Balsam do ust Tisane jest już z całą pewnością produktem kultowym. Znany, lubiany... Dziś kilka słów ode mnie o wersji w słoiczku oraz w sztyfcie :)
Na początku muszę wspomnieć, że nie jest to moja pierwsza styczność z balsamami Tisane. Miałam już zarówno wersję w słoiczku, jak i w sztyfcie, tak więc moja opinia jest całkowicie przemyślana. Nadarzyła się jednak okazja, by je ze sobą bezpośrednio zestawić i porównać :)
Opakowanie Tisane wizualnie trafia w mój gust - skromnie, bez wydziwiasów, podoba mi się taka klasyka. Pod względem higienicznym po wersję słoiczkową warto sięgać w domu, kiedy możemy w pełni zadbać o higienę dłoni podczas nabierania (choć i tak lepiej nabierać jakimś narzędziem np. pędzelkiem, szpatułką czy patyczkiem kosmetycznym), natomiast wersja w sztyfcie świetnie się sprawdzi do torebki, by móc bez obaw smarować usta w ciągu dnia ;) Z aspektów technicznych - posiadaczki długich paznokci nie będą zachwycone tym słoiczkiem - jest dość wąski i wysoki, więc porcja produktu pod paznokciem gwarantowana (ja zazwyczaj używam szpatułki i ten sposób lubię najbardziej). Sztyft zamyka się z kliknięciem, jednak z czasem się wyrabia i pojawia się obawa przed zamoistnym otwarciem.
Bardzo podoba mi się zapach Tisane (w obu wersjach taki sam) - taki waniliowy miodek, otulający i nienachalny. Posmak jest neutralny, więc tutaj również nie mam zastrzeżeń (jak w przypadku gorzkich Carmexów...). Wersja w słoiczku jest bardziej maślana, ale gęstnieje z czasem. Na początku nabiera się jak masełko do ust, z czasem bardziej właśnie jak balsam. Wersja w sztyfcie jest bardziej zwarta (logiczne, inaczej pomadka by się złamała/rozpłynęła). No i właśnie tutaj pojawia się pewna kwestia, której nie mogę pominąć. Mój poprzedni sztyft wspominam jako bardzo twardy, oporny, nie chciał się w ogóle nabierać na usta, musiałam chuchać, dmuchać, pocierać w dłoniach, a i tak niewiele to dawało. Próba posmarowania nim spierzchniętych ust sprawiała, że bardziej się krzywdziłam (szarpanie suchych ust = ich pękanie) niż sobie pomagałam. Wersja, którą mam obecnie, nabiera się zdecydowanie łatwiej, jak po prostu klasyczna, normalna pomadka, w której nie ma niczego dziwnego ;) Nie mam pojęcia, czy mój poprzedni egzemplarz był źle przechowywany (kupowałam w aptece DoZ), czy trafił mi się jakiś felerny egzemplarz, czy może w formule coś się zmieniło? Nie mam pojęcia. Wtedy klęłam (a myślałam, że "klnęłam" - źródło) jak szewc, że nigdy więcej Tisane w pomadce, a tu zaskoczenie, bo inny egzemplarz i nic złego się nie dzieje... Tisane w sztyfcie na pewno jest dobrym rozwiązaniem latem, bo nie reaguje aż tak mocno na wysokie temperatury (Neutrogena mi się rozpłynęła na amen...).
(z lewej słoiczek, z prawej sztyft)
Choć niektórzy twierdzą, że wersja w słoiczku i sztyfcie to to samo, tyle że w innej formie, to ja się z tym nie zgadzam. Dla mnie to coś zupełnie innego i w moim przypadku bezkonkurencyjnie wygrywa słoiczek. Fakt, wersja w sztyfcie jest wygodniejsza, ale działanie u mnie jest takie sobie. Gdy nałożę balsam w słoiczku, czuję dużą ulgę na ustach, spierzchnięcia miękną, a usta ładnie się wygładzają, jeżeli jest bardzo źle, to po kilku aplikacjach różnica jest duża, a więc faktycznie ma działanie nawilżające i regenerujące (mam okropną tendencję do gryzienia suchych skórek na ustach, więc wspomaganie gojenia jest pożądane z mojej strony :P). Jest dość lekki, masełkowaty, więc reaplikacja będzie konieczna (używam też Nuxe i ten to jest dopiero gęsty i treściwy!), ale działanie jak najbardziej mi się podoba. Z kolei wersja w sztyfcie działa u mnie bardziej doraźnie. Po posmarowaniu jest ulga, usta miękną, ale gdy pomadka znika z ust, jest niewiele lepiej, niż było. Nie jest tak, że nie robi kompletnie nic, ale moim zdaniem nie umywa się do słoiczka.
(sztyft)
(słoiczek)
Sztyft: 8,99-9,49 zł za 4,7 g
Pomadka: 11,49 zł za 4,3 g
(ceny wzięłam z DoZ)
Tisane w słoiczku lubię, odkąd tylko go poznałam, czyli już ho ho ho i jeszcze dłużej. Natomiast wersja w sztyfcie przypasowała mi zdecydowanie mniej (pod względem działania, bo komfort stosowania jest zdecydowanie większy). Jednak jest wiele osób, które uważają, że to to samo, tylko w innej formie, dlatego myślę, że warto wypróbować obie wersje, by przekonać się na własnej skórze, jak się sprawdzą.