Quantcast
Channel: BASIA-BLOG.pl
Viewing all articles
Browse latest Browse all 617

The Balm, Cindy-Lou Manizer (+swatch z Mary-Lou i Betty-Lou)

$
0
0
Muszę przyznać, że w całym trio od The Balm jestem szczerze zakochana... Kiedy nabyłam w kuszącej promocji -50% rozświetlacz oraz bronzer (2 w cenie 1 - jak tu się nie skusić?!), a później zobaczyłam kuszące swatche trzeciej siostry - uroczego, rozświetlającego różu... Wiedziałam, że musi być mój :)


Jak każdy z całej trójki, Cindy-Lou znajduje się w uroczym i trwałym opakowaniu z lusterkiem. Lusterko jest spore i zajmuje całą górną część. Kartonik (równie uroczy) prezentuje się następująco:


Bardzo łatwo nabiera się na pędzel - do tego stopnia, że trzeba się z nim obchodzić delikatnie i z czułością. Jeżeli przejedziemy zbyt intensywnie pędzlem po jego powierzchni, to nabierze się produktu zbyt wiele, część się osypie dookoła, a część spylonego różu zostanie luzem na powierzchni. Ja wolę po prostu dotykać go pędzlem - i to wystarczy, naprawdę. Dzięki temu jest bardzo wydajny. Drobno zmielony, lekko "wilgotny", dobrze łapie przyczepność do pędzla i twarzy. Trwałość zależy przede wszystkim od tego, co użyjemy pod niego - schodzi wraz z podkładem. Z trwałym podkładem trzyma się cały dzień (nawet przy 30-stopniowym upale, mając mało czasu na zrobienie ważnych zakupów i latając jak oszalała po galerii handlowej... przetestowane niedawno :D).

Jego kolor jest na tyle wielowymiarowy, że ciężko go zarówno opisać, jak i sfotografować, gdyż na każdym zdjęciu (i pod różnym kątem na żywo) wygląda zupełnie inaczej. Trochę różowy, trochę łososiowy, z domieszką brzoskwini... Z całą pewnością kolor jest jasny i delikatny. Ma w sobie mnóstwo maluteńkich drobinek, więc służy jednocześnie jako rozświetlacz. Na szczęście drobinki są na tyle malusieńkie, że nie połyskują na twarzy w formie kiczowatego brokatu, lecz tworzą taki "mokry" efekt tafli. Kto miał rozświetlacz The Balm, ten wie, o czym mówię :)



Wystawiłam go na słońce, żeby pokazać Wam wspomniane połyskujące drobinki:

Tutaj macie porównanie całej trójki:


Kolor jest po prostu przepiękny, jak go zobaczyłam, to od razu się zakochałam... Nałożony na jasny, beżowy podkład z żółtymi podtonami, delikatnie ożywia skórę i sprawia, że wygląda na wypoczętą, rozświetloną. Wygląda po prostu świeżo. 


Rozświetlacz, jak to rozświetlacz - może podkreślić to, co raczej wolałybyśmy ukryć. Najlepiej wygląda na cerze nieskazitelnej, ale któż taką posiada?






Efekt na policzkach jest zdecydowanie delikatny, więc wielbicielki mocniejszego efektu mogą już odetchnąć z ulgą - ich portfel jest bezpieczny :D Róż bardzo ładnie ożywia skórę, ale efekt zawsze należy do delikatnych i ciężko z nim przesadzić - możemy się jedynie zbyt mocno rozświetlić. Na początku (gdy używałam pędzla EcoTools lub Essence, o których pisałam TUTAJ) efekt mnie zdecydowanie rozczarował - róż był bardzo słabo widoczny. Efekt tak delikatny, że aż niezadowalający. Moje zdanie całkowicie odmieniło się, gdy użyłam pędzla LancrOne (o nim również pisałam w tamtym poście) - efekt spodobał mi się na tyle bardzo, że do aplikacji Cindy-Lou używam już tylko jego. Zdecydowanie lepiej mi się z nim współpracuje dzięki temu, że ma dużo bardziej gęste i zwarte włosie, po prostu dobrze nakłada róż na twarz :D Nabiera go znacznie więcej i nie "rozprasza", po prostu przykleja go do twarzy.

Cena: około 60 zł
Pojemność: 8,5 g
Dostępność: swój egzemplarz zamawiałam przez Internet, ale rozświetlacz i bronzer nabyłam w Marionnaud

Klasyczny rozświetlacz The Balm (Mary-Lou Manizer) jest dla mnie absolutnym "must have" w kosmetyczce - dla mnie jest to rozświetlacz najlepszy z najlepszych, niezastąpiony, dający taki efekt, którego nie jestem w stanie osiągnąć żadnym innym produktem (idealna, mokra tafla bez kiczowatego brokatu wędrującego po całej twarzy), a do tego służy za śliczny, szampański i wielofunkcyjny cień do powiek. Gdybym go zdenkowała, co jest raczej niemożliwe ze względu na piorunującą wydajność (prędzej się przeterminuje), kupiłabym ponownie bez chwili wątpienia, w promocji czy też bez. Bronzer (Betty-Lou Manizer) jest dla mnie przyjemnym akcentem - cieszę się, że go mam i chętnie używam, ale mogłabym bez niego żyć (nadal szukam bronzera idealnego). Dla mnie jest trochę zbyt ciepły, rudawy. Różo-rozświetlacz, czyli Cindy-Lou Manizer przyprawia mnie o szybsze bicie serca, gdy tylko sięgam po opakowanie, ale efekt na twarzy jest bardzo delikatny i wiem, że nie każdemu przypadnie to do gustu. Zupełnie inaczej sprawuje się z różnymi rodzajami pędzli, dlatego trzeba się go "nauczyć". Rozświetlenie bezbłędne - idealne, jak w przypadku Mary-Lou.

Taki delikatny efekt bardzo mi się podoba - są czasem takie dni, kiedy nie chcę się zbytnio wyróżniać i wtedy chętnie sięgam po Cindy-Lou, bo ciężko z nim przesadzić ;) Po prostu - dobry na co dzień :)

Podoba się Wam taki delikatny efekt?

Viewing all articles
Browse latest Browse all 617

Trending Articles


Sprawdź z którą postacią z anime dzielisz urodziny


MDM - Muzyka Dla Miasta (2009)


Częstotliwość 3.722MHz


POSZUKIWANY TOMASZ SKOWRON-ANGLIA


Ciasto 3 Bit


Kasowanie inspekcji Hyundai ix35


Steel Division 2 SPOLSZCZENIE


SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO


Potrzebuje schemat budowy silnika YX140


Musierowicz Małgorzata - Kwiat kalafiora [audiobook PL]