Jakiś czas temu (szczególnie przed świętami - w postach z pomysłami na prezent) przewinęła się fala zachwytów nad tymi mazidłami do ust Catrice. Niejednokrotnie były nawet porównywane do Instant Light Natural Lip Perfector Clarinsa - no cóż, 70 zł za Clarins (cena w Douglasie), a 15 zł za Catrice to różnica, a produkty łudząco podobne... ;) Czy są równie dobre? Nie mam pojęcia, gdyż mam tylko Catrice i to właśnie na jego temat jest dzisiejszy post.
Jak się okazało, moja szaro-bura ściana najlepiej wydobywa kolor tych balsamo-błyszczyków, więc tylko to zdjęcie (z wielu zrobionych) nadaje się do publikacji :D
Dokładna nazwa tego mazidła brzmi: Catrice - Beautifying LIP SMOOTHER - Upiększająco-wygładzający balsam do ust ;) Występuje w trzech kolorach: 010 Sweet Caramel, 020 Apricot Cream oraz 030 Cake Pop. Pech chciał, że nie dałam rady się zdecydować ani na jeden, ani nawet na dwa kolory, więc tym oto sposobem wylądowały u mnie wszystkie trzy odcienie balsamu ;) Jak szaleć, to szaleć. Jeden z nich kupiłam dokładnie 2 grudnia w LadyMakeUp, a dwa pozostałe kilka dni później stacjonarnie w Naturze (tylko dlatego, że w LMU były wówczas wyprzedane). Pech chciał, że jeden z nich (030 Cake Pop) był wcześniej zmacany, grrrrr :/ Macantom powinny poodpadać ręce! Gąbeczka była cała uwalona, więc po powrocie czekało mnie porządne jej umycie i zdezynfekowanie.
Te "upiększacze" znajdują się w minimalistycznie pięknym i porządnymopakowaniu. Serio porządnym, bo po tym czasie (3,5 miesiąca) z napisami zupełnie nic się nie stało, a wrzucam je "luzem" do torebki wraz z kluczami i innymi destrukcyjnymi przedmiotami ;). Nawet przed chwilą próbowałam zdrapać paznokciem napisy i mi się nie udało ;) Inni producenci powinni się uczyć od Catrice, bo mam już kilka takich błyszczyków, przy których przed użyciem muszę się zastanowić co to właściwie jest bo z napisów nic już nie zostało ;) Aplikacja za pomocą gąbeczki przebiega bezproblemowo i całkiem przyjemnie (bo jest mięciutka), choć nie jest to najbardziej higieniczne rozwiązanie, raz na jakiś czas wypada ją umyć i zdezynfekować. Taki sposób użycia pozwala nawet na aplikację w pośpiechu, bez lusterka i nie ma obaw o wizualną katastrofę ;)
Taka bielusieńka gąbeczka jest tylko od nowości, później już caaaała zabarwiona ;) Po ściśnięciu tubki wychodzą "kropelki" balsamu jak na dolnym obrazku.
Zapach bardzo przyjemny, waniliowo-budyniowy, posmak również nie zniechęca do używania - jest słodkawy, więc nawet zjadaczki będą zadowolone :)) Osobiście nie znoszę, gdy mazidła do ust mają nieprzyjemny zapach i smak, jest to dla mnie zupełna dyskwalifikacja - tak jak Carmex, wielbię go za działanie, ale nie kupię ponownie bo jego smak jest dla mnie po prostu obrzydliwy. Niewątpliwym plusem balsamu jest to, że zupełnie nie jest klejący. Nie lubię tego uczucia, gdy próbuję otworzyć usta, a tu jakikolwiek opór ;) Catrice zadbało o to, żeby tego uniknąć - duży plus.
Jak już wspomniałam, balsam występuje w trzech wersjach kolorystycznych: 010 Sweet Caramel, 020 Apricot Cream oraz 030 Cake Pop. Zawiera w sobie całe mnóstwo maluteńkich drobinek, które na szczęście są niemal niewidoczne, w praktyce trzeba się mocno przyjrzeć. W sztucznym świetle widać je bardziej, tak jak na zdjęciu poniżej:
Balsamy są półtransparentne - uzyskiwany efekt jest baaaardzo delikatny, tak naprawdę tylko lekko podkreśla kolor ust. Niestety szczerze żałuję (po fakcie), że wzięłam wszystkie trzy odcienie, ponieważ dwa jaśniejsze wyglądają na ustach... niemal tak samo, różnica jest ledwie widoczna... No ale wcześniej tego nie wiedziałam ;) Bardzo ładnie nabłyszczają usta, wygładzają je optycznie i nawet jeśli mam suche skórki, to po użyciu stają się mniej widoczne. To po prostu idealny produkt na co dzień, kiedy chcę tylko lekko podkreślić usta.
Gdybym mogła cofnąć czas, wzięłabym 020 (prawie niewidoczny, delikatny efekt) oraz 030 (subtelnie różowiutkie usta - w rzeczywistości efekt jest ciut bardziej widoczny, niż na zdjęciu, ale nadal delikatny).
Tak naprawdę jedynym, co mnie w nich rozczarowało, jest trwałość - czytałam kilka opinii, że balsam Catrice jest dużo trwalszy od wielu błyszczyków, ale muszę się z tym niestety nie zgodzić, u mnie 1,5 godziny maksymalnie i znika całkowicie. Zdarzyło mi się również przeczytać również, że wysusza usta - z tym się również nie zgadzam (ale tutaj akurat na szczęście :P), bo moim zdaniem je skutecznie nawilża. Oczywiście nie tak, jak dobra pomadka, ale ilekroć stosowałam balsam na suche usta, po zniknięciu/zjedzeniu były w znacznie lepszym stanie, a efekt nie jest złudny, gdyż się utrzymuje.
Wiem, że recenzja ciut długa, więc spróbuję to podsumować:
Plusy: niska cena, piękne i porządne opakowanie, bardzo łatwa aplikacja, przyjemny zapach oraz posmak, odpowiednia konsystencja, nie klei się, subtelny efekt idealny na co dzień, optycznie wygładza usta i je pielęgnuje
Minusy: mało higieniczna aplikacja, niska trwałość, dwa pierwsze odcienie wyglądają prawie tak samo
Moim zdaniem to świetne mazidło do ust na co dzień, do lekkiego podkreślenia ust - pięknie wygładza, nabłyszcza i bardzo przyjemnie się używa dzięki zapachowi i braku sklejania. Trwałość niestety niska, więc należy się liczyć z reaplikacją :) To również bardzo dobry pomysł na prezent - szansa na to, że się nie spodoba, jest raczej niska - głównie ze względu na ten uniwersalnie subtelny i "bezpieczny" efekt.
Miałyście już balsam Catrice? :)