemini 49 zł z groszami) do ok. 90 zł.


A teraz mam dla Was niespodziankę - konkurs, w którym możecie wygrać odżywkę Revive Lashes :) Wystarczy odpowiedzieć na szybkie, krótkie i bezbolesne pytanie :)


Regulamin konkursu:

1. Aby wziąć udział w konkursie, należy:
- być publicznym obserwatorem mojego bloga
- wypełnić poniższy formularz i odpowiedzieć w nim na pytanie konkursowe "Co robisz, by Twoje rzęsy były piękne?".
2. Odżywkę Revive Lashes wygra osoba, która udzieli najciekawszej odpowiedzi. Zgłosić można się tylko raz.
3. Konkurs trwa do 27.07.2015 r. do godziny 23:59.
4. Wyniki ogłoszę najpóźniej 31.07.2015 r. i poinformuję zwycięzcę o wygranej drogą e-mailową. W przypadku braku odpowiedzi w ciągu 3 dni, wybiorę kolejną osobę.
5. Za wysyłkę odżywki odpowiedzialne jest Laboratorium Kosmetyczne Flos Lek. Nagroda jest wysyłana tylko na terenie Polski.
6. W wyjątkowych sytuacjach zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu.
7. Zgłoszenie się do konkursu oznacza akceptację regulaminu.
8. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

Formularz:


Powodzenia :)

Od dzisiaj w Hebe -40% na kosmetyki do makijażu

$
0
0
Hej :) 

Hebe przyszykowało bardzo atrakcyjną promocję na kosmetyki do makijażu i jeśli nie udało się Wam skorzystać wcześniej (np. w Rossmannie), albo chciałybyście coś jeszcze dokupić, to jest to dobra okazja :)

Gazetkę można zobaczyć tutaj:

Image and video hosting by TinyPic

Osobiście dumam nad kredką Maybelline do brwi (podobno jest chłodny odcień, pomacam i się przekonam) albo żelem/tuszem do brwi L'Oreal, pamiętam że sporo osób się nim zachwycało ;) Ale wyjdzie "w praniu", niczego więcej nie potrzebuję :) 

Jeszcze Natura przygotowała trochę wyprzedaży
Ale przed zakupem upewnijcie się. czy cena jest rzeczywiście promocyjna - Natura lubi podwyższać ceny podczas promocji, więc czasami na jedno wychodzi ;) 

Image and video hosting by TinyPic

Z ciekawszych nowości zauważyłam: cienie do brwi Kobo (9,99 zł), pomadki w kredce Kobo (9,99 zł). A w promocji między innymi puder Rimmel Stay Matte (17,99 zł), wszystkie produkty Astor -40%, Maybelline do -40%.

A Wy planujecie coś kupić, czy już się obłowiłyście? :)

Evree, Power Fruit, nawilżający olejek dwufazowy

$
0
0
Przyznaję się bez bicia, że za smarowaniem ciała nie przepadam. Ale smarować się trzeba, bo inaczej skóra staje się pozbawionym uroku sucharkiem ;) Dziś będzie mowa o młodym produkcie Evree, który jest na rynku dopiero od 2 miesięcy - o olejku dwufazowym Power Fruit. Nie jestem w stanie ukryć, że do firmy mam dużą słabość. Wszystkie dotychczasowo używane produkty (olejek do twarzy Essential Oils, olejki do ciała Multioils Bomb, Super Slim, Gold Argan) sprawdziły się u mnie bardzo dobrze bądź znakomicie (jedyne malutkie zastrzeżenie mam do olejku Gold Argan - ale nie do działania, lecz do zapachu, ale to już jest kwestia gustu), tym bardziej entuzjastycznie podeszłam do tej nowości.


Na kartoniku z nowoczesną szatą graficzną znajdziemy informację o tym, że jest to olejek dwufazowy, a ma za zadanie przede wszystkim nawilżyć i odżywić skórę. Nie zawiera olejów mineralnych, parabenów, silikonów ani parafiny. 100 ml olejku należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia.






Skład jak zawsze jest baaaardzo bogaty i w całej swej rozciągłości zawiera wiele dobroci - nawet więcej, niż opisuje producent.


