O tym uroczym jajeczku mogłyście już przeczytać w ulubieńcach października (KLIK). Pisałam tam również, że byłam do niego uprzedzona z góry - naczytałam się wcześniej, że słabo działa, że nie jest warte swojej ceny. I po raz kolejny sprawdza się reguła, że co osoba, to inne odczucia, gdyż ja to jajeczko bardzo polubiłam ;)
Balsam do ust EOS znajduje się w przeuroczym, gumowanym opakowaniu. Dzięki temu nie wyślizguje się z rąk, pewnie się trzyma mimo swoich niewielkich rozmiarów. Otwiera się bardzo łatwo dzięki wklęsłemu wyprofilowaniu, a zamyka bardzo pewnie, z wyraźnym kliknięciem. W którymś z filmików na YT widziałam, że "odpowiedniki" EOS-a (być może to było Balmi, ale nie dam sobie ręki uciąć) nie zamykają się aż tak porządnie i przez to mogą się otworzyć samoczynnie. Tutaj jest to bardzo mało prawdopodobne :)
Od nowości przychodzi zapakowane w blister:
Skład jest piękny (95% organiczny, 100% naturalny) - oliwa z oliwek, wosk pszczeli, olej kokosowy, olej jojoba, naturalny aromat, masło shea, stewia, witamina E, olej słonecznikowy, wyciąg z owoców borówki, truskawki, brzoskwini, zapach.
W przypadku kosmetyków do ust, szczególnie pielęgnacyjnych, często reaplikowanych w ciągu dnia, bardzo ważny jest dla mnie smak i zapach. Są takie produkty, po które nie sięgam mimo świetnej skuteczności właśnie dlatego, że są dla mnie obrzydliwe (Carmex :P). EOS pod tym względem jest fantastyczny. Nie dość, że pięknie pachnie (taka jakby multiwitaminka? połączenie owocowe, ale niejednoznaczne), to jeszcze cudnie smakuje (słodko i apetycznie). Nie ma żadnego grymasu przy przypadkowym zlizaniu.
Kiedy widziałam zdjęcia EOS-a na innych blogach, myślałam sobie "ale jak to, taka malutka kuleczka? nic się nie wysuwa, nic się nie wykręca? przecież to tyle, co nic, zużyję to w tydzień!!", a właśnie że figa z makiem! EOS ma 7g produktu, podczas gdy przeciętne pomadki niecałe 5g (Neutrogena z maliną nordycką 4,9g, Nivea Peach oraz Ping Guava 4,8g, Sylveco z peelingiem 4,6g, Tisane w sztyfcie 4,3g, w słoiczku 4,7g, mogę tak wymieniać bez końca, wszystkie znane mi sztyfty nie przekraczają 5g). W dodatku ma przyjemnąkonsystencję, którą bardzo polubiłam. Nie jest taki ślisko-wazelinowaty, natłuszczający jak np. Neutrogena czy Alterra z granatem - tego typu pomadki zużywam w mig. Jest bardzo gęsty, zwarty,ale nie twardy i toporny. Nie trzeba szorować ust 50 razy, tak jak mi się zdarzyło z pierwszym egzemplarzem Tisane (drugi już taki nie był), wystarczy przejechać ze dwa razy i gotowe. Ale dzięki tej "zwartości" wolno się zużywa, nakłada się niezbyt grubą warstwą, a mimo tego, że używam i używam, ubytek nadal nie jest duży. Dzięki temu jest wydajny.
Byłam też ciekawa, czy taka spora kulka nie będzie sprawiać problemów przy używaniu, ale używa się jej wygodnie, nawet w pośpiechu. Ani razu chyba nie korzystałam z lusterka, a nie obsmarowałam sobie całej okolicy ust ;) Jestem tylko ciekawa, jak to będzie pod koniec, kiedy będzie już wyślizgana niemal na płasko.
