O tych różach każda z Was już pewnie słyszała - ja swój pierwszy kupiłam tak dawno temu, że już nawet nie pamiętam kiedy. Nie jestem też w stanie stwierdzić, jaki to był numer, bo spód jest już mocno wytarty. Jakiś czas temu kupiłam drugi egzemplarz, w kolorze cukierkowego różu (nr 9) :)
Opakowanie typowe dla Wibo - plastikowe, dość tandetne ;) Ale trzyma się dzielnie, oba opakowania różu upadły mi na podłogę niezliczoną ilość razy, a mimo to żaden z nich na tym nie ucierpiał ;) Na spodzie mamy wszystkie informacje - opis, skład i numer, jednak z czasem się wyciera.
Po podniesieniu części zawierającej róż znajdziemy aplikator, ale uprzedzam - naprawdę nie nadaje się do NICZEGO. Zastanawiałam się, jakie alternatywne rozwiązanie mogę dla niego wymyślić, ale jest tak okropny, że się po prostu nie przyda. Włoski wypadają z niego na potęgę, o beznadziejnym kształcie już nie wspominając... :)
No ale nie o aplikator tu chodzi, lecz o róż. A ten jest całkiem w porządku. Kolor wydaje się być zdecydowanie intensywny, taki matowy cukierkowaty barbie (nr 9)... ;) Ale pigmentacja nie jest zbyt mocna, więc nie zrobimy nim sobie krzywdy. Odcień, który kupiłam w pierwszej kolejności, wydaje się być jeszcze bardziej niebezpieczny, taki ceglasty, ale wbrew pozorom wygląda całkiem nieźle.
Tak jak już wspomniałam, pigmentacja szałowa nie jest, co dla mnie akurat w tym przypadku jest raczej plusem - przynajmniej na policzkach wygląda delikatnie i świeżo. Gdyby wyglądał tak jak w opakowaniu, pewnie nie byłabym zadowolona :D Nie pyli podczas nakładania i raczej dobrze przyczepia się do pędzla, chociaż samo dotknięcie nie wystarczy, trzeba lekko pogmerać pędzlem. Jeżeli chodzi o trwałość, to jest ona raczej średnia. Całego dnia na policzkach nie wytrzyma, po kilku godzinach ściera się i przydałaby się poprawka. Na szczęście nie zostawia nieestetycznych placków, po prostu sobie znika. Oprócz tego muszę wspomnieć o zabójczej wydajności, myślę że tego różu po prostu nie da się zużyć przed upływem terminu ważności, choćby był używany codziennie :P Naprawdę używam, używam, a ubytek niewielki. No ale jak to się mówi - "kolorówki się używa, a nie zużywa".
A tak wygląda mój pierwszy egzemplarz (nie wiem jaki to numer), już w kiepskim stanie (powinien już iść na emeryturę, ale jakoś szkoda mi go wyrzucić):
![]() |
Po lewej nr 9 |
Nawet na swatchu widać, że róż intensywny nie jest, a nałożyłam naprawdę sporą ilość.
Tutaj ilość "normalna", jaką lubię najbardziej na co dzień (oczywiście aparat i tak zjadł trochę intensywności):
A tutaj mocno przesadzona, bardziej dla pokazania koloru :P Dla mnie to już za dużo - w rzeczywistości był to paskudny różowy placek :)
Także jak widać, efekt jak najbardziej można stopniować :)
Cena: około 10 zł, pewnie nawet mniej
Pojemność: 6,5 g
Podsumowując, nie jest to może róż o najlepszej jakości, super pigmentacji i ponadprzeciętnej trwałości, ale jednak mam do niego jakiś niewytłumaczalny sentyment :) Kolor numer 9 nadaje przyjemnej świeżości i dziewczęcości na twarzy. Oprócz tego cena niewielka. Nie jest idealny, ale mimo wszystko lubię po niego sięgać :)
Znacie róże Wibo? :)