Power Fruit znajduje się w takim samym opakowaniu, jak pozostałe olejki do ciała Evree. Dozownik typu "press" jest dla mnie bardzo wygodny. Niektórzy skarżą się, że olejki ciekną po opakowaniu, ale ja zawsze wycieram "dzióbek" po aplikacji, więc tego nie odczuwam. 


Olejek ma formułę dwufazową co oznacza, że trzeba go wstrząsnąćprzedużyciem, żeby uzyskać jednolitą konsystencję. Z jednej strony jest to coś nowego i pewnego rodzaju bajer, który na początku mocno mnie zaciekawił, ale z drugiej strony jeśli mamy do posmarowania całe ciało i trzeba co chwilę zamykać by wstrząsnąć, to bywa to odrobinę denerwujące :) Zwolenniczki płynów dwufazowych do demakijażu będą wiedziały, o co chodzi :) Dużym atutem jest zapach - przyjemny, słodki, kwiatowo-owocowy, ale jednocześnie bardzo subtelny. Jeżeli używałyście Multioils Bomb to pewnie pamiętacie, że tamten zapach był piękny, ale bardzo intensywny i długo się utrzymywał. Przy Power Fruit zapach wyczuwam w zasadzie jedynie podczas aplikacji, później jest zdecydowanie nienachalny. Jest to plusem, ponieważ nie męczy w ciągu dnia/nie utrudnia zasypiania. 


Myślałam, że olejek, z uwagi na swoją dwufazową formułę, będzie lżejszy od swoich braci, ale przyznam, że różnica jest nieznaczna. Nie jest tłusty, ale też z całą pewnością nie jest to leciutki kaliber typu balsamik ;). Wchłania się w pewnym stopniu, ale na skórze pozostaje odczuwalny, odbijający światło film. Gdy używałam go w upały, czułam dyskomfort z racji tłustej warstewki na ciele. W tak wysokich temperaturach, jakie były (25-30 stopni) wolę jednak lekkie smarowidła :)) Teraz już pogoda zelżała (obecnie jest 15 stopni...), więc przestało mi to przeszkadzać i znowu używam go z powodzeniem. Plusem jest obecność oleju z pestek malin, który jest naturalnym filtrem UV, ale nie liczyłabym na to, żeby olejek miał ochronić przed szkodliwym działaniem słońca - ta ochrona będzie zbyt niska, nie zapominajcie więc o filtrze przeciwsłonecznym ;)




Do działania przyczepić się nie mogę - skóra natychmiast jest ukojona, suchości nie doskwierają, a nawilżenie utrzymuje się całą dobę bez zastrzeżeń. Sponiewierana skóra po goleniu od razu czuje ulgę :) Olejek bez problemu poradził sobie z suchymikolanami, z łokciami było gorzej, ale tutaj potrzebuję czegoś bardzo gęstego i bardzo treściwego, więc mnie to nie zaskoczyło. Ogólnie jestem zadowolona i jeżeli lubicie takie olejki do ciała, to Power Fruit Was nie zawiedzie. 

Cena: regularna ok. 28 zł, w promocji za ok. 20 zł
Pojemność: 100 ml

Czy polecam? Jak najbardziej, ale nie podczas upałów - wówczas wyczuwalny film bywa denerwujący, no chyba że chcecie ukoić skórę po kąpieli słonecznej, w takim wypadku olejek może się okazać pomocny. Ja jednak takowych nie zażywam, więc nie miałam okazji tego sprawdzić :) Działanie jest bardzo dobre - skóra nawilżona, ukojona i odżywiona, zapach bardzo przyjemny, ale jednocześnie subtelny i nieuciążliwy, konsystencja choć dwufazowa, to jednak w praktyce podobna do pozostałych olejków Evree. 