Najważniejsze jest jednak działanie. Nawet najprzyjemniejsza w smaku, zapachu i wyglądzie pomadka nie ma żadnego sensu, jeżeli nie działa. Tutaj na szczęście moje uprzedzenia były niesłuszne, a balsam EOS sprawdził się bardzo dobrze. Pozostawia przyjemną, kojącą i otulającą warstwę na ustach, wyraźnie je zmiękcza, a nie tylko natłuszcza, jak robią to niektóre pomadki... Usta stają się wyraźnie bardziej miękkie i nawilżone, a spierzchnięcia miękną. EOS sprawdził się u mnie o niebo lepiej niż: wszystkie pomadki Nivea, Neutrogena (wersja z filtrem SPF20 i z maliną nordycką), Alterra (z granatem i klasyczna), Tisane (w sztyfcie). Przebija go obecnie tylko Nuxe w słoiczku i Tisane w słoiczku, bardzo miło wspominam też Carmex w słoiczku i sztyfcie (tylko ten obrzydliwy smak...), dobre rezultaty daje też u mnie Sylveco z peelingiem (ale nie zawsze mogę używać tej pomadki). Dążę do tego, że to obecnie moje ulubione smarowidło przenośne, niesłoiczkowe.
Podsumowując (bo się trochę rozgadałam...)
Plusy:
+ większa pojemność niż standardowe sztyfty (7g zamiast ok. 4,5g)
+ bardzo wydajny!
+ świetny, owocowy zapach
+ słodki posmak
+ dobrze dopracowane, porządnie wykonane opakowanie (nie otworzy się samoczynnie)
+ świetny, naturalny skład
+ wygodnie się używa takiej kulki
+ przede wszystkim działanie - wyraźnie nawilża, zmiękcza usta, a nie tylko je natłuszcza!
Minusy:
- dość wysoka cena (choć przy dobrej wydajności i większej pojemności to wybaczam)
- dostępność (nie widziałam nigdzie stacjonarnie)
Ja uwielbiam to jajeczko i jestem przekonana, że warto wypróbować choć raz i przekonać się na własnej skórze. Niektóre "hity" się u mnie nie sprawdzają (i na odwrót - produkty krytykowane sprawdzają się super), dlatego nie warto się uprzedzać, trzeba po prostu spróbować :)
Byłam też ciekawa, czy taka spora kulka nie będzie sprawiać problemów przy używaniu, ale używa się jej wygodnie, nawet w pośpiechu. Ani razu chyba nie korzystałam z lusterka, a nie obsmarowałam sobie całej okolicy ust ;) Jestem tylko ciekawa, jak to będzie pod koniec, kiedy będzie już wyślizgana niemal na płasko.
Najważniejsze jest jednak działanie. Nawet najprzyjemniejsza w smaku, zapachu i wyglądzie pomadka nie ma żadnego sensu, jeżeli nie działa. Tutaj na szczęście moje uprzedzenia były niesłuszne, a balsam EOS sprawdził się bardzo dobrze. Pozostawia przyjemną, kojącą i otulającą warstwę na ustach, wyraźnie je zmiękcza, a nie tylko natłuszcza, jak robią to niektóre pomadki... Usta stają się wyraźnie bardziej miękkie i nawilżone, a spierzchnięcia miękną. EOS sprawdził się u mnie o niebo lepiej niż: wszystkie pomadki Nivea, Neutrogena (wersja z filtrem SPF20 i z maliną nordycką), Alterra (z granatem i klasyczna), Tisane (w sztyfcie). Przebija go obecnie tylko Nuxe w słoiczku i Tisane w słoiczku, bardzo miło wspominam też Carmex w słoiczku i sztyfcie (tylko ten obrzydliwy smak...), dobre rezultaty daje też u mnie Sylveco z peelingiem (ale nie zawsze mogę używać tej pomadki). Dążę do tego, że to obecnie moje ulubione smarowidło przenośne, niesłoiczkowe.
Cena: 18,90 zł w e-Glamour (klik)
Pojemność: 7g
Podsumowując (bo się trochę rozgadałam...)
Plusy:
+ większa pojemność niż standardowe sztyfty (7g zamiast ok. 4,5g)
+ bardzo wydajny!
+ świetny, owocowy zapach
+ słodki posmak
+ dobrze dopracowane, porządnie wykonane opakowanie (nie otworzy się samoczynnie)
+ świetny, naturalny skład
+ wygodnie się używa takiej kulki
+ przede wszystkim działanie - wyraźnie nawilża, zmiękcza usta, a nie tylko je natłuszcza!
Minusy:
- dość wysoka cena (choć przy dobrej wydajności i większej pojemności to wybaczam)
- dostępność (nie widziałam nigdzie stacjonarnie)
Ja uwielbiam to jajeczko i jestem przekonana, że warto wypróbować choć raz i przekonać się na własnej skórze. Niektóre "hity" się u mnie nie sprawdzają (i na odwrót - produkty krytykowane sprawdzają się super), dlatego nie warto się uprzedzać, trzeba po prostu spróbować :)