Babydream extrasensitive krem pielęgnacyjny

$
0
0
Choć nie jestem mamą, to często kupuję kosmetyki dziecięce. Niektóre są dużo lepsze i dużo delikatniejsze od tych dedykowanych dla dorosłych ;) Ten krem kupiłam z myślą o regeneracji skóry twarzy w sezonie kwaszenia, ale nawet teraz, gdy się już nie złuszczam, znajduje swoje zastosowanie :) 


Krem znajduje się w uroczej, miękkiej tubce z nadrukowanym słodkim bobasem :) Zamykany jest na zatrzask (dobrze, że nie zakrętka :))


Krem łatwo się wyciska dzięki temu, że tubka jest miękka. Jego konsystencja jest baaardzo złudna - tuż po wyciśnięciu wydaje się leciutki i wodnisty, ale nie dajcie się zwieść pozorom - podczas rozsmarowywania czuć wyraźnie, że jest baaaardzo treściwy i tłusty. Z całą pewnością nie jest to krem lekki. Jest kompletnie bezzapachowy, z czego się bardzo cieszę - mniej substancji potencjalnie podrażniających to większa szansa, że nie będzie się działo nic złego w sytuacjach podbramkowych


Jak już wspomniałam, początkowo używałam go podczas kwaszenia w celu regeneracji skóry twarzy. Co prawda sprawdził się idealnie i przynosił natychmiastową ulgę, ale jednak jego konsystencja jest zbyt tłusta, żeby używać go na co dzień, więc sięgałam po niego sporadycznie. Obecnie pomaga mi w czymś zupełnie innym ;) 

Moja skóra dłoni jest bardzo problematyczna. Często ulega przesuszeniom, niestety do stopnia ciut ekstremalnego, w którym zaczyna dosłownie piec i pękać. Problem polega również na tym, że bardzo mocno podrażnia mnie mocznik, który występuje w wielu kremach - od razu tworzą mi się czerwone plamy na dłoniach i pieką tak, jakby mnie ktoś przypalał i muszę natychmiast zmyć, bo nie wytrzymam. Ale jeżeli moje dłonie są przesuszone w stopniu ekstremalnym to zaczynam odnosić wrażenie, że podrażnia mnie... dosłownie wszystko ;) Nawet Dermosan, który ma za zadanie regenerować uszkodzoną skórę, nawilżać i z założenia jest delikatny, przyprawił mnie o niezłe podrażnienia. Właśnie w takich kryzysowych momentach, kiedy totalnie nie wiem, co mam nałożyć na swoje dłonie, by im ulżyć, sięgam po dwa kremy: Avene Cicalfate albo po bohatera dzisiejszej notki. Babydream jest tak bardzo łagodny, że choćby nie wiem co się działo - ranki, pęknięcia, przesuszenia - nigdy mnie nie podrażnił. Daje natychmiastowe uczucie ulgi, łagodzi podrażnienia, przyspiesza regenerację i nawilża skórę dłoni. Kiedy nie wiem, po co sięgnąć, sięgam właśnie po niego, bo wiem, że nie zrobi mi żadnej krzywdy. 

Jeżeli szukacie czegoś, co pomoże w sytuacjach podbramkowych, to warto mieć ten krem na uwadze. Pamiętajcie jednak, że to niezły tłuścioch więc należy go dawkować z umiarem ;)

(Zdjęcie można powiększyć)

Cena: 7,99 zł
Pojemność: 100 ml

Dla mnie to SOS w tubce, w dodatku za grosze. Zdecydowanie warto go mieć.

Tangle Teezer Blow Styling - TT z rączką

$
0
0
Posiadam tę szczotkę od miesiąca. Nie do końca wiem, czy powinnam zaliczyć dzisiejszy wpis raczej jako "pierwsze wrażenia" czy już jako recenzję - same oceńcie po przeczytaniu moich spostrzeżeń ;) W każdym razie zależy mi, by napisać o niej w miarę jak najszybciej, ponieważ to w sumie jeszcze nowość, więc pewnie wiele osób zastanawia się, czy warto. 

Pierwsza kwestia - z jednej strony szczotka przeznaczona jest głównie do stylizacji, ale z drugiej strony według opisu na MintiShop wywnioskowałam, że do czesania również. Być może jest to moim błędem, że kupiłam tę szczotkę z zamiarem raczej czesania niż stylizacji ;)

Druga kwestia - istnieją dwie wersje tej szczotki: half paddle (do krótkich i półdługich włosów) oraz full paddle (do długich włosów). Ja mam wersję half paddle, choć powinnam mieć full paddle, nie mam pojęcia jak to się stało - chyba będąc w stanie zachwytu z kategorii "wow! TT z rączką!" nie spojrzałam, dorzucając do koszyka. Prawdę powiedziawszy, nie mam zielonego pojęcia czym one się w praktyce różnią - długością ząbków? Nie odnotowałam jednak, by posiadanie nieodpowiedniej wersji mi cokolwiek utrudniało, także tym się raczej nie przejmuję.

Szczotka przychodzi w takim opakowaniu ze wszystkimi informacjami:







Sama szczotka jest wieeeeelka w porównaniu do TT, ale gdyby porównać ją z inną klasyczną szczotką, to jest standardowych rozmiarów.


Gdy trzymam szczotkę w dłoni, sprawia ona wrażenie super-porządnie wykonanej, serio. Zwykły TT wygląda przy niej jak zabawka. Plastik jest naprawdę gruby i dobrej jakości. Rączka nie jest co prawda gumowana, ale od wewnętrznej strony plastik jest matowy (od zewnętrznej błyszczący), w dodatku jest wygodnie wyprofilowana, także bardzo dobrze leży w dłoni. Na zewnętrznej stronie widnieje napis Tangle Teezer, ale niestety wystarczy go lekko zadrapać, a napis schodzi, także pewnie za jakiś czas już go nie będzie. 




Ząbki są kompletnie inne niż w klasycznym TT - tu w ogóle nie ma porównania. Mają zupełnie inny, stożkowaty kształt (grubsze u nasady, cieńsze na końcu), są baaaardzo sztywne (nie wyginają się) i niestety ostro zakończone. Klasyczny TT ma ząbki (tzn całą powierzchnię do czesania) wygięte w łuk, dzięki czemu duża powierzchnia szczotki styka się ze skórą. Ta szczotka ma wyprofilowanie wręcz wypukłe (no tak, do stylizacji...), a ząbki są ułożone w czterech rzędach, co najlepiej odzwierciedlą poniższe zdjęcia. 







Jak już wspomniałam, ząbki są dość ostre. Jeżeli dodamy do tego fakt, że szczotka jest prosta (nie wygięta tak jak klasyczny TT), to czesanie nie jest przyjemne. Czuć, jak szczotka drapie skórę głowy, a czesanie zajmuje więcej czasu, niż przy klasycznym TT - bo po pierwsze trzeba wykonać więcej ruchów, by ta mała powierzchnia przylegająca (sam środek szczotki) rozczesała całą głowę, a po drugie trzeba wykonywać ruchy powoli, by nie dociskać za mocno do skóry - bo drapie. W klasycznej szczotce TT wszystko szło ekspresowo - wygięta szczotka z elastycznymi, niedrapiącymi ząbkami, przyjemnie masowała skórę głowy - ciach ciach i gotowe. Ogromnym minusem był dla mnie jednak brak rączki - szczotka często wyślizgiwała mi się z rąk, upadała na podłogę, a rozczesanie tak długich włosów, jak moje, wcale nie było takie proste. Niestety szczotka Blow Styling nie rozwiązała tego problemu - dzięki rączce trzyma się ją bardzo wygodnie, ale posiada z kolei inne wady (wynikające z budowy przeznaczonej do stylizacji), które opisałam powyżej. 

Plusem jest to, że nie elektryzuje (moich) włosów. Używam czasem D-Meli-Melo i tamta niestety od razu robi mi fruwające kudły dookoła, Blow Styling wprost przeciwnie - ładnie moje włosy wygładza

Jeżeli chodzi o jakość czesania - to też nie mogę jej niczego zarzucić. Używam jej zarówno na sucho, jak i na mokro i kompletnie nie mam się do czego przyczepić - włosy są ładnie rozczesane, szybko rozprawia się z kołtunami. 


Zdaję sobie sprawę z tego, że podczas czytania tego posta x osób pomyślało sobie "Kobieto! Kupiłaś szczotkę głównie do stylizacji, a narzekasz na czesanie? Trzeba było kupić sobie szczotkę do czesania!" I wiecie co? Macie rację :) Dlatego ten post ma na celu uświadomienie, że jeżeli chcecie kupić tę szczotkę głównie do codziennego rozczesywania włosów, to nie róbcie tego. Jeżeli zaś poszukujecie szczotki do stylizacji, to być może się ona sprawdzi - w takim układzie odsyłam do poczytania posta na blogu Idalia (klik) Osobiście się o tym nie przekonałam, ponieważ nie suszę włosów - myję je codziennie wieczorem i daję im wyschnąć w sposób naturalny. Moje włosy są też z natury proste jak druty, więc prostowanie termiczne i stylizacja prostująca również są u mnie kompletnie zbędne. Ja i tak będę się nią czesać, mimo że drapie (już się przyzwyczaiłam do ostrożności) - bądź co bądź czesze dobrze, wygładza włosy i bardzo dobrze leży w dłoni.

Swoją kupowałam na MintiShop (klik)

Planujecie zakup tej szczotki? :)

Ku przestrodze - o tym, jak łatwo dałam się nabić w butelkę...

$
0
0
Dzisiejszy post jest troszkę ku przestrodze, troszkę żartobliwie (bo po co się denerwować takimi rzeczami?), o tym jak łatwo dałam się nabrać (i pewnie nie tylko ja).

Jakiś czas temu napisał do mnie pewien Pan z serwisu Genomio z wiadomością typu "kopiuj-wklej do wszystkich" - w skrócie na początku znajdowały się komplementy typu prowadzi Pani bloga o wysokiej wartości merytorycznej i takie tam, później zaproszenie do dopisania się do listy najlepszych blogów lifestylowych - możliwość zdobycia nowych czytelników. Jedyny wymóg - wstawienie bannera na stronę. Nie ma problemu, widnieję w kilku serwisach zrzeszających blogi, więc bannery są na dole. Wiadomość była skonstruowana na tyle sprytnie, że nie znajdował się w niej żaden odnośnik do strony głównej (www.genomio.pl), znajdował się jedynie odnośnik bezpośrednio do strony z listą blogów - http://genomio.pl/blogi-lifestylowe - skonstruowaną całkiem przyjaźnie, z adresem bloga, miniaturką zdjęcia i fragmentem posta.

Moja pierwsza myśl - fajna strona, można poznać nowe i ciekawe miejsca w sieci, może trafi do mnie ktoś jeszcze :) Wstawiłam więc banner, dopisałam się za pomocą formularza, dostałam potwierdzenie, że już tam jestem - super. 


Jakie było moje zdziwienie, kiedy weszłam na stronę główną Genomio (tak, dopiero teraz, biję się w pierś) - a tu strona o testach na ojcostwo. Nie, to nie może być to. Wchodzę w e-maila jeszcze raz, adres jest poprawny. Weszłam jeszcze raz w odnośnik "blogi lifestylowe" z wiadomości - cholera, to jest to!! Co lepsze, na stronie głównej wcale nie ma żadnego odnośnika do listy blogów (też mi nowina, po co blogi na takiej stronie), jest to strona opublikowana w sieci, ale ukryta ;) 

Masakra :) Strona prowadząca wykonywanie testów na ojcostwo bawi się we wzajemne pozycjonowanie z dziewczynami z blogów urodowych :) Ja wiem, że wzajemne pozycjonowanie przynosi wiele korzyści dla obu stron, ale... na ile warto umieszczać na swoim blogu urodowym odnośnik do strony dotyczącej testów na ojcostwo?! 

Oceńcie same i nie zamierzam tu nikogo osądzać, ale moim zdaniem - nie warto. Nie czuję, żeby to miejsce - mój blog - było przestrzenią dla reklamowania strony zajmującej się testami na ojcostwo. 

Zastanawia mnie jedno - blogów tam jest wiele. Czy dziewczyny świadomie wybrały taką formę pozycjonowania, czy dały się nabrać tak samo jak ja, nie sprawdzając strony głównej? Muszę przyznać, że wiadomość była napisana dość sprytnie i nie wzbudziła moich podejrzeń ;) A może jestem po prostu łatwowierna, a moja czujność uśpiona. 

Dajcie znać, co o tym sądzicie - czy jest to według Was etyczne, czy jednak nie? 

Jak dla mnie - każdy niech robi, na co ma ochotę, ale byle świadomie. Ja zrobiłam coś nieświadomie i bardzo się zdziwiłam ;)
Przynajmniej mam nauczkę, żeby dokładniej sprawdzać, gdzie się zapisuję!
Viewing all 617 articles
Browse latest